Wzrost cen spowolnił i w lutym wyniósł 8,5 proc. w skali roku. W marcu może już przekraczać 10 proc.

Za kupowane w lutym towary i usługi płaciliśmy średnio o 0,3 proc. mniej niż w styczniu - podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny. Dzięki temu roczna inflacja obniżyła się do 8,5 proc., z 9,4 proc. w styczniu. Wskaźnik okazał się nieco wyższy, niż wynikało ze wstępnych szacunków, z uwagi na zmiany w strukturze koszyka towarów i usług, jaki jest brany pod uwagę przy wyliczaniu inflacji.
Obniżki cen w lutym dotyczyły przede wszystkim paliw w związku z cięciem stawek VAT. Benzyna i olej napędowy potaniały o 7,5-7,6 proc., gaz o 12,8 proc. W przypadku żywności redukcja VAT dotyczyła towarów nieprzetworzonych. Pomogło to w obniżeniu cen w tej kategorii o 1,1 proc. Wieprzowina potaniała w ciągu miesiąca o 6,1 proc., jaja o 3,6 proc., a ryż o 2,6 proc.
W porównaniu z tym samym miesiącem poprzedniego roku ceny paliw były wyższe o 11,1 proc. W przypadku żywności podniosły się o 7,8 proc.
Rządowa tarcza antyinflacyjna pomogła w wyhamowaniu dynamiki cen towarów, ale w usługach mieliśmy kolejne przyśpieszenie. W lutym były one o 9,1 proc. droższe niż rok wcześniej.
Ekonomiści zwracają uwagę na wzrost tzw. inflacji bazowej. Pokazuje ona zmiany tych kategorii cen, na które poprzez zmiany stóp procentowych może wpływać Rada Polityki Pieniężnej. Szacunki analityków wskazują, że ten wskaźnik podskoczył w lutym o 6,7-6,8 proc.
„Presja kosztowa będzie nadal podbijać inflację bazową, która w drugiej połowie roku może przebić poziom 8 proc. Jej wyraźnego spadku, m.in. na skutek oczekiwanego przez nas schłodzenia koniunktury, oczekujemy dopiero w 2023 r.” - ocenili analitycy PKO BP.
Zdaniem ekspertów wiele wskazuje na to, że już w marcu lub kwietniu główny wskaźnik inflacji przekroczy 10 proc. w skali roku. Powyżej tego poziomu może utrzymywać się przez kilkanaście miesięcy.
- Dopóki dynamika wynagrodzeń będzie w okolicach 10 proc., nie należy oczekiwać wyhamowania inflacji, o ile czynniki zewnętrzne nie ułożą się wyjątkowo korzystnie - podkreślał na wtorkowym spotkaniu z dziennikarzami Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas Bank Polska. Według niego dynamika wynagrodzeń musiałyby spowolnić do 7-8 proc., żeby inflacja szła w kierunku celu banku centralnego.
Cel NBP to inflacja na poziomie 2,5 proc. w skali roku. Żeby ją ograniczyć, od października ub.r. RPP podnosi stopy procentowe. Obecnie główna wynosi 3,5 proc. Według BNP Paribas w połowie roku może dojść do 5 proc. Zdaniem analityków ING Banku Śląskiego ten poziom zostanie przekroczony, a w przyszłym roku czeka nas dalsze podnoszenie ceny pieniądza.
Dziś jest spodziewane rozpoczęcie cyklu podwyżek w Stanach Zjednoczonych, gdzie główna stopa banku centralnego jest utrzymywana w przedziale 0-0,25 proc. Za kilka miesięcy zaostrzanie polityki pieniężnej może zacząć Europejski Bank Centralny. - Będzie to wzmacniało determinację NBP, żeby stopy u nas doprowadzić do 5 proc., może troszkę wyżej - ocenił Dybuła. Podkreślił, że w Polsce podwyżki rozpoczęły się wcześniej. - Dlatego nie jest tak, że gdy Fed i EBC będą podnosić stopy, to nasz bank centralny musi robić to samo - tłumaczył.
Napływ uchodźców z Ukrainy wpłynie na ceny, rynek pracy i budżet państwa
Fala uciekinierów w krótkim terminie będzie podbijać inflację w Polsce, ale w dłuższym będzie działać w kierunku jej obniżenia - ocenili analitycy mBanku. „Dodatkowy popyt spowoduje częściowo zmianę realnej produkcji (realnego PKB), ale też podniesie poziom cen” - napisali we wtorkowym komentarzu. Według nich później można liczyć na istotną poprawę sfery podażowej i z tego tytułu inflacja może się okazać dużo niższa, niż obecnie się sądzi. Analitycy oceniają, że jest to scenariusz na 2023 r., a być może 2024 r.
Ekonomiści mBanku podkreślili, że napływ uchodźców przyczyni się do zwiększenia liczby ludności, co będzie miało korzystne przełożenie na sytuację na rynku pracy, gdzie jednym z powodów napięć jest rosnący odpływ i malejący napływ ludzi w wieku produkcyjnym. „To cofa zegar demograficzny o wiele lat” - napisali.
Analitycy Banku Pekao oszacowali z kolei koszt przyjęcia dużej fali uciekinierów przed wojną na nasze finanse publiczne. Według nich przy założeniu, że uchodźców będą 2 mln, bezpośrednie wydatki budżetu wyniosą w tym roku 24 mld zł. W przyszłym roku będą podobne. „Koszty te w ok. 40-60 proc. się zwrócą, gdyż wsparcie finansowe i materialne, jakie otrzymują uchodźcy, jest pośrednio opodatkowane (np. podatkiem VAT od kupowanych na ich potrzeby towarów). Ponadto, część spośród nich podejmie pracę (w pierwszym roku 10-20 proc.) i zacznie odprowadzać podatki i składki na ubezpieczenia społeczne. Oznacza to, że bilans budżetu państwa pogorszy się o 10-15 mld zł rocznie w 2022 i 2023 r.” - wyliczyli.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe