Opłata za udostępnienie kapitału to podstawowy element gospodarki rynkowej. Za możliwość dysponowania pieniędzmi trzeba zapłacić.

Kiedy zamiast wydawać pieniądze na konsumpcję, decydujemy się je zaoszczędzić w banku, czyli odłożyć na przyszłość, oczekujemy za to odsetek. Ich wysokość zależy od stopy procentowej, która jest podstawową ceną udostępnianego kapitału pieniężnego w gospodarce rynkowej. Z ekonomicznego punktu widzenia to cena taka sama jak każda inna, którą płacimy za nabywane towary i usługi. Mimo to przy okazji stwierdzania przez sądy nieważności umów walutowych kredytów hipotecznych pojawiają się wśród prawników i przedstawicieli organów państwa głosy, że za udostępniony przed laty kapitał na zakup mieszkania banki nie powinny otrzymać żadnej rekompensaty. To ekonomiczny absurd.

Wartość pieniądza

Istnieją dwa powody, dla których osoby fizyczne i instytucje chcą otrzymywać opłatę za udostępniany kapitału. Po pierwsze, choć banki centralne mają za zadanie dbać o wartość emitowanego przez siebie pieniądza, to jednocześnie robią wszystko, by uniknąć deflacji, czyli spadku ogólnego poziomu cen. Dlatego zwykle przyjmują dodatni cel inflacyjny. W Polsce to 2,5% w skali roku. To oznacza, że jeśli Narodowy Bank Polski będzie średnio w okresie trwania kredytu realizować swój cel, to w przypadku kredytów hipotecznych, zaciąganych w zdecydowanej większości na okres powyżej 25 lat, złotówka pod koniec spłaty będzie warta mniej więcej połowę tego, co na początku.

Oczywiste powinno być to, że bez rekompensaty odzwierciedlającej przynajmniej w przybliżeniu ten ubytek siły nabywczej pieniądza niewielu byłoby by chętnych, by się na taki układ zgodzić – tyczy się to zarówno oszczędzających, jak i kredytujących zakup nieruchomości banków.

Inflacja wynosi obecnie aż 17,2% w ujęciu rocznym. Od końca 2008 roku, w którym udzielono najwięcej w ujęciu wartościowym kredytów walutowych, do września 2022 roku ceny wzrosły średnio o ponad 50%. Wzrosły też ceny nieruchomości – według NBP o ponad 45% do drugiego kwartału tego roku (rynek pierwotny w siedmiu największych miastach Polski). Innymi słowy, ktoś, kto by zrezygnował z zakupu mieszkania w 2008 roku, teraz by musiał zapłacić za nie średnio o ponad 45% więcej – a w tym czasie musiałby za możliwość korzystania z mieszkania płacić czynsz.

Po drugie i ważniejsze, niezależnie od oczekiwanego poziomu inflacji lepiej mieć pieniądze wcześniej niż później. Jeśli mamy pieniądze teraz, to już teraz możemy je wydać czy to na zakup dobra konsumpcyjnego, czy to na inwestycję, oczekując czerpania z naszych decyzji korzyści – psychicznych (czyli, posługując się terminologią ekonomiczną, użyteczności z konsumpcji) bądź pieniężnych (dochodu z inwestycji). Jeśli zamiast tego zdecydujemy się na oszczędzanie, by uzbierać potrzebną kwotę, ewentualne korzyści pojawią się dopiero w przyszłości. To właśnie możliwość czerpania korzyści z dysponowania pieniędzmi wcześniej jest pierwotnym źródłem procentu – opłaty za kapitał.

Korzyści frankowiczów

Co to oznacza dla osób, które kilkanaście lat temu zdecydowały się na zakup mieszkania za kredyt walutowy? Wskazując na powód drugi – mogły wcześniej nabyć nieruchomość, w której zamieszkały albo którą wynajęły, czerpiąc z niej dochód (czynsz). Pomijając tych kredytobiorców, którzy nabywali mieszkania w celach inwestycyjnych, możemy wskazać na konkretne korzyści czerpane przez osoby, które kupiły nieruchomości w celach mieszkaniowych. Przede wszystkim mogły one – zamiast płacić czynsz – spłacać kredyt, dochodząc stopniowo do nieobciążonej hipotecznie własności mieszkania, mimo że w chwili zakupu nieruchomości nie miały odłożonych oszczędności w kwocie na to pozwalającej.

Potrzebną różnicę otrzymały dzięki kredytowi z banku, ale przez to, że płaciły raty kredytu zamiast czynszu, mogły stopniowo dochodzić do nieobciążonej własności nabytego mieszkania, co otwierało przed nimi nowe możliwości, jak zapisanie nieruchomości w spadku dzieciom, zwiększenie dochodów na emeryturze przez odwróconą hipotekę albo sprzedanie jej w celu zamiany na inną. W tym ostatnim przypadku, jeśli po wyprowadzce dzieci potrzeby mieszkaniowe gospodarstwa domowego się zmniejszyły, właściciele nieruchomości mogą zdecydować się na zakup mniejszego mieszkania, a różnicę przeznaczyć albo na większą konsumpcję własną, albo np. na ułatwienie startu swoim dzieciom. Wszystko to są dodatkowe możliwości uzyskane dzięki nabyciu nieruchomości przy użyciu kredytu hipotecznego.

Koszt bankowego kapitału

Co więcej, w tym samym czasie, w którym kredytobiorcy walutowi mieliby korzystać z nieoprocentowanego kapitału, banki musiały płacić za finansowanie konkretnym interesariuszom, którzy finansowali ich działalność.

Banki jako pośrednicy finansowi finansują swoją działalność przede wszystkim tzw. kapitałem obcym, który reprezentują wierzyciele, czyli w przeważającej mierze deponenci i obligatariusze. Bezpośrednio albo pośrednio (za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych) są to zwykli ludzie, oczekujący, że za udostępnienie swoich oszczędności otrzymają odpowiednią opłatę. I choć oni swoje wynagrodzenie, którego nikt nie zamierza im w tej chwili odebrać, już otrzymali, to przykład ten doskonale obrazuje, że pozyskanie przez banki finansowania miało swój konkretny koszt.

Swój koszt, w dużej mierze nieobserwowalny i szacowany przy użyciu różnych modeli, ma też kapitał własny banków. Ale również za tym kapitałem własnym, podobnie jak za kapitałem obcym, stoją konkretni ludzie oczekujący, że ze swoich inwestycji otrzymają odpowiednią stopę zwrotu – przede wszystkim poza inwestorami strategicznymi reprezentujące 15 milionów przyszłych emerytów Otwarte Fundusze Emerytalne, które na koniec 2021 roku posiadały bezpośrednio lub pośrednio (przez PZU, posiadające akcje Alior Banku i Pekao) akcje banków o wartości ponad 50 miliardów złotych, co łącznie odpowiada prawie jednej czwartej kapitalizacji polskich banków na warszawskiej giełdzie.

Banki, udzielając kredytów walutowych, pozwoliły nabywcom nieruchomości czerpać konkretne korzyści. Owe korzyści, jak możliwość uniknięcia czynszu czy własność nieruchomości i zysk ze wzrostu jej wartości, zaistniały niezależnie od tego, czy w umowie kredytu znalazły się klauzule uznawane przez sądy za abuzywne, czy nie. Udostępnienie kapitału kredytobiorcy dało mu możliwości, których w przeciwnym razie by nie miał. Możliwości, za które, gdyby zamiast kredytu walutowego zaciągnął kredyt złotowy, musiałby zapłacić. Trudno więc usprawiedliwić brak analogicznej zapłaty w przypadku umowy, która została unieważniona.

Efekt odstraszający

Umowy kredytów walutowych są unieważniane na podstawie abuzywności tabel kursowych stosowanych w rozliczaniu tychże kredytów przez banki. Urząd Komisji Nadzoru Finansowego szacuje, że zastąpienie tabel kursowych bankowych kursem średnim NBP kosztowałoby niemal 9 mld zł. Dla porównania upadek umowy bez rozliczenia kosztu kapitału oznaczałby dla sektora bankowego koszt w kwocie ponad 101 mld zł, a upadek umowy z rozliczeniem na zasadach, na jakich w tym samym czasie kredyt zaciągali kredytobiorcy złotowi (WIBOR + marża) – ponad 56 mld zł.

Nie ulega więc wątpliwości, że nawet przypadku, gdyby banki otrzymały zwrot kosztów udostępnienia kapitału, zadziałałby tak pożądany przez kancelarie frankowe „efekt odstraszający”, za który zapłaciliby akcjonariusze banków, w tym przyszli emeryci. Ale jednocześnie pozwoliłoby to na powstrzymanie – przynajmniej do pewnego stopnia – „pokusy nadużycia”, skłaniającej osoby, które podjęły ryzyko, do przerzucania na resztę społeczeństwa jego kosztów, gdy się ono zmaterializuje. Byłoby to też rozwiązanie – w przypadku upadku umowy kredytu walutowego – najbardziej sprawiedliwe, bo nie stawiałoby frankowiczów w uprzywilejowanej pozycji w porównaniu z kredytobiorcami złotowymi. A zarazem nie stałoby ono w sprzeczności z podstawową zasadą gospodarki rynkowej, że za możliwość wcześniejszego dysponowania pieniędzmi trzeba zapłacić.