Ekonomiści spodziewają się, że przed obniżkami stóp procentowych RPP zadeklaruje, że etap ich podwyższania ma już za sobą. Złoty zyskuje na wartości.
– Rada Polityki Pieniężnej wciąż oficjalnie nie zakończyła cyklu zaostrzania polityki monetarnej, ale stanie się to na najbliższych posiedzeniach. Niska inflacja będzie zachęcała do takiej decyzji. Kwestią otwartą jest moment rozpoczęcia obniżek – powiedział w środę przed ogłoszeniem wyników posiedzenia RPP Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas Bank Polska.
Taka deklaracja to z pozoru tylko formalność. Seria 11 podwyżek rozpoczęta w październiku 2021 r. trwała do września ub.r. Od tego czasu główna stopa Narodowego Banku Polskiego wynosi 6,75 proc. Ale znaczenie ma również to, kiedy RPP zdecyduje się na ten krok. Według wstępnych szacunków Głównego Urzędu Statystycznego w kwietniu ceny płacone przez konsumentów były o 14,7 proc. wyższe niż rok wcześniej. Inflacja obniżyła się z poziomu 18,4 proc. notowanego dwa miesiące wcześniej. Ale celem banku centralnego jest inflacja na poziomie 2,5 proc. Dopuszczalne są odchylenia w górę i w dół o 1 pkt proc.
„Rada ocenia, że dokonane wcześniej silne zacieśnienie polityki pieniężnej NBP będzie prowadzić do obniżania się inflacji w Polsce w kierunku celu inflacyjnego NBP. Jednocześnie ze względu na skalę i trwałość oddziaływania wcześniejszych szoków, które pozostają poza wpływem krajowej polityki pieniężnej, powrót inflacji do celu inflacyjnego NBP będzie następował stopniowo. Szybszemu obniżaniu inflacji sprzyjałoby umocnienie złotego, które w ocenie Rady byłoby spójne z fundamentami polskiej gospodarki” – napisano w komunikacie po posiedzeniu.
Kurs złotego
Posiedzenie RPP zbiegło się z kolejnym dużym umocnieniem złotego. Za euro płacono po południu nawet poniżej 4,52 zł. Podobny kurs ostatni raz był notowany kilka dni przed rosyjską agresją na Ukrainę w lutym ub.r. Po wybuchu działań wojennych miało miejsce duże osłabienie złotego.
Wzrost kursu naszej waluty ma miejsce od miesiąca. – To efekt taniejących surowców, bardzo istotnej poprawy terms of trade (relacji cen w eksporcie i imporcie – red.), a co za tym idzie, szybkiej poprawy bilansu handlowego – mówi Michał Dybuła. Umocnienie jest związane również z napływem inwestycji zagranicznych. Pomagają też budujące się oczekiwania na obniżki stóp procentowych w Polsce. Tego typu ruchy sprzyjałyby spadkowi rentowności (wzrostowi cen) obligacji.
Rentowność 10-letnich papierów skarbowych znalazła się w ostatnich dniach poniżej 5,8 proc. (w październiku ub.r. doszła do 9 proc.), a indeks obligacji skarbowych osiągnął niemal 1850 pkt. To najwyższy poziom od stycznia ub.r.
O perspektywach polityki pieniężnej więcej będzie wiadomo po dzisiejszej konferencji Adama Glapińskiego, prezesa NBP. Ostatnio mówił on o nadziei, że pod koniec roku inflacja obniży się na tyle, że pozwoli na obniżanie stóp.
„Kontrakty FRA wyceniają już cięcia w skali ok. 1,75 pkt proc. do końca przyszłego roku, z pierwszym ruchem już w październiku. Trendy globalne oczywiście pomogły, ale nie należy pominąć zmiany retoryki płynącej z RPP. Rada de facto zapowiedziała początek cięć stóp po wakacjach, aczkolwiek jest on obwarowany pewnymi warunkami” – napisali w środowej analizie ekonomiści Banku Pekao.
Kontrakty FRA mówią o tym, jaki jest przewidywany poziom danej rynkowej stopy procentowej (np. trzymiesięcznego WIBOR-u) za ściśle określony czas.
Obecnie trzymiesięczny WIBOR wynosi prawie 5,9 proc. Pół roku temu było to 7,5 proc. (wtedy oczekiwano, że stopy procentowe w Polsce będą jeszcze rosły). Jak ten spadek przekłada się na wysokość rat płaconych przez kredytobiorców? Z wyliczeń DGP wynika, że w przypadku 25-letniego kredytu o wartości 500 tys. zł z marżą 2,5 pkt proc. ponad WIBOR oznacza spadek miesięcznej raty o ok. 550 zł. Obecnie wynosi ona nieco poniżej 4 tys. zł.
Wyniki banków
Utrzymywanie wysokich stóp procentowych ma pozytywny wpływ na wyniki banków. Ale dla decydującego o cenie pieniądza banku centralnego jest kosztem. Powód: nadpłynność sektora bankowego.
W systemie jest ponad 250 mld zł nadwyżkowej gotówki, którą banki mogą zaangażować np. w akcję kredytową, wpływając na zwiększenie popytu w gospodarce, co utrudniałoby ograniczenie inflacji. NBP „sterylizuje” tę nadwyżkę, sprzedając siedmiodniowe (albo krótsze, nawet jednodniowe, w tzw. operacjach dostrajających) bony pieniężne. Ich oprocentowanie odpowiada wysokości głównej stopy banku centralnego. Skala nadpłynności sprawia, że w ciągu niewiele ponad czterech miesięcy tego roku emisja bonów pieniężnych kosztowała NBP już ponad 6 mld zł. W całym 2022 r. było to niewiele ponad 10 mld zł.
Te kwoty obniżają wynik finansowy banku centralnego, z którego 95 proc. idzie na zasilenie budżetu (w ub.r. NBP miał rekordową stratę wynoszącą niemal 17 mld zł). ©℗