Niższy od planowanego deficyt budżetu pomoże zmniejszyć niedobór całego sektora finansów publicznych. Pytanie, czy nie ośmieli rządu do przygotowania wyborczych prezentów.

Wynik budżetu znacznie lepszy od planu to efekt kilku czynników. Z jednej strony niższej dotacji, jaką trzeba było wpłacić do ZUS. Jak wynika z informacji DGP, zamiast 44,7 mld zł wyniosła ona 38,6 mld zł. Wynikło to z lepszych od oczekiwań wpływów ze składek, a to z kolei skutek wzrostu płac goniących inflację oraz dobrej sytuacji na rynku pracy.
Nasi rozmówcy z kręgów rządowych podkreślają też, że spodziewane dobre wyniki budżetowe są rezultatem lepszych od oczekiwań wpływów z PIT i CIT, nieźle ponoć też wyglądają wpływy z VAT. Zwłaszcza PIT i VAT są istotne, bo w przypadku tego pierwszego podatku w życie wszedł Polski Ład, obniżający strumień płynący do budżetu. Taki sam efekt w przypadku VAT miało wprowadzenie tarczy antyinflacyjnej.
- Ostatecznych wyników jeszcze nie mamy, ale wstępnie wygląda na to, że wpływy z wszystkich podatków mogą być o kilka miliardów złotych wyższe, niż było w planie - przyznaje inny rozmówca. W tym największa zasługa CIT. Już po listopadzie wpływy z niego okazały się dużo wyższe, niż zakładał plan na cały 2022 r. Wykonanie po listopadzie wyniosło 65 mld zł, podczas gdy założeniem były niespełna 54 mld zł. - Jeśli ktoś mówi dziś, że firmy są w fatalnym stanie, to trudno tego słuchać, gdy widzi się rekordowe wpływy z CIT - twierdzi rozmówca z rządu. Oczywiste wydaje się jednak, że wpływy z CIT to w części także efekt sytuacji na rynku energii i paliw, gdzie marże poszybowały w górę.

Rząd jeszcze liczy

Ostateczne wyniki zeszłorocznego budżetu i całego sektora finansów publicznych powinniśmy poznać jeszcze w tym miesiącu, choć niewykluczone, że dopiero pod jego koniec. Na razie trwają wyliczenia. - Dopiero dane zaraportowały samorządy, trzeba to wszystko przeliczyć i odnieść do informacji z GUS. Premier chce, by wszystko dokładnie sprawdzić, by potem nie robić korekt i się z czegoś wycofywać. Ministerstwo Finansów liczy wynik całego sektora finansów publicznych, by ktoś nam potem nie zarzucał, że coś ukrywamy i wypychamy dług poza budżet - tłumaczy rozmówca z otoczenia szefa rządu.
Jest to o tyle istotna deklaracja, że w tegorocznym budżecie pojawiają się nowe, kosztowne pozycje, takie jak zwiększone wydatki na obronność, a zeszłoroczny ma być punktem odniesienia.
Jak słyszymy, rząd wciąż czyni zabiegi na forum unijnym, by wprowadzić zasadę niewliczania wydatków na zbrojenia. Na razie jednak bezskutecznie. - Nastawienie krajów członkowskich jest takie, że im bliżej są frontu, tym większe zrozumienie dla tego pomysłu, ale im dalej, tym mniejsze jest to zrozumienie - twierdzi rozmówca z rządu.
Obóz władzy jest przeświadczony, że najgorsze - jeśli chodzi o ocenę sytuacji finansowej Polski przez inwestorów - chwilowo jest za nami. Gdy jesienią zeszłego roku rentowność naszych obligacji zaczęła sięgać 9 proc., rząd uspokoił rynki m.in. zapowiedziami cięć w wydatkach resortów. Rentowność wynosi dziś ok. 6 proc. Rządzący liczą, że oczekiwany przełom w sprawie Krajowego Planu Odbudowy wzmocni przekonanie rynków o stabilnej sytuacji w Polsce.

Nawet poniżej 3 proc. PKB

Z punktu widzenia rynków największe znaczenie będzie miał nie deficyt budżetowy, ale deficyt całego sektora finansów publicznych liczony metodą unijną (gg od general goverment). Mniejszy deficyt budżetowy pomoże w obniżce deficytu sektora finansów publicznych, który był planowany na 4,7 proc. PKB, a według nieoficjalnych szacunków rządowych może być od 1,2 proc. do 1,7 proc. niższy, czyli wyniesie 3,5 proc., a może nawet poniżej 3 proc. PKB. Skalę pokazuje przeliczenie procent na złote, każdy 1 proc. PKB to ok. 30 mld zł.
Komisja Europejska jest bardziej pesymistyczna. W jesiennej prognozie szacowała, że w 2022 r. deficyt wyniesie 4,8 proc. Ekonomiści z Santander Bank Polska oszacowali, że będzie on znacznie niższy - w granicach 2,5 do 3 proc. PKB. - Jeśli będzie to 3,5 proc., to tragedii nie ma, ale to i tak oznacza wzrost deficytu fiskalnego, a nie jego spadek. To samo będzie w 2023 r., czyli idziemy w kierunku rozluźnienia polityki fiskalnej. Może to lepsze dla koniunktury, ale niekoniecznie dla walki z inflacją - podkreśla Piotr Bielski, dyrektor departamentu analiz ekonomicznych w Santander Bank Polska.

Wyborcze cukierki

Lepsza od oczekiwań sytuacja finansów publicznych może się przełożyć na kampanię wyborczą i oferty, z jakimi rząd będzie wychodził do Polaków. Na razie informacje dochodzące z obozu władzy nie są jednolite. Z jednej strony dotąd słyszeliśmy, żeby nie spodziewać się jakichś kosztownych propozycji, bo bud żet ma swoje ograniczenia. Jednak z drugiej strony dochodzą sygnały, że jeszcze nic nie jest wykluczone.
- Ponoć jakieś prace nad tymi propozycjami trwają, pracuje nad tym sztab wyborczy. Ale robi to w wielkiej tajemnicy, naprawdę mało osób w partii o tym wie - mówi nam polityk PiS.
Także ekonomiści spodziewają się, że PiS poszuka wyborczych prezentów, choć ich skala będzie zależała od tego, co się dzieje na rynkach. - Od października rząd był w trybie szukania oszczędności, który chyba dziś poszedł w zapomnienie, choć to jeszcze nie jest tryb wyborczy. To, jak słodkie będą te cukierki, będzie zależało od przebiegu kampanii i warunków rynkowych. Dopóki rynki są w dobrych nastrojach, tolerancja dla takich działań może być większa, ale październik pokazał, że globalne trendy rynkowe potrafią być skutecznym hamulcem - podkreśla Piotr Bielski.
BUDŻET PAŃSTWA W 2022 R. / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe