Jest przynajmniej kilka teorii, które mają tłumaczyć, dlaczego początek roku najczęściej przynosi wzrosty kursów akcji notowanych na giełdach.

Najpopularniejsze wytłumaczenie odnosi się do rozliczeń podatkowych: inwestorzy sprzedają pod koniec grudnia te akcje, których bieżące notowania są niższe od kursów, po jakich kupowali je wcześniej. Po transakcji pojawia się strata, która w rozliczeniach z urzędem skarbowym pozwala obniżyć zobowiązania podatkowe. Jeśli działania mają wyłącznie charakter podatkowy, a nie stanowią okazji do zamknięcia rozczarowującej pozycji, to w nowym roku inwestorzy na ogół odkupują sprzedane wcześniej akcje. To zwiększa popyt i prowadzi do wzrostu notowań.
Inna teoria mówi, że w styczniu na rynek akcji napływają pieniądze wypłacone inwestorom indywidualnym w ich miejscu pracy, bo dla większości inwestorów zawieranie transakcji na giełdzie nie jest podstawowym sposobem na życie, jako kwartalne lub roczne premie, bonusy i nagrody.
Na początku roku w niektórych państwach odnawiają się limity wpłat na rachunki emerytalne, uprawniające do skorzystania ze zwolnienia podatkowego. W Polsce dotyczy to IKE i IKZE. Nowy rok jest też dobrym pretekstem dla brokerów, żeby przypomnieć o otwartych u nich rachunkach. Dla części osób może to być pretekst do zwiększenia aktywności inwestycyjnej, zwłaszcza gdy w ramach noworocznych postanowień zamierzają poważniej niż dotychczas podejść do inwestowania, zwiększając wpłaty na rachunek.
Działanie tych wszystkich, czasem tylko niektórych, czynników powoduje, że styczeń jest najlepszym okresem w roku dla posiadaczy akcji – notowania rosną częściej i mocniej niż w innych miesiącach. Tę zasadę określa się jako „efekt stycznia”.
Ale jest też inna wersja „efektu stycznia”. Mówi ona, że w pierwszym miesiącu roku lepiej od akcji renomowanych spółek o wysokiej kapitalizacji zachowują się akcje mniejszych firm. Dzieje się tak, ponieważ na rynku pojawia się więcej pieniędzy przede wszystkim od inwestorów indywidualnych. A oni z reguły kupują akcje spółek o relatywnie niższej kapitalizacji.
Według portalu Seeking Alpha statystyczne anomalie związane z lepszym zachowaniem kursów małych spółek niż największych firm miał w 1942 r. zaobserwować amerykański inwestor Sidney B. Wachtel. Uważał on jednak, że „efekt stycznia” nie jest narzędziem do prognozowania cen akcji. Ma tylko pomóc w zarabianiu pieniędzy na rynku.
Czy „efekt stycznia” działa? Analiza zmian indeksu S&P 500, jednej z najpopularniejszych miar kursów na amerykańskim rynku akcji, sugeruje, że tam styczeń nie jest miesiącem lepszym od innych.
W ostatnich 50 latach S&P 500 zaczynał kolejny rok od wzrostów w styczniu 28 razy, a średni wynik indeksu w pierwszym miesiącu roku w latach 1972–2022 to plus 1 proc. Przeciętna (medianowa) zmiana S&P 500 w styczniu wynosi plus 1,2 proc. Średnia miesięczna zmiana indeksu w pozostałych 11 miesiącach to plus 0,7 proc., mediana zaś wynosi plus 1,0 proc. Pozornie styczeń wypada trochę lepiej, ale jednocześnie w tym miesiącu notowania spadały częściej (44 proc. przypadków) niż w pozostałych (40 proc. zakończyło się stratą). To zachowanie zgodne z teorią ekonomii – potencjalnie wyższy zysk jest związany z wyższym ryzykiem.
Podobnie było dotychczas na GPW. Wprawdzie średni wynik indeksu WIG w styczniu (plus 3,3 proc.) jest lepszy niż w innych miesiącach (plus 0,7 proc.), ale ta przewaga to w znacznej mierze zasługa wyjątkowego wyniku ze stycznia 1996 r. (plus 37,3 proc.). Poza tym pierwszy miesiąc w roku szczególnie się nie wyróżnia.
Lepiej, przynajmniej na giełdzie w Warszawie, sprawdza się zasada, zgodnie z którą początek roku przynosi przewagę wzrostów spółek o niższej wartości rynkowej, w porównaniu z największymi. Od 1996 r. taki „efekt stycznia” pojawił się 17 razy (choć 10 razy go nie było). Różnica między styczniową zmianą indeksu sWIG80 (reprezentuje mniejsze firmy) i WIG20 (największe spółki) wynosiła przeciętnie 2,2 pkt proc. Przeciętna zmiana sWIG80 w styczniu to ok. 3,6 proc., a dla WIG20 nieco ponad 1 proc.
„Efekt stycznia” szczególnie dobrze działał w pierwszej dekadzie tego stulecia. W 2003 r. sWIG80 wzrósł w styczniu o 6,8 proc., a WIG20 spadł o 5,1 proc. Rok później sWIG80 zyskał 14,3 proc., a WIG20 wzrósł o 3,7 proc. Także w styczniu 2023 r. efekt początku roku daje o sobie znać – WIG20 rośnie po dwóch pierwszych tygodniach roku niemal 6 proc., ale sWIG80 zyskuje już prawie 9 proc.
Większość badań dotyczących korzystnego zachowania kursów akcji na początku roku, w szczególności mniejszych spółek, podkreśla, że „efekt stycznia” pojawia się nieregularnie i nigdy właściwie nie udaje się przewidzieć jego skali. Statystyczne anomalie mają często też na tyle niedużą skalę (tak jak lepsze zachowanie S&P 500 w styczniu niż w innych miesiącach), że nie sposób wykorzystać ich występowania w zawieraniu transakcji na rynku.
Na wszystkich giełdach obowiązuje też inna zasada niż „efekt stycznia”. Zgodnie z nią dobrze opisane i udokumentowane prawidłowości w zachowaniu kursów po pewnym czasie przestają działać. Powód? Część inwestorów próbuje grać przeciw statystykom (skoro w styczniu jest duży popyt na akcje, to może łatwiej je wtedy sprzedać?) lub przechytrzyć innych uczestników rynku (skoro kursy rosną w styczniu, to może kupować akcje już w grudniu albo listopadzie). ©℗