Ceny obligacji skarbowych, najbardziej bezpiecznej kategorii aktywów, spadły w ubiegłym roku o ok. 10 proc. To wydarzenie bez precedensu. Wcześniej rynek nieprzerwanie zyskiwał na wartości. Rynkowi długu zaszkodziły podwyżki stóp procentowych. Przede wszystkim dlatego, że nastąpiły z zaskoczenia.
Spadek cen (wzrost rentowności) oznacza ogromne, wielomiliardowe straty dla inwestorów. W tym dla posiadaczy jednostek funduszy dłużnych prowadzonych przez krajowe TFI. Rentowność obligacji zwiększyła się również w innych krajach. Pod względem skali Polska była jednak wyjątkiem. Powód? – Do września polski rynek zachowywał się podobnie jak inne na świecie. Jesienna wolta NBP sprawiła jednak, że straciliśmy grunt pod nogami. Wcześniej Rada Polityki Pieniężnej była jednym z najbardziej przewidywalnych ciał, jeśli chodzi o prowadzenie polityki pieniężnej, nagle się to zmieniło – mówi Bartosz Pawłowski, odpowiedzialny za inwestycje w bankowości prywatnej mBanku.
Chodzi o przejście od zapewnień, że stopy procentowe nie będą zmieniane, do szybkich podwyżek. Jeszcze we wrześniu główna stopa NBP wynosiła 0,1 proc. Obecnie jest to 1,75 proc. Ekonomiści spodziewają się, że cena pieniądza jeszcze wzrośnie. Pierwsza okazja do tego jest dziś. Analitycy oceniają, że na styczniowym posiedzeniu RPP podniesie stopy o kolejne 0,5–0,75 pkt proc. – W najbliższym czasie kluczowy będzie kształt nowej RPP i kto będzie prezesem NBP oraz jakie będzie podejście do inflacji nowych osób czy prezesa – wskazuje Mikołaj Raczyński, zarządzający w Noble Funds TFI. Styczniowe posiedzenie RPP będzie ostatnim w dotychczasowym składzie. W styczniu dwóch członków Rady wybierze Senat, w lutym – marcu w RPP zasiądą trzy nowe osoby wyznaczone przez Sejm i dwóch członków wskazanych przez prezydenta.
Dla perspektyw stóp procentowych kluczowa będzie też dynamika cen, a więc i efekty rządowej tarczy antyinflacyjnej.
Indeks krajowych obligacji skarbowych giełdowego rynku BondSpot spadł w ubiegłym roku o 9,7 proc. W poniedziałek wynosił nieco ponad 1,83 tys. pkt. Na takim poziomie był poprzednio trzy lata temu. Podobny indeks obliczany przez agencję Bloomberg spadł w ubiegłym roku nawet o 10,7 proc. To sytuacja bez precedensu na naszym rynku długu. – Może to była anomalia, że polski rynek obligacji przez poprzednie 20 lat ani razu nie przyniósł straty, ale w zeszłym roku zostało to całkowicie „nadrobione” – mówi półżartem osoba działająca na rynku kapitałowym.
Nominalna wartość rynku długu Skarbu Państwa to ok. 750 mld zł. W uproszczeniu straty posiadaczy obligacji można wyliczać więc na ok. 75 mld zł. To, czy faktycznie je wykażą, zależy od rodzaju inwestora czy stosowanych przez niego zasad
rachunkowości.
Zmiany cen papierów dłużnych nie mają znaczenia dla banku centralnego, który kupował obligacje w ramach programu skupu uruchomionego po wybuchu pandemii. W bankach skutkują zwykle zmniejszeniem funduszy własnych. Od stycznia do listopada 2021 r. fundusze własne krajowych
banków zmniejszyły się o 9 mld zł, do 210,6 mld zł i to pomimo 12,2 mld zł zysku wypracowanego od początku roku.
Bezpośrednio przecena dotyka natomiast np. posiadaczy jednostek dłużnych funduszy obligacji. Jak wynika z danych serwisu analizy.pl, w ubiegłym roku dochodowych było tylko 15 z prawie 150 funduszy dłużnych lokujących środki w krajowych aktywach. Najczęściej chodzi przy tym nie o fundusze kupujące obligacje skarbowe, a inwestujące w bardziej ryzykowny dług
przedsiębiorstw. Nie brak takich, których jednostki straciły w ubiegłym roku wyraźnie ponad 10 proc. – To była kosztowna lekcja – można usłyszeć w branży funduszy.
– W drugiej połowie 2020 r., gdy stopy procentowe w Polsce osiągnęły zerowy poziom, takie było też oprocentowanie depozytów, duża grupa ludzi zainwestowała w obligacje. Kierowali się historycznymi stopami zwrotu, a to klasa aktywów, która ma się najgorzej w środowisku rosnących stóp procentowych – mówi Bartosz Pawłowski, odpowiedzialny za inwestycje w bankowości prywatnej mBanku.
Jeszcze latem 2021 r. sytuacja wydawała się pod kontrolą.
– Miesiące letnie ubiegłego roku były jeszcze w miarę odpowiednim okresem, by zamknąć pozycję w funduszach dłużnych. Większe umorzenia na rynku rozpoczęły się w październiku – tłumaczy Piotr Dygas, dyrektor departamentu sprzedaży w Pekao TFI. – Najpierw widzieliśmy je u konkurencji, ale w listopadzie dotarły też do nas. Grudzień przyniósł już uspokojenie. Inwestorzy rozumieją z jednej strony, że fundusze obligacji mają horyzont dłuższy niż kilka miesięcy, a z drugiej strony, że przy obecnych wycenach oczekiwane stopy zwrotu są atrakcyjne. Jako pierwsze powinny pozytywnie zareagować fundusze dłużne krótkoterminowe – dodaje ekspert z Pekao TFI.
Do jesieni bank centralny twardo realizował politykę utrzymywania stóp procentowych na poziomie bliskim zera. Adam Glapiński, prezes NBP, mówił, że podnoszenie stóp byłoby szkolnym błędem. W październiku miała miejsce pierwsza podwyżka stóp. Rada Polityki Pieniężnej podnosiła stopy również na dwóch kolejnych posiedzeniach – w listopadzie i grudniu. Dziś główna stopa NBP wynosi 1,75 proc. Ekonomiści są przekonani, że na dzisiejszym posiedzeniu zostanie podniesiona do 2,25–2,5 proc.
– Za aż taką skalę przecen, jaka miała miejsce w październiku, listopadzie i częściowo w grudniu, odpowiada w dużej mierze polityka banku centralnego, który spóźnił się z podwyżkami stóp – uważa Bogusław Stefaniak, zarządzający w Ipopema TFI. – Najgorsze, że wcześniej wykreowany został przekaz, że wysoka inflacja będzie tolerowana i że zanim nastąpią podwyżki, musi być spełnionych kilka warunków. Wśród nich było zakończenie skupu aktywów, spadek ryzyka dla rozwoju gospodarki związanych z koleją falą COVID-19 i to, że inflacja musi być uporczywa i zależna od konsumenta, a nie od podwyżek cen energii i surowców. Żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła. Gdyby wcześniej zmieniono narrację na „będziemy się przyglądać i reagować”, to rynek byłby inaczej spozycjonowany – zaznacza.
Spadki cen papierów dłużnych były zauważalne również wcześniej, ale IV kw. przyniósł znaczące przyśpieszenie.
– W pewnym momencie wszyscy chcieli sprzedawać obligacje posiadane w portfelach. Płynność na rynku była bardzo mała. Doszły umorzenia ze strony posiadaczy funduszy dłużnych. Do tego dołożyli się inwestorzy zagraniczni, którzy kupili polskie obligacje kilka lat wcześniej. Nawet w październiku czy listopadzie oni byli na plusie, biorąc pod uwagę całość inwestycji. To, co się działo na naszym rynku, tylko przyspieszyło ich decyzję o sprzedaży – opisuje Stefaniak.
W listopadzie z funduszy dłużnych odpłynęło 5,8 mld zł. Grudniowych wyników jeszcze nie ma.
– Przez ostatnie trzy miesiące spadki cen nie chciały się zatrzymać. Sytuacja związana z inflacją jest na tyle dynamiczna, że trudno wskazać, kiedy tendencja może się odwrócić. Problem z inflacją jest na wielu frontach. Z punktu widzenia obligacji istotna jest też odpowiedź ze strony policy-mix (banku centralnego i rządu – red.) – wskazuje Mikołaj Raczyński, członek zarządu i zarządzający w Noble Funds TFI. – Rząd przyjął aktywną postawę w walce ze wzrostem cen, proponuje różnego rodzaju rozwiązania, również takie, które dla rynku długu są negatywne, jak mitygowanie podwyższonej inflacji podwyższonym deficytem. Do końca nie wiadomo, czy tarcze będą przedłużane czy nie, czy pojawią się nowe elementy, jak sugerował niedawno premier – zaznacza ekspert.
Specjaliści, z którymi rozmawialiśmy, wskazują, że obecny poziom rentowności i cen obligacji można już uznać za atrakcyjny. 4-procentowa dochodowość pięcioletnich obligacji pozwoli osiągnąć dochody większe niż depozyty bankowe (nawet po spodziewanym wzroście oprocentowania lokat). Notowania obligacji będą jednak zależały od tego, jak będą wyglądały perspektywy inflacji i dalszych podwyżek stóp procentowych.
– W najbliższym czasie kluczowy będzie kształt nowej RPP i kto będzie prezesem NBP oraz jakie będzie podejście do inflacji nowych osób czy prezesa. Do tego, co robiła RPP kończąca kadencję, rynek podchodził dość sceptycznie. Zmiana personaliów i narracji ze strony banku centralnego mogłaby być odebrana pozytywnie. Ponadto polskim aktywom „ciąży” spór o wypłatę środków europejskich. To podnosi rentowność obligacji z uwagi na większą premię za ryzyko. W gospodarce istotne będzie z kolei to, co będzie się działo z wynagrodzeniami – ocenia Mikołaj Raczyński. Od marca do listopada 2021 r. nominalny wzrost wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw wynosił średnio ponad 9 proc. w skali roku. Wyniki za grudzień będą znane za ponad dwa tygodnie. ©℗