W ostatnich dniach media obiegła informacja, że katowicki sąd podważył – co prawda jedynie w formie zabezpieczenia na czas procesu – oprocentowanie kredytu złotowego opartego na wskaźniku WIBOR. To kolejny czynnik, który może jeszcze bardziej pogłębić brak zaufania do polskiego sektora bankowego. Dyskusja o jego (nie)wypłacalności rozpoczęła się już na łamach prasy międzynarodowej.
Gdy dołożymy do tego zapowiadaną przez KNF i GPW Benchmark zmianę wskaźnika WIBOR na nowy, który ma zacząć obowiązywać już w niedalekiej przyszłości – choć banki dostały bardzo mało czasu na jego wdrożenie i kalkulację kosztów – zdumiewać może, że dzieje się to wszystko przeddzień światowego kryzysu gospodarczego.
O szczególnej roli banków w czasach kryzysów traktuje dorobek naukowy trzech tegorocznych laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii. Profesorowie Ben Bernanke, Douglas Diamond oraz Philip Dybvig skupili się na badaniu sektora bankowego, w szczególności jego roli w trakcie kryzysów gospodarczych. Choć od publikacji ich przełomowych badań minęło ponad 30 lat, obserwacje naukowe trójki noblistów są aktualne jak nigdy dotąd.
Banki a globalne kryzysy gospodarcze
Punktem wyjścia dla analizy każdego ekonomisty zajmującego się wzrostem gospodarczym jest najdłuższy i najgłębszy kryzys, jakiego doświadczaliśmy na świecie w latach 1929–1933. Przyjmuje się, że symbolicznie zaczął się on od czarnego czwartku na nowojorskiej giełdzie w 1929 r., który następnie rozlał się na inne kraje, doprowadzając m.in. do gwałtownego spadku produkcji, co z kolei przełożyło się niemal natychmiast na skokowe zwiększenie bezrobocia. W przypadku Polski kryzys ten przeciągnął się do 1935 r., czego rezultatem było skurczenie się polskiej gospodarki o ponad połowę!
Wielu naukowców na świecie próbowało odkryć przyczyny tak głębokiego kryzysu, dopatrując się jego przyczyn m.in. w działaniach ówczesnych rządów, które wprowadziły cła zaporowe lub dumping cenowy, „chroniąc” w ten sposób rodzime gospodarki. Jak jednak stwierdził Ben Bernanke w przełomowym artykule z 1983 r. opublikowanym w „Economic American Review”, niedostrzeżony został fakt, że w trakcie światowego kryzysu upadło wiele banków (w przypadku Stanów Zjednoczonych połowa), a przez to zniknęło także wiele funkcji, jakie pełniły one dla społeczeństwa. Zdaniem Bernankego masowe upadki banków zaprzepaściły wieloletnie relacje, a gwałtowny spadek podaży kredytu przełożył się na gospodarkę realną, która miała ograniczone możliwości finansowania dalszego rozwoju. „Przed Bernankem” skutki upadków banków wiązane były z jedynie z pogorszeniem koniunktury lub z ograniczeniem podaży pieniądza, nie zaś z utratą funkcji bankowych w drodze utraconych relacji społecznych.
Bankructwa banków – zarówno w okresie wielkiego kryzysu światowego, jak i później – powodowane były często dużą wrażliwością na plotki, iż nie wypłacą one od ręki powierzonych depozytów. Problem zaradzenia temu zjawisku od strony naukowej podjęli dwaj pozostali, lecz mniej znani tegoroczni nobliści: Diamond i Dybvig. Wspólnie wypracowali teorię bankowej transformacji terminów płatności. Zaproponowali także rozwiązanie problemu nadmiernej wrażliwości banków na plotki o potencjalnym upadku. Bo choć po 1929 r. wprowadzono obowiązek ubezpieczenia przyjmowanych depozytów w formie obowiązkowej składki oraz zasadę, że to bank centralny danego kraju jest „pożyczkodawcą ostatniej instancji” – to tamte reformy opierały się wyłącznie na intuicji, nie na modelach naukowych. Tegoroczni nobliści w znaczący sposób pogłębili i wykazali to w modelach.
Ponadto Diamond podkreślał w swoich samodzielnych badaniach z 1984 r. w „Review of Economic Studies”, że banki muszą cały czas monitorować stan kredytobiorców, bo w przeciwnym razie koszty niespłacenia takich kredytów na koniec może ponieść całe społeczeństwo. Zdaniem tegorocznych noblistów regulacje mogą zatem zmniejszać ryzyko bankructw banków, ale też – gdy są nadmierne – mogą tworzyć zbyt wysokie koszty. Poniesiemy je wówczas my wszyscy.
Nobliści a sprawa polska
Spójrzmy na dorobek tegorocznych noblistów z perspektywy polskiego sektora bankowego. Dawno nie odnotowaliśmy w Polsce dużych upadłości bankowych, lecz przypadki przymusowej restrukturyzacji Idea Banku oraz Getin Nobel Banku powinny być dla wszystkich przestrogą.
Zacznijmy od kwestii nadmiernych regulacji. Polskie banki płacą jeden z najwyższych podatków bankowych na świecie, poza tym obciążone są składkami na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, na Bankowy Fundusz Gwarancyjny oraz – w tym roku – na System Ochrony Banków Komercyjnych (powołany w celu wsparcia procesu resolution Getinu). Dodatkowo bieżący rok przyniósł bankom ogromne straty wywołane wakacjami kredytowymi. Przypomnijmy, że ich wprowadzenie zajęło rządzącym raptem… dwa miesiące, licząc od prezentacji premiera na jednej z imprez gospodarczych do podpisania ustawy przez prezydenta.
Przyjmuje się powszechnie, że inflacja i wzrost stóp procentowych sprzyjają zyskom banków, jednak nie znajduje to odzwierciedlenia w ostatnich danych nadzoru. W tym roku doszło do załamania wskaźników rentowności polskiego sektora bankowego. Załamanie to przypomina rok 2020, gdy globalna, w tym polska gospodarka, została sparaliżowana przez pandemię COVID-19. Trudno nie wiązać obecnej sytuacji z wakacjami kredytowymi oraz nieustającym zamieszaniem towarzyszącym kredytom walutowym.
W okresie od października 2019 r. do września 2022 r. doszło do wzrostu odpisów na należności z tytułu kredytów hipotecznych dla sektora finansowego. Suma odpisów na należności z utratą wartości wzrosła bowiem o 63 proc., a na należności bez utraty wartości o 21 proc. Ta ostatnia kategoria szczególnie szybko rosła w II i III kw. 2022 r., co może świadczyć o problemach sektora związanych z pogorszeniem perspektyw spłaty kredytów hipotecznych.
Oprócz nadmiernych i wprowadzanych „na wariata” regulacji, pogłębiają się także ryzyko i niepewność generowane dla banków przez system sądowniczy w Polsce. Przede wszystkim nie kończy się epopeja frankowa. Sąd Najwyższy nie zabiera wyraźnego głosu w tej sprawie, dlatego też oczy wszystkich zwrócone są na Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE). W tej chwili rozpatrywany jest tam kluczowy spór co do tego, czy banki mogą żądać opłaty za kapitał, którym bezpodstawnie dysponowali frankowicze (gdyby okazało się, że umowa kredytu upadła). Ma to fundamentalne znaczenie, ponieważ gdyby TSUE uznał, że nie ma ku temu podstaw, to wówczas – wedle szacunków KNF – oznacza to straty dla polskiego sektora bankowego w wysokości ponad 100 mld zł.
Biorąc pod uwagę burzę, która nadciąga nad polski sektor bankowy, wyładowania regulacyjne z nią związane mogą wywołać pożar w wielu polskich bankach. Warto zatem zawczasu przypomnieć sobie, co tegoroczni nobliści, którzy od lat przyglądają się kryzysom finansowym i ich przyczynom, podkreślają w swojej działalności naukowej. Regulacje mogą zarówno zmniejszać, jak i zwiększać ryzyko funkcjonowania banków. Pamiętajmy o tym, stojąc u progu kolejnego (wielkiego?) kryzysu.
Jarosław Bełdowski, adiunkt w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie