Wzrost cen ropy na początku tego tygodnia był dyktowany raczej kwestiami technicznymi, nie zaś fundamentalnymi. Cena ropy kierowała się w stronę górnego ograniczenia kanały bocznego, a więc okolic 54 USD. W kanale tym ceny ropy poruszają się już od początku tego roku, a więc ponad trzy miesiące. Poza tym, wzrostowe odreagowanie mogło być paradoksalnie efektem sukcesu w negocjacjach w sprawie irańskiego programu atomowego. O ile tuż po ogłoszeniu porozumienia ceny ropy spadły, to później inwestorzy zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, że nie musi ono oznaczać rychłego zniesienia sankcji na eksport ropy naftowej z Iranu. Do tego dojdzie najprędzej w drugiej połowie bieżącego roku.
Tak czy inaczej, w długoterminowej perspektywie kwestia Iranu sprzyja spadkom, a nie wzrostom notowań ropy naftowej. Irańskie zasoby ropy są jednymi z największych na świecie, a możliwości eksportowe tego kraju są spore, co zresztą było widać, zanim sankcje na eksport ropy zostały wprowadzone.
Ponadto, także pozostałe kwestie fundamentalne przemawiają za przewagą strony podażowej na rynku ropy naftowej. Jak pokazały raporty Amerykańskiego Instytutu Paliw (API) oraz Departamentu Energii, zapasy ropy w Stanach Zjednoczonych cały czas rosną. Według departamentu, w minionym tygodniu ich zwyżka wyniosła niecałe 11 mln baryłek, a więc niewiele mniej niż sugerowały dane API. Tym samym zapasy osiągnęły poziom 482,4 mln baryłek, czyli po raz kolejny wybiły się na historyczny szczyt.
Nadwyżka ropy w USA to główny czynnik, który przyczynił się do coraz większego otwierania się amerykańskiego rynku ropy na globalny rynek, po kilku dekadach utrzymywania zakazu eksportu tego surowca. Wczoraj o otrzymaniu pozwolenia na eksport kondensatu ropy naftowej z USA poinformowali przedstawiciele firmy ConocoPhillips. Tym samym firma ta dołączyła do wielu innych przedsiębiorstw, które taką zgodę już otrzymały, m.in. Royal Dutch Shell oraz Enterprise Products Partners.
Paweł Grubiak - członek zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI