Pojawiają się coraz natarczywsze głosy wzywające rząd do ograniczania rządowych wydatków socjalnych, a także wzrostu płac w sektorze publicznym. Niewątpliwie ma to związek z obecną inflacją, która - jak się okazuje - jest raczej odporna na zacieśniającą się politykę pieniężną.
Pojawiają się coraz natarczywsze głosy wzywające rząd do ograniczania rządowych wydatków socjalnych, a także wzrostu płac w sektorze publicznym. Niewątpliwie ma to związek z obecną inflacją, która - jak się okazuje - jest raczej odporna na zacieśniającą się politykę pieniężną.
Jak się wydaje, umacnia się obecnie przekonanie, że jest już najwyższy czas, by powstrzymać inflację metodą bardziej bezpośredniego dławienia popytu konsumpcyjnego. Ma temu służyć ograniczanie wzrostu dochodów gospodarstw domowych, realizowane poprzez „zaciskanie (im) pasa” - tj. rozmaite ograniczenia fiskalne.
Uważam, że jest to taktyka ryzykowna. Jest prawdopodobne, że ostatecznie okaże się ona równie nieskuteczna jak „szok bez terapii” z początku lat 90. i polityka makro („schładzania gospodarki”) zainicjowana przez rząd AWS-UW pod koniec tej samej dekady. Owszem, skutkiem konsekwentnego wdrażania tej taktyki będzie recesja i wzrost stopy bezrobocia. Ale już niekoniecznie radykalne ograniczanie inflacji w rozsądnym horyzoncie czasowym. Innymi słowy, są duże szanse na to, że ta nowa-stara taktyka „zwykłą” (tyle że wysoką) inflację przemieni w „stagflację”, tj. kombinację m.in. wysokiej inflacji i wysokiegobezrobocia.
Wiara w antyinflacyjną moc ograniczania wydatków budżetowych, choć intuicyjnie atrakcyjna, nie ma podstawy we współczesnych doktrynach ekonomicznych (jakkolwiek może ona być wywodzona z dawno już zarzuconej doktryny monetaryzmu). Nie jest moim celem przedstawienie koncepcyjnej błędności tej wiary. Pragnę tylko unaocznić jej nieprzystawanie do faktów - tzn. dostępnych danych o inflacji i dynamice zmian (rok do roku) zasobów pieniężnych gospodarstw domowych w dłuższym okresie czasu: od stycznia 2000 r. do maja 2022 r. Dane te ilustruje poniższa grafika. (Zasoby pieniężne gospodarstw domowych są obliczone jako suma ich depozytów bankowych oraz całej gotówki pozostającej w obiegu. Dodatkowo grafika ujmuje także dostępne dane o dynamice produkcji przemysłowej, od stycznia 2006 r.).
Zaciskanie pasa? To taktyka ryzykowna. Jest prawdopodobne, że ostatecznie okaże się ona równie nieskuteczna jak „szok bez terapii” z początku lat 90. i polityka „schładzania gospodarki” zainicjowana przez rząd AWS-UW pod koniec tej samej dekady
Pierwszy wniosek, nasuwający się po uważniejszym oglądzie grafiki, dotyczy dysproporcji pomiędzy średnim tempem wzrostu zasobów pieniężnych a średnią inflacją w dłuższych okresach czasu. Dla całego okresu (styczeń 2000 r. - maj 2022 r.) średnia inflacja wyniosła 5,6 proc., a średnie tempo wzrostu zasobów pieniężnych 13,5 proc. Dla okresu sprzed pandemii (styczeń 2000 r. - marzec 2020 r.) średnie te wynoszą odpowiednio 5,0 i 12,7 proc. Tempo wzrostu zasobów pieniężnych było niewiele niższe (12,2 proc.) w czasie deflacji i bardzo niskiej inflacji (średnio 0,8 proc.), w okresie od listopada 2012 r. do listopada 2019 r. Krótko mówiąc, szybkie tempo wzrostu zasobów pieniężnych gospodarstw domowych jest czymś absolutnie normalnym, niewykluczającym niskiej albo i bardzo niskiej inflacji. Co więcej, przyspieszenie tempa wzrostu tych zasobów wcale automatycznie nie powoduje przyspieszenia inflacji, a spowolnienie tego wzrostu wcale nie powoduje obniżenia inflacji. Współczynnik korelacji pomiędzy wskaźnikiem inflacji a tempem zmian zasobów pieniężnych jest niewysoki - ale jest on ujemny (−0,314 dla całego okresu styczeń 2000 r. - maj 2022 r. oraz −0,398 dla okresu przedpandemicznego). Jest też dość ewidentne, że w krótszych okresach czasu z reguły obserwujemy „perwersyjne” zjawisko przyspieszonego wzrostu zasobów, za którym następuje spowolnieniem inflacji oraz przyspieszonego obniżania się tych zasobów, za czym podąża wyższa inflacja. To, że obserwujemy (już od kwietnia 2021 r.) raczej gwałtowne obniżanie się tempa wzrostu zasobów pieniężnych przy jednoczesnym gwałtownym przyspieszeniu inflacji, nie jest czymś nieoczekiwanym. Byłoby jednak czymś raczej nieoczekiwanym, gdyby dalsze radykalne obniżanie się tempa wzrostu tych zasobów - osiągnięte poprzez np. zamrożenie płac w budżetówce i/lub ograniczenie świadczeń socjalnych - faktycznie obniżyło inflację w jakiejś rozsądnej perspektywie. Krótko mówiąc, taktyka ograniczania inflacji poprzez hamowanie wzrostu zasobów pieniężnych gospodarstw domowych nie rokuje - moim zdaniem - dobrze, jeśli idzie o perspektywy dezinflacji.
Co gorsza, taktyka ta rokuje niedobrze, także jeśli idzie o tempo wzrostu gospodarczego. Źródłem tego przeświadczenia jest fakt, że tempo wzrostu produkcji przemysłowej okazuje się dość dobrze (i pozytywnie) skorelowane z tempem wzrostu zasobów pieniężnych. Dla okresu przedcovidowego współczynnik korelacji pomiędzy obu tempami wzrostu wynosi +0,458; dla całego okresu styczeń 2006 r. - maj 2022 r. jest to +0,237. Głębokie recesje produkcji przemysłowej (początek 2009 r. i końcówka 2012 r.) zbiegały się z kulminacjami procesu słabnięcia wzrostu zasobów pieniężnych gospodarstw domowych. (Oczywiście „tąpnięcie” produkcji w kwietniu-maju 2020 r. miało inne podłoże. Był nim pandemiczny lockdown. Jego skutków nie zneutralizował nawet ówczesny, częściowo wymuszony, wzrost zasobów pieniężnych gospodarstw domowych). Oczekuję, że dalsze mocne hamowanie wzrostu zasobów pieniężnych przełoży się na kolejną recesję produkcji. Jej przezwyciężenie będzie wymagało wycofania się, z oczywistymi stratami gospodarczymi i społecznymi, z polityki „zaciskania pasa” sektorowi gospodarstwdomowych. ©℗
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama