Oczekiwane dobre dane za 2022 r., jeśli chodzi o sektor finansów publicznych, mogą skłonić PiS do zmiany narracji o stanie państwowej kasy

Jeszcze niedawno dominował przekaz, że budżet – pozbawiony pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy – ma swoje ograniczenia i raczej trzeba oszczędzać. Do tego w grudniu minister finansów Magdalena Rzeczkowska informowała o poleceniu wydanym poszczególnym resortom, żeby okroić wydatki o 5 proc. – Pamiętajmy, że przy pracach nad budżetem na 2022 r. nikt nie brał pod uwagę konieczności uruchamiania tarcz antyinflacyjnych i innych narzędzi kosztujących dziesiątki miliardów złotych – przypomina rozmówca z rządu. Tego typu komunikaty miały na celu m.in. uspokojenie rynków i obniżenie rentowności polskich obligacji – co zresztą się udało. I sugerowały, że nie będzie miejsca na żadne wyborcze prezenty, do jakich przywykł PiS.

Teraz jednak słyszymy ze strony obozu rządzącego sugestie, że klimat narracji o stanie publicznej kasy może się zmienić, co niekoniecznie musi się przełożyć na znane z poprzednich kampanii kosztowne wyborcze deklaracje. Kolejni rozmówcy DGP przewidują, że deficyt sektora finansów publicznych, liczony metodologią unijną (tzw. GG od general government) – mimo dużych, nieprzewidzianych wydatków w zeszłym roku na różnego rodzaju działania osłonowe – ma szansę być sporo lepszy od przewidywanego. – Wynik powinien być w okolicach 3 proc., pytanie czy poniżej, czy powyżej – zauważa nasz rozmówca. – Fiskalnie rok 2022 wygląda nieźle, i tak to komunikujemy inwestorom. Na dziś możemy być pewni, że deficyt sektora GG nie przekroczy 3,5 proc. PKB – ocenia inny.

W ryzach ma się też utrzymać poziom zadłużenia państwa i to ten raportowany Unii Europejskiej. Kilka dni temu szef Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys, komentując ostatnie dane Eurostatu o długu sektora finansów publicznych w III kw. 2022 r. wśród państw członkowskich, stwierdził, że „najprawdopodobniej dług finansów publicznych (GG) spadł właśnie poniżej 50 proc. PKB”. A to uplasowałoby Polskę w gronie 14 krajów UE z najniższym poziomem długu, poniżej limitu 60 proc.

Rozmówcy z rządu przekonują, że te wyniki to nie tyle inflacyjny bonus, z którego korzystał budżet np. w zakresie wyższych wpływów podatkowych, ile dwa inne czynniki. Po pierwsze, to szybki wzrost gospodarczy w 2022 r. Jak poinformował w poniedziałkowym szacunku GUS, PKB w 2022 r. wzrósł o 4,9 proc., po wzroście o 6,8 proc. w 2021 r. Po drugie, to efekt uszczelnienia systemu podatkowego. Danych za grudzień o wpływach podatkowych przez cały czas nie ma, ale jak twierdzą nasi rozmówcy, są one wyższe od założonych w budżecie. Do tego wpływ na dobry wynik sektora GG za 2022 r. mają mieć także wyniki sektora samorządowego. Choć tu trzeba mieć na względzie argumenty włodarzy, że wynik ten jest sztucznie pompowany z jednej strony poprzez jednorazowe transfery z budżetu centralnego (8 mld zł pod koniec 2021 r., potem 13,7 mld zł w końcówce 2022 r.), a z drugiej – cięcia w inwestycjach, co generuje mniejsze napięcia w lokalnych kasach.

Ostateczne dane budżetowe powinniśmy poznać najwcześniej w połowie lutego. – Chcemy to ogłosić w dobrym momencie, biorąc pod uwagę atmosferę na rynkach. Teraz pomagają nam odczyty GUS dotyczące wzrostu PKB, chcielibyśmy wzmocnić ten przekaz pozytywnymi informacjami dotyczącymi bud żetu – tłumaczy rozmówca z rządu. Natomiast dane dotyczące całego sektora finansów publicznych liczone metodą unijną będą znane pewnie pod koniec I kw.

Ekonomiści podchodzą do tych szacunków ostrożnie. – Na ostateczne wyniki musimy poczekać. Gdyby wynik sektora wyniósł poniżej 3 proc., to bym się zdziwił, bo to by oznaczało deficyt niższy o ok. 50 mld zł – zauważa Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole

Takie opinie jednak nie zrażają PiS, który zamierza mocniej akcentować w kampanii kwestię stanu finansów publicznych. Z naszych rozmów wynika, że jednym z poruszanych w mediach tematów ma być sytuacja osób niezamożnych. Będą przedstawiani jako ci, którzy – dzięki transferom takim jak 14. emerytura czy obniżka podatków w ramach Polskiego Ładu – po raz pierwszy mogą sobie pozwolić na wydatki zaspokajające ich aspiracje. To także ma być ostrze skierowane w stronę opozycji, która regularnie przestrzega przed skutkami rozdawnictwa.

Równolegle jednak, jak sugerują nasi rozmówcy z rządu, przy tak skrojonym przekazie PiS grozi pułapka wykreowania zbyt wygórowanych oczekiwań w czasie kampanii – czy to ze strony inwestorów, czy wyborców. – Na pewno w kampanii nie będzie game changera, nie wyjdziemy z propozycją, której realizacja oznaczałaby wydanie np. więcej niż 1 proc. PKB (ok. 30 mld zł – red.). Jeśli coś będzie zaproponowane, to w ramach, które nie będą zagrażać stabilności sektora finansów – zapewnia rozmówca DGP z rządu.

Tegoroczna ustawa budżetowa czeka na podpis prezydenta. Plan zakłada dochody budżetu państwa na poziomie 604,5 mld zł, wydatki w wysokości 672,5 mld zł, a deficyt nie większy niż 68 mld zł. Deficyt całego sektora finansów publicznych (według metodologii UE) ma być na poziomie 4,5 proc. PKB. Z kolei zadłużenie instytucji rządowych i samorządowych ma być na poziomie 53,3 proc. PKB. Nie wszyscy jednak tym danym dowierzają. „Zadłużenie funduszy wydatkujących poza kontrolą parlamentu do końca roku wyniesie 422 mld zł. To tyle co 2750 fina łów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Kwota ta odpowiada 13 proc. polskiego PKB. Tak astronomicznego zadłużenia funduszy wydatkujących nie było w Polsce od dawna. W stosunku do 2015 roku zadłużenie to jest większe aż 9 razy” – alarmuje Instytut Finansów Publicznych, którym kieruje ekonomista Sławomir Dudek.