Trwająca nieprzerwanie od 21 lipca fala wzrostowa na Bitcoinie w końcu musiała zostać poważnie skorygowana. We wtorek kurs kryptowaluty spadł o ponad 10 proc. Dostało się też alternatywnym aktywom. Tąpnięcie zbiegło się w czasie z oficjalnym uznaniem Bitcoina za prawny środek płatniczy w Salwadorze.

Licząc od minimum z 21 lipca do maksimum wtorkowej sesji najbardziej popularna kryptowaluta podrożała o 79 proc. W tym czasie przydarzyła się tylko jedna silniejsza korekta – na początku sierpnia cena spadła o 9 proc, ale zajęło jej to trzy dni. W ostatni wtorek tąpnięcie o większej skali zdarzyło się w ciągu kilku godzin. Od dziennego maksimum do minimum skala strat sięgała nawet 16,9 proc. Po raz ostatni dwucyfrowe tąpnięcie w ciągu jednego dnia zdarzyło się 21 czerwca. Wówczas wartość Bitcoina uszczupliła się o 4000 USD, a w miniony wtorek było to aż 9000 USD. I jak na rynkowego lidera przystało – pociągnął za sobą także inne kryptowaluty. A że altcoiny mają mniejszą płynność, a przez to większą wrażliwość na wahania nastrojów, skala wtorkowych strat była na nich większa. Przykładowo – Ethereum potaniało o 19,7 proc., Cardano o 28,7 proc., a Dogecoin nawet o 30 proc. W efekcie kapitalizacja całego rynku spadła z lokalnego maksimum 2,38 bln USD do 1,96 bln USD.

Schłodzenie rynku w momencie jego przegrzania to całkiem naturalna kolej rzeczy. Warto jednak zauważyć, że tąpnięcie zbiegło się w czasie z oficjalnym uznaniem Bitcoina za prawny środek płatniczy w Salwadorze.

Fakt, że Bitcoin zostanie walutą Salwadoru znany jest już od kilku miesięcy, bo ustawa to regulująca została przyjęta w czerwcu. Proces legislacyjny zajął trochę czasu i w końcu, we wtorek 7 września 2021 r., najmniejszy kraj Ameryki Środkowej stał się pierwszym na świecie, w którym najpopularniejsza kryptowaluta stała się oficjalnym, legalnym środkiem płatniczym. Skoro wszyscy o tym wiedzieli wcześniej, to wtorkowe tąpnięcie zdaje się być zwykłym zbiegiem okoliczności. Chyba, że wszyscy wiedzieli, ale nikt nie wierzył.

Prezydent Salvadoru – Nayib Bukele – dopiął jednak swego. Skarbiec jego państwa zaopatrzył się już w 400 bitcoinów i utworzył specjalny fundusz, by zapewnić płynność obrotu. W kraju zamontowano 200 bitomatów, otwarto 50 dedykowanych centrów konsultingowych, przedsiębiorców zobowiązano do umożliwienia płatności w bitcoinach, a obywateli zachęcono do zakładania aplikacji-portfela Chivo w zamian za równowartość 30 USD w bitcoinach. We wtorek Aaron van Wirdum, dziennikarz „Bitcoin Magazine", umieścił na Twitterze zdjęcie paragonu z salwadorskiego Mc'Donalds'a, na którym widać kod qr służący do bitcoinowych płatności. To się więc dzieje naprawdę.

12 lat temu, gdy Satoshi Nakamoto ujawnił światu swój pomysł na alternatywny system płatności, nikomu do głowy nie przyszło, że za trochę ponad dekadę ów system wprowadzi jakieś państwo. To niewątpliwie nowy rozdział w historii ekonomii, choć trzeba uczciwie przyznać, że wciąż mamy do czynienia z eksperymentem.

Celem prezydenta Salwadoru jest uniezależnienie się od amerykańskiego dolara i szerokie włączenie obywateli do systemu finansowego (70% z nich nie ma konta bankowego). Trudno sobie jednak wyobrazić, że tak zmienna kryptowaluta zastąpi stabilną walutę fiducjarną. O ile Mc'Donalds może przyjmować bitcoiny i natychmiastowo przeliczać je na stawki dolarowe, to w przypadku pensji czy zapłaty za eksportowany towar sprawa nie jest już taka łatwa. Kto bowiem zdecyduje się na wypłatę wynagrodzenia w kryptowalucie, skoro jej wycena może od pierwszego do pierwszego spaść o 50 proc. (patrz majowe tąpnięcie)? Która firma wystawi fakturę w bitcoinach z odroczoną zapłatą, ryzykując, że w ustalonym terminie dostanie równowartość połowy sprzedanego produktu? Oczywiście można się hedgować, ale przecież w systemie płatniczym nie o to chodzi, by tworzyć z niego skomplikowaną inżynierię finansową. Ma on być szybki, prosty, bezpieczny i tani. Bitcoin spełnia trzy pierwsze warunki, ale z czwartym, przez wspomniane wahania, bywa różnie.

Salwadorczycy są pełni obaw. Według sondaży ¾ nie popiera nowego pomysłu prezydenta. Jeśli Bitcoin tej próby nie przetrwa, będzie to w przyszłości silny argument dla regulatorów i nadzorców, by przed kryptowalutą ostrzegać i zniechęcać do niej inwestorów. Patrząc na tę sytuację z tej perspektywy wtorkowe tąpnięcie nie wydaje się już zwykłym zbiegiem okoliczności, ale jednak pierwszym symptomem obaw, że salwadorski "egzamin dojrzałości" zostanie oblany.

Piotr Zając, główny analityk rynkowy w polskim oddziale CMC Markets