Złoty, korona i forint na pierwszą falę koronawirusa zareagowały spadkami. Teraz NBP stara się o to, by kurs nie poszedł w górę. W ten sposób wspiera eksporterów

Na wybuch kryzysu gospodarczego związanego z koronawirusem zareagowały banki centralne na całym świecie. Tak samo było w naszym regionie. Banki w Polsce, Czechach i na Węgrzech obniżyły stopy procentowe, kupowały obligacje swoich rządów, łagodziły wymogi wobec sektora finansowego w ramach nadzoru makroostrożnościowego.
Narodowy Bank Polski przez pewien czas stał się aktywnym graczem na rynku walutowym. Pod koniec ub.r. interweniował, żeby osłabić złotego. Tłumaczyła to w trakcie poniedziałkowego seminarium poświęconego reakcji na kryzys Marta Kightley, pierwsza wiceprezes NBP.
– Zaskoczyło nas to, że złoty nie osłabił się zbyt mocno. To była niespodzianka, bo 10 lat wcześniej, w czasie światowego kryzysu finansowego, deprecjacja złotego była bardzo znacząca. Zadziałało to jako bardzo efektywny absorber szoku. Tym razem tak się nie stało – tak wyjaśniała sytuację podczas pierwszej fali pandemii. – Gospodarka jest dziś mocniejsza niż 10 lat temu, ale zauważyliśmy także, że gdy pod koniec roku nie łagodziliśmy dodatkowo polityki, inaczej niż inne kraje, pojawiła się presja aprecjacyjna złotego. Zdecydowaliśmy się działać i zainterweniować na rynku walutowym – dodała Kightley.
Pod koniec października kurs euro przekroczył 4,6 zł, później nastąpiło kilka tygodni aprecjacji krajowej waluty. Interwencje NBP wywindowały kurs euro z powrotem do ok. 4,5 zł. Biorąc pod uwagę tzw. nominalny efektywny kurs (czyli uśrednione notowania w stosunku do walut głównych partnerów handlowych) złoty jest obecnie o ok. 4 proc. słabszy niż w końcu 2019 r. Węgierski forint osłabił się w tym czasie o 7 proc., a korona jest na poziomie sprzed wybuchu pandemii. Do połowy grudnia złoty zachowywał się podobnie jak waluta Czech, później jednak wyraźnie stracił na wartości.
Analitycy zwracali początkowo uwagę, że interwencje NBP są nastawione przede wszystkim na wykreowanie wyższego wyniku finansowego banku centralnego, co będzie służyło poprawie dochodów budżetu (95 proc. zysku NBP trafia do kasy państwa). Prezes NBP Adam Glapiński podkreślał jednak, że celem było przeciwdziałanie presji aprecjacyjnej.
Słabszy złoty może mieć znaczenie dla perspektyw wychodzenia gospodarki ze słabszego okresu. Przedstawicielka NBP zwracała uwagę na znaczenie eksportu dla naszej gospodarki. Niższy kurs waluty poprawia pozycję konkurencyjną krajowych firm w zestawieniu z zagranicznymi. – Zdecydowanie nie chcemy obserwować mocnej aprecjacji złotego, zwłaszcza w czasie ożywienia koniunktury – mówiła Kightley.
NBP, podobnie jak banki centralne Czech i Węgier, jest sceptyczny co do ewentualnych korzyści z członkostwa w strefie euro. I nic nie zapowiada, by miało się to zmienić.
– Poradziliśmy sobie dobrze. W obecnej sytuacji dobrze jest mieć własną walutę i dopasowywać politykę do warunków panujących w gospodarce. Nasza gospodarka różni się od gospodarki strefy euro. Problemy się różnią, więc na dziś będziemy się trzymać złotego – oceniła wiceprezes NBP. Wtórował jej Adam Banai, dyrektor wykonawczy odpowiedzialny za politykę pieniężną i zarządzanie rezerwami walutowymi w banku centralnym Węgier.
W podobnym tonie wypowiadał się również Marek Mora, wiceprezes Narodowego Banku Czech. – Jesienią będziemy mieć wybory. W parlamencie może pojawić się większość, która byłaby chętna do przyjęcia euro. Nie sądzę, by euro miało znaczące poparcie w społeczeństwie. Nie myślę też, że COVID-19 ma jakiś wpływ na poparcie dla euro, czy to wśród wyborców, czy polityków. Raczej oceniałbym, że to może wpływać negatywnie. Patrząc na to, co dzieje się w strefie euro, na sytuację gospodarczą tam, nasza polityka pieniężna działa dobrze, nasza gospodarka działa dobrze, powinniśmy zostać przy koronie – stwierdził.
Kursy walut a produkcja i eksport