Zmiany w zasadach naliczania składki zdrowotnej w stosunku do pierwotnych propozycji wpłyną na deficyt budżetowy, ale nie będą to kwoty, które mogą się mocno odbić na finansach publicznych – powiedział PAP Łukasz Czernicki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów.

Z końcem sierpnia skończyły się konsultacje społeczne zmian podatkowych, jakie mają zostać wprowadzone w ramach „Polskiego Ładu”. Największe emocje budzi kwestia wysokości składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Pojawiły się informacje, m.in. mówił o tym minister finansów Tadeusz Kościński, że możliwe jest, że dla przedsiębiorców naliczanie składki zdrowotnej zostanie rozłożona w czasie. Jednak, według Łukasza Czernickiego, głównego ekonomisty Ministerstwa Finansów, ewentualna zmiana nie wpłynie znacząco na przyszłoroczny budżet.

„Kwestia modyfikacji w składce zdrowotnej, nie wpłynie znacząco na budżet. Przede wszystkim dlatego, że składka zdrowotna wpływa do NFZ, Tymczasem w planie finansowym NFZ +Polski Ład+ w ogóle nie został uwzględniony, więc dla Funduszu ta kwestia w ogóle nie ma znaczenia. A więc na każdej zmianie zasad naliczania składki zdrowotnej NFZ zyska – powiedział PAP Łukasz Czernicki.

Dodał, że wysokość wydatków na służbę zdrowia na przyszły rok została określona na 5,75 proc. PKB i to się nie zmieni. To, co może ulec zmianie, to droga, jaką pieniądze trafią do NFZ.

„Ten wynik można osiągnąć albo poprzez zwiększenie kwot wpływających do NFZ ze składki zdrowotnej, albo poprzez większe dotacje budżetowe. Więc zmiana odbije się na budżecie, ale to nie jest skala, która jest w stanie zagrozić finansom publicznym. Pamiętajmy, że cała reforma to koszt rzędu 14 mld zł. Z punktu widzenia finansów publicznych ewentualny ubytek związany ze zmianami w składce zdrowotnej nie powinien przekroczyć 1/3 tego kosztu biorąc pod uwagi skutki behawioralne” – wyjaśnił Łukasz Czernicki.

Rozmówca PAP szacuje, że wpływ ewentualnej zmiany na budżet będzie niewielki.

„Zmiany w zasadach naliczania składki zdrowotnej w stosunku do pierwotnych propozycji mogą wpłynąć na deficyt budżetowy. Przypomnijmy, deficyt budżetu zapisany w projekcie na 2022 r. to 30 mld zł, co stanowi nieco ponad 1 proc. PKB. Zmiany w klinie podatkowym to około 0,5 proc. PKB , a więc nie są to kwoty, które mogą wywrócić finanse publiczne” – stwierdził główny ekonomista MF.

Ocenił, że nie powinno mieć to również większego wpływu na deficyt całego sektora finansów publicznych, który został oszacowany na 2,8 proc. PKB w roku 2022, wg metodyki unijnej. Tutaj zmiany mogą wynikać m.in. ewentualnie z wydatków związanych z Funduszem Polskich Inwestycji Strategicznych, oraz z realizacji Krajowego Programu Obudowy, którego efektów w projekcie budżetu nie uwzględniono. Dodał także, że w roku 2023 również finanse publiczne będą pod kontrolą, mimo że będzie to pierwszy rok, w którym już w pełni będzie obowiązywać reguła wydatkowa.

„Przed rokiem, kiedy były inne prognozy wzrostu PKB czy deficytu, powrót do pełnego stosowania reguły fiskalnej wydawał się dużo trudniejszy. Ale dzięki szybkiemu odbiciu gospodarki i dzięki temu, że wydatki związane z walką z covidem będą wygasać, efekt tzw. klifu fiskalnego będzie znacznie mniejszy niż można się było spodziewać jeszcze rok temu. Mamy większe dochody, większy wzrost, co sprawia, że można sobie pozwolić na większe wydatki, w rezultacie powrót do reguły wydatkowej nie będzie już tak dużym wyzwaniem” – powiedział Czernicki.

Przypomniał, że reguła została zawieszona w roku 2020, aby umożliwić sfinansowanie wydatków, związanych z pandemią. Jednocześnie została też określona ścieżka powrotu do tej reguły.

„Zgodnie ze zmianami wprowadzonymi przez nas w ustawie o finansach publicznych po zawieszeniu reguły znajdujemy się na 3-letniej ścieżce powrotu do niej. W 2020 r. na walkę z pandemią wydaliśmy ok. 90 mld zł w ramach jednostek objętych regułą. W latach 2021 – 2022 jesteśmy na tzw. ścieżkach dojścia, które pozwalają nam zwiększyć wydatki o ułamek kwoty wydanej w roku zawieszenia reguły. W 2023 roku wracamy do reguły wydatkowej i w efekcie będziemy mieli systematyczny spadek wydatków w stosunku do PKB. Trzeba jednak pamiętać, że spadek wydatków będzie naturalny, bo będą wygasać wydatki związane z pandemią” – powiedział główny ekonomista MF.

Zastrzegł jednak, że w 2020 r. rezygnacja ze stosowania reguły wydatkowej była możliwa dzięki decyzjom Komisji Europejskiej i że to KE zgodziła się również na rozluźnienie zasad fiskalnych w latach 2021 i 2022. To zaś oznacza, że także w roku 2023 i kolejnych Bruksela może zdecydować się na jakiś rodzaj poluzowania unijnych reguł fiskalnych.

„Szansa na korektę unijnych reguł fiskalnych jest spora, bo są kraje, zwłaszcza te na południu Europy, takie jak Hiszpania, Portugalia, Grecja czy Włochy, których gospodarki zostały najmocniej dotknięte przez pandemię. To są kraje, które nadal są osłabione po poprzednim kryzysie, tam stopa bezrobocia jest nierzadko dwucyfrowa. Ciężko jest wyobrazić sobie dalsze losy tych gospodarek bez głębszych zmian reguł fiskalnych. Pewnym ersatzem zmiany reguł fiskalnych jest EU Generation Next Fund, który obejmuje także nasz Krajowy Fundusz Odbudowy. W jego ramach kraje dotknięte przez pandemię mogą zwiększać swoje wydatki mimo powrotu reguł fiskalnych. Ale nacisk na UE, aby zmienić reguły fiskalne, będzie duży, zwłaszcza w zakresie zielonych inwestycji. Taka zmiana zaś oznaczałaby dodatkową przestrzeń fiskalną także w Polsce” – ocenił główny ekonomista resortu finansów.

Zgodnie z projektem budżetu na 2022 r. wzrost gospodarczy w 2023 r. wyniesie 3,7 proc., a w latach 2024-25 – po 3,5 proc. Zdaniem Łukasza Czernickiego, jest duża szansa na realizację tego scenariusz makroekonomicznego – dynamika odbicia gospodarczego jest obecnie znacznie większa niż po ostatnim kryzysie finansowym a wsparcie fiskalne i monetarne sprawia, że nie grozi nam scenariusz sprzed dekady, kiedy zbyt szybkie zacieśnienie fiskalne doprowadziło do spadków tempa wzrostu i do deflacji.

„Teraz mamy inny scenariusz, wprawdzie notujemy podwyższoną inflację, ale rynek pracy jest w dobrym stanie, zwłaszcza w Polsce, bo przecież mamy jedną z najniższych stóp bezrobocia w UE. A więc po owocach, czyli po tym, co widać na rynku pracy, po wzroście produkcji przemysłowej i eksportu, po prognozach PKB widać, że obecne metody walki z kryzysem zadziałały dużo lepiej niż stosowane poprzednio. Wyciągnęliśmy lekcję z kryzysu finansowego, pytanie tylko, czy chcemy dalej iść tą ścieżką, czy też zatrzymamy się w pół drogi. Odpowiedź zależy od tego, czy Komisja Europejska stworzy dodatkową przestrzeń w regułach fiskalnych. Pamiętajmy, że reguły sprawiają, że cierpią głównie inwestycje publiczne, jest je dużo łatwiej ściąć niż wydatki na cele bieżące. Jeśli jednak KE rozluźni reguły fiskalne, to przełoży się to na wzrost gospodarczy w UE, a także w Polsce. Trzeba pamiętać, że Unia Europejska jest obecnie na niższej ścieżce wzrostu w stosunku do tej sprzed pandemii niż USA” – przypomniał główny ekonomista Ministerstwa Finansów.

Stwierdził również, że notowane obecnie problemy z dostawami wprawdzie się wydłużają, co podnosi ceny producentów, ale powinny one wygasnąć w ciągu kilku kwartałów. Poza tym te problemy w mniejszym stopniu dotyczyły dotychczas Polski, która w sumie na kryzysie – dzięki przesunięciu popytu z usług na dobra trwałe – skorzystała.

Czernicki dodał, że nie obawia się także kryzysu wynikającego z widocznego na całym świecie wzrostu zadłużenia.

„Po wybuchu pandemii bardzo mocno wybrzmiały narracje o znaczeniu wsparcia fiskalnego i inwestycji publicznych, o konieczności wsparcia ze strony polityki monetarnej. Tą drogą poszła zdecydowana większość krajów na świecie. Być może będą takie kraje, które wskutek takiego ruchu popadną w kłopoty – to przede wszystkim mogą być państwa znacznie słabiej rozwinięte od Polski, o gorszej strukturze długu od nas. Problemy tych krajów nie powinny jednak odbić się mocno na kondycji polskiej gospodarki.” – powiedział Łukasz Czernicki.