Wysoka waloryzacja świadczeń podyktowana inflacją, ale bez 14. emerytury w 2023 r. i nowych pomysłów wydatkowych – tak zapowiada się przyszłoroczny budżet.

Wydatki do zmniejszenia

Z rządu płynie coraz więcej sygnałów, że ekspansywna polityka wydatkowa, która przez lata była znakiem firmowym PiS dobiega końca. Najpierw takie głosy słychać było nieoficjalnie z otoczenia premiera, potem pojawiły się oficjalne wypowiedzi Mateusza Morawieckiego i jego współpracowników.
Powody są dwa. Z jednej strony w budżecie jest na tyle ciasno, że trudno dołożyć do niego kolejne wydatki. Z drugiej - pojawia się coraz więcej głosów, że polityka fiskalna powinna zostać włączona w walkę z inflacją. Dziś z jednej strony RPP podnosi stopy, a z drugiej - rząd obniża podatki, wprowadza tarczę antyinflacyjną czy 14. emeryturę. I choć najnowsza aktualizacja Planu Konwergencji (APK) potwierdza takie działania w tym roku, to w kontekście przyszłego nic o nich nie wspomina.
APK to dokument informujący Brukselę o spełnianiu kryteriów konwergencji (dług poniżej 60 proc. PKB oraz deficyt do 3 proc. PKB) i działaniach podjętych w tym celu. Choć w planie na kolejne lata jest mowa o dalszym wypłacaniu 13. emerytury, świadczenia 500 plus czy świadczeń rodzinnych i z funduszu alimentacyjnego, to o wypłacie 14. emerytury w kontekście przyszłego budżetu mowy nie ma. W tym roku ma być ona wypłacona jesienią - rząd wyda na nią ok. 11,2 mld zł.

Bez czternastej emerytury, ale z waloryzacją rent i emerytur

Nie znaczy to jednak, że jeśli 14. emerytury nie będzie, to budżet sporo zaoszczędzi. Szykuje się bowiem rekordowa waloryzacja rent i emerytur. Rząd w APK prognozuje na ten rok średnioroczną inflację na poziomie 9,1 proc. Niestety, w przeciwieństwie do poprzednich lat nie ma w tym dokumencie prognozy realnego wzrostu płac, można jednak posłużyć się danymi GUS, według których w zeszłym roku płace wzrosły o 3 proc. powyżej inflacji. Gdyby to samo wydarzyło się w bieżącym roku, wskaźnik waloryzacji świadczeń zbliżyłby się do 10 proc. Może być jeszcze wyższy, ale ostatecznie przekonamy się o tym dopiero na początku przyszłego roku. Swoje trzy grosze zawsze może dorzucić rząd i tak jak w tym roku dać więcej, niż wynikałoby z ustawy. - To kwestia na jakim poziomie się zatrzymamy: czy waloryzacja będzie minimalna, czy będzie jeszcze coś na plus - powiedział DGP w Katowicach wiceminister finansów Sebastian Skuza.
Wiele wskazuje na to, że przyszłoroczny koszt samej waloryzacji wyniesie ponad 25 mld zł. Do tego dochodzą jeszcze potencjalnie dwie duże pozycje budżetowe. Po pierwsze wzrost płac w sferze budżetowej. Choć w tym roku rząd planuje nowelizację budżetu, to jak wynika ze słów ministra Skuzy, nie obejmie ona podwyżek płac poza tymi, które już zaplanowano. Jednak wobec wysokiej inflacji w budżecie na przyszły rok trudno sobie nie wyobrazić podwyżek, choć zapewne nie będą tak wysokie jak domaga się lider PO Donald Tusk. Pytany o to wiceminister Skuza nie rozwiewa wątpliwości. - To będą również decyzje polityczne - mówi.

Co dalej z tarczą antyinflacyjną?

Kolejną niewiadomą jest to, co stanie się z tarczą antyinflacyjną, czyli obniżkami podatków. Wielu analityków sądzi, że z powodu przyszłorocznych wyborów rządowi trudno będzie się z nich wycofać. Jednak z otoczenia premiera płyną sygnały, że już jesienią może nastąpić odwrót od tarcz. - Nie stanie się to od razu w odniesieniu do wszystkich stawek, może się odbywać stopniowo - zastrzega jeden z naszych rozmówców. W APK można wyczytać potwierdzenie tego, że w kolejnym roku tarcz nie będzie. „Całoroczny skutek finansowy rozwiązań antyinflacyjnych w 2022 r. szacuje się na 0,8% PKB. Nie będą one miały wpływu na dochody podatkowe w latach kolejnych”.
Sytuacji nie ułatwia też wielka niewiadoma, jaką są jesienne ceny żywności i surowców energetycznych. To plus presja wynikająca z wyborów parlamentarnych, które planowo mają się odbyć jesienią 2023 r., powodują, że nie można przesądzić, czy rząd nie zmieni wytyczonego przez siebie kursu.
ikona lupy />
Wskaźniki waloryzacji / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe