Notowania na giełdach są niższe niż przed wojną. Na stacjach paliw będą kolejne obniżki, ale na wielkie spadki nie ma co liczyć.

Ceny ropy naftowej na międzynarodowych giełdach znalazły się w ubiegłym tygodniu na poziomach ostatni raz obserwowanych przed wybuchem wojny w Ukrainie. Baryłka gatunku WTI kosztowała ok. 81,5 dol., a Brent mniej niż 90 dol. W piątek nastąpiło lekkie odbicie, ale nadal ceny są daleko od szczytu z początku marca w okolicach 130 dol.
- Od początku czerwca notowania ropy utrzymują się w trendzie spadkowym i obecnie znalazły się na najniższych poziomach praktycznie od początku roku. Baryłka WTI kosztuje już niewiele więcej niż 80 dol. Niewiele zmieniła zatem decyzja krajów OPEC+ o ograniczeniu wydobycia od października - mówi Rafał Sadoch, analityk BM mBanku. Zwraca uwagę, że kartel i tak produkuje mniej, niż pozwalają mu obecnie limity. W ubiegłym tygodniu OPEC+, czyli Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową i jej sojusznicy, podjęła decyzję o zmniejszeniu produkcji ropy w październiku o 100 tys. baryłek dziennie. Skala cięcia produkcji nie jest jednak duża, dlatego nie wpłynęło to na notowania surowca.
Rafał Sadoch tłumaczy, że nerwowość, jaka miała miejsce w pierwszej połowie roku, wynikała z możliwości ograniczenia podaży ze strony Rosji. Teraz wiadomo, że zakręcanie kurka dotyczy raczej gazu, zatem napięcie na rynku ropy się zmniejszyło. W dodatku globalna gospodarka zaczęła coraz wyraźniej spowalniać, a w Chinach - gdzie zużycie surowca jest największe na świecie - przywracane są ponownie obostrzenia covidowe, ograniczające popyt. Zapotrzebowanie na ropę jest ściśle powiązane z koniunkturą, a okresy gospodarczych kryzysów dotychczas zawsze bardzo wyraźnie oddziaływały na rynek paliw.
- To wszystko ciąży na notowaniach. W sytuacji gdy konflikt z Rosją będzie kontynuowany, jego efekty mogą się ponownie przenieść na rynek ropy naftowej. Z tego względu nie można powiedzieć, że najgorsze jest już za nami - mówi analityk BM mBanku.
Nie bez znaczenia dla sytuacji na giełdach jest także polityka banków centralnych, w tym amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Według zapewnień Jerome Powella, szefa Fed, będzie ona nadal podnosić stopy procentowe, co może dalej umacniać dolara. To z kolei oznaczać będzie presję na ceny ropy, ponieważ to w amerykańskiej walucie rozlicza się kontrakty paliwowe na całym świecie. Od początku roku amerykańska waluta umocniła się względem euro o prawie 12 proc., a wobec złotego o ponad 16 proc.
W efekcie w ostatnich miesiącach mieliśmy rekordowo wysokie ceny na stacjach paliw. Jeszcze w czerwcu za litr etyliny 95 trzeba było płacić prawie 8 zł. Jednak to, co dzieje się obecnie na światowym rynku ropy, ma już przełożenie na ceny płacone przez kierowców, a w najbliższym czasie ma być jeszcze lepiej. Jak przyznają eksperci, w tym tygodniu na polskich stacjach można spodziewać się kontynuacji obniżek, a tendencja ta dotyczyć będzie wszystkich typów paliw, łącznie z wyjątkowo drogim olejem napędowym.
- W ostatnich dniach już widać wyraźnie obniżanie się cen na polskich stacjach, wprawdzie nie do poziomów, które pamiętamy z ostatnich lat, ale jednak wyraźnie niższych niż w czerwcowych szczytach. Na kolejne dni prognoza cen średnich dla benzyny 95-oktanowej to 6,39-6,51 zł/l. Do 7,49-7,62 zł/l stanieć może także diesel, który ostatnio drożał najmocniej. Nie spodziewamy się wzrostu autogazu, paliwo to powinno kosztować 3,09-3,18 zł/l - mówi dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw w e-petrol.pl.
Prognozowanie cen w dłuższym terminie jest trudne z uwagi na niewiadome związane z sytuacją geopolityczną.
W najnowszej aktualizacji prognoz gospodarczych analitycy BM BNP Paribas BP prognozują, że cena ropy Brent sięgnie 100 dol. za baryłkę do końca roku. Będzie to zatem nieco więcej niż obecnie, ale trzeba pamiętać, że jeszcze w czerwcu spodziewano się 120 dol. W krótkim terminie na rynek surowca wpływają głównie rosnące obawy przed spowolnieniem gospodarczym, kontynuacją lockdownów w Chinach oraz sprzedaż zapasów z amerykańskich rezerw strategicznych.
„W średnim terminie zwracamy jednak uwagę na takie czynniki, jak możliwe łagodzenie ograniczeń covidowych w Chinach, niskie zapasy ropy w USA oraz zmniejszające się wydobycie surowca w Rosji i krajach OPEC. Powyższe czynniki powinny wpływać na utrzymanie się wysokich cen - oczekujemy wzrostu notowań za baryłkę Brent do 115 dol. do końca 2023 r.” - przyznali eksperci BM BNP Paribas BP.
Również analitycy Goldman Sachs spodziewają się wzrostu notowań ropy w przyszłym roku i prognozują, że cena Brent wzrośnie do 125 dol. za baryłkę w 2023 r. JP Morgan uważa, że w przyszłym roku cena znajdzie się na poziomie 98 dol. ©℗
Ceny surowca i paliw w 2022 r. / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe