Zdaniem ekspertów jest jeszcze za wcześnie na to, aby liczyć na trwałe wzrosty na warszawskim parkiecie. Wiele zależeć będzie od nastrojów zagranicznych inwestorów.
Zdaniem ekspertów jest jeszcze za wcześnie na to, aby liczyć na trwałe wzrosty na warszawskim parkiecie. Wiele zależeć będzie od nastrojów zagranicznych inwestorów.
W ostatnich dniach na warszawskiej giełdzie przeważają kupujący. Od dołka obecnego trendu, który został wyznaczony w poprzednim tygodniu WIG20, czyli główny indeks na GPW, zyskał już ok. 8 proc.
– Na odbicie WIG20 w trakcie ostatnich sesji wpływ miały m.in. rosnące notowania europejskich banków za sprawą Europejskiego Banku Centralnego. To, jak zachowują się akcje polskich banków, jest powiązane z europejskimi. Ponadto WIG20 otrzymał łatkę najgorszego indeksu na świecie, dlatego mimo lokalnych problemów doszło do odreagowania jego słabości. Nie bez znaczenia dla inwestorów jest także to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą, dlatego wyraźnie rośnie indeks WIG-Ukraine. Jednak ogólnie rzecz biorąc, wydaje mi się, że jest to tylko odbicie notowań w spadkowym trendzie – mówi Konrad Ryczko, analityk DM BOŚ.
Inwestorzy bacznie obserwują trwającą ukraińską kontrofensywę i mają powody do zadowolenia. Dzięki temu najmocniej drożały w poniedziałek akcje ukraińskich spółek notowanych na GPW. Notowania takich firm jak Kernel, Astarta, Coal Energy czy KSG Agro rosły nawet o kilkanaście czy kilkadziesiąt procent. Mimo że do zakończenia konfliktu jest daleko, to wśród inwestorów rośnie nadzieja na jakąś formę rozejmu, z którą zapewne wiązałoby się także łagodzenie szoku energetycznego. Wśród ekspertów pojawiają się także opinie, że w wycenach spółek na warszawskiej giełdzie uwzględniony został już fakt utraty dużej części ponadnormatywnych zysków przez szeroko rozumiane firmy z branży energetycznej i rafineryjnej.
Marcin Materna, dyrektor działu analiz w Millennium DM, mówi, że w obliczu dużego planowanego wsparcia ze strony rządu, jeśli chodzi o ceny energii, i determinacji, aby w roku przedwyborczym nie doszło do implozji gospodarki czy wzrostu bezrobocia (czemu można w krótkim terminie zaradzić kolejnymi tarczami i dodatkami itp.), inwestorzy zaczynają wierzyć, że nie dojdzie do dużego spadku zysków spółek, więc obecne wyceny robią się powoli atrakcyjne. – Oczywiście sektor energetyczny czy paliwowy w Polsce może być dalej pod presją. Być może to te spółki zostaną zmuszone – podobnie jak wcześniej banki – do „dotowania” swoich klientów. Ale jeśli stymulacja gospodarki będzie postępować, a stopy będą sztucznie utrzymywane na stosunkowo niskim poziomie, to jest to korzystne dla akcji – mówi Materna. Dodaje, że powoli dochodzimy do momentu, gdy to rosnąca inflacja przy relatywnie niskich stopach jest najsilniejszym czynnikiem powodującym wzrosty cen akcji. Rośnie bowiem wartość majątku spółek, w przypadku jedynie ograniczonej recesji mogą też nominalnie rosnąć przychody, a nawet zyski, bo oddziaływanie inflacji będzie silniejsze niż negatywny wpływ spadku PKB.
Odbicie notowań na GPW nie byłoby możliwe bez dobrych nastrojów na zagranicznych rynkach. W poniedziałek większość indeksów w Azji i Europie rosła. To stanowiło także pretekst do potencjalnej kontynuacji wzrostów na Wall Street. Ma to duże znaczenie dla polskiej giełdy, to inwestorzy zagraniczni bowiem odpowiadają za większość obrotów na rynku głównym GPW. W pierwszym półroczu wygenerowali oni 63 proc. obrotów.
– Oceniam, że w krótkim terminie możemy mieć do czynienia z odbiciem na GPW, przy czym będzie ono raczej korektą w ramach trwającego trendu spadkowego, a jeszcze nie początkiem większej zmiany na naszym parkiecie. Za scenariuszem krótkoterminowych wzrostów przemawia poprawa notowań na rynkach bazowych (szczególnie w Stanach Zjednoczonych) oraz obrona dołków z początku pandemii na indeksie WIG20 wyrażonym w dolarze – mówi Michał Krajczewski, kierownik zespołu doradztwa inwestycyjnego w BM BNP Paribas. Jego zdaniem pierwszym ważnym poziomem, który pokazałby siłę WIG20, jest 1600 pkt. Ale w jego opinii dopiero wybicie ponad 1740 pkt będzie sygnałem do trwalszej zmiany trendu. W poniedziałek po południu WIG20 znajdował się w okolicy 1540 pkt. Z kolei w drugą stronę silniejszym wsparciem, do którego ewentualnie mogłyby spaść notowania, to minima z 2020 r. Wówczas w marcu WIG20 w trakcie jednej z sesji spadł w okolice 1250 pkt, a najniższy poziom zamknięcia sesji wyniósł 1300 pkt.
Z kolei amerykański S&P 500 jest obecnie zaledwie ok. 15 proc. poniżej rekordowego poziomu. Ostatnia bessa, czyli długotrwały okres spadania cen akcji, pociągnęła S&P 500 w dół o 34 proc. (w czasie pandemii), a w trakcie kryzysu finansowego o 50 proc. Teoretyczny zakres spadków jest zatem duży, a jeśli na amerykańskiej giełdzie doszłoby do silnej przeceny, wówczas WIG20 może być pod jeszcze większą presją.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama