Sytuacja wokół Krymu staje się coraz bardziej napięta. To sprawia, że geopolityka zdecydowanie staje się tematem numer jeden na rynkach finansowych, co będzie przekładać się na ucieczkę od ryzykownych aktywów w kierunku tych bardziej bezpiecznych.

Weekend przyniósł gwałtowny wzrost napięcia na linii Rosja - świat zachodni. U jego źródeł leży ukraiński Krym, gdzie obecnie mocno ścierają się interesy Ukrainy i Rosji. Ten ostatni kraj metodami znanymi z czasów zimnej wojny, czy charakterystycznymi do niedawna tylko dla Korei Północnej, w bezpardonowy sposób rozpoczął walkę o rozszerzenie swoich wpływów na Krymie. To doprowadziło do największego kryzysu politycznego nieobserwowanego w najnowszej historii Rosji.

Dynamika ostatnich zdarzeń była tak duża, a sytuacja geopolityczna tak mocno się zaostrzyła, że już tylko dlatego inwestorzy musieli zacząć się niepokoić. Już odbija się to potężnym echem na notowaniach rosyjskich aktywów. Tamtejsze indeksy tracą rano po około 10%, a rosyjski rubel, pomimo porannej podwyżki stóp procentowych aż o 150 punktów bazowych (do 7%), jest najsłabszy od 2009 roku. Rykoszetem oberwą też waluty i giełdy Europy Środkowo-Wschodniej (w tym złoty i GPW), a także większość europejskich parkietów. Na wartości już traci wspólna waluta, a zyskują uznawane za bezpieczne przystanie szwajcarski frank i japoński jen. Wcześniej spadki zdominowały azjatyckie giełdy.

Temat Ukrainy i Krymu w dużym stopniu będzie nadawał ton wydarzeniom na rynkach finansowych przynajmniej do środy, "przykrywając" jednocześnie całą grupę publikowanych w tym czasie ważnych danych makroekonomicznych. Zresztą, raporty te póki co wpisują się w pogorszenie klimatu inwestycyjnego. Opublikowany w sobotę "oficjalny" indeks PMI dla sektora przemysłowego w Chinach spadł w lutym do 50,2 z 50,5 pkt, informując o spadku aktywności tego sektora. Analogiczny indeks przygotowywany przez bank HSBC, jaki ujrzał światło dzienne w dniu dzisiejszym, spadł do 48,5 z 49,5 pkt., informując o kurczeniu się sektora przemysłowego. Wstępne dane pokazały natomiast, że po danych z Europy nie tylko nie należy dużo się spodziewać, ale wręcz trzeba być przygotowanym na rozczarowania.

Dlatego Krym będzie "grał" do środy? Dynamika ostatnich zdarzeń była tak duża, że albo w krótkim czasie dojdzie do jeszcze mocniejszego zaognienia sytuacji i wówczas prawdziwe tsunami przeleje się przez wszystkie rynki. Albo, co uważamy za bardziej prawdopodobny scenariusz, nic się nie stanie, a wszystkie strony konfliktu usiądą do rozmów. W takim scenariuszu w środę, a na pewno w czwartek, już cała uwaga inwestorów będzie koncentrowała się na tematach rynkowych. Mianowicie na raporcie ADP, usługowych indeksach PMI/ISM, Beżowej Księdze, posiedzenia EBC i BoE, czy danych z amerykańskiego rynku pracy.

Próbując oszacować potencjalny wpływ obecnego napięcia geopolitycznego na linii Rosja - świat zachodni na złotego na szczęście mamy punkt odniesienia w postaci zeszłotygodniowego zaniepokojenia, jakie na krótko ujawniło się na rynkach, gdy w ogóle temat Krymu się pojawił. Wówczas złoty w ciągu ponad 24 godzin osłabił się 5 groszy do dolara i 4 grosze do euro. Teraz, gdy sytuacja wydaje się być dużo poważniejsza, należy oczekiwać ruchu przynajmniej w podobnymi wymiarze. Do środy, która jak wspomnieliśmy wcześniej będzie dla rynków kluczowym dniem, złoty może osłabić się jeszcze po dodatkowe 4-5 grosze do obu walut. Ale nie więcej. To co się z nim stanie później będzie już ściśle zależało od tego, jakie w drugiej połowie tygodnia dane napłyną na rynek i jakie decyzje podejmą banki centralne.

W rozpoczynającym się tygodniu polska waluta od początku do końca będzie pozostawać pod wpływem czynników globalnych. Najpierw kryzysu krymskiego, a później danych makro z USA i wyników posiedzenia ECB. Publikowany dziś indeks PMI dla naszego przemysłu, może mieć przełożenie na jej notowania jedynie wtedy, gdy dane będą rozczarowujące, co wpisałoby się w obserwowany już proces osłabienia złotego zdefiniowany przez czynnik krymski. Środowe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej (RPP) nie będzie miało natomiast istotnego przełożenia na decyzje inwestorów, gdyż nie przyniesie zmiany zarówno stóp procentowych, jak deklaracji ws. ich niezmieniania do końca II kwartału.

Wzrost awersji do ryzyka odciśnie swe piętno również na wycenach spółek notowanych w Warszawie. Jeżeli jednak na Półwyspie Krymskim nie dojdzie do starć zbrojnych to nie będzie ono szczególnie silne. Oczekujemy, że dziś indeks WIG20 wróci poniżej bariery 2500 pkt. (paradoksalnie im większy spadek w poniedziałek do południa, tym lepiej będzie na kolejnych sesjach), ale w najbliższych dniach prawdopodobnie pozostanie w kreślonej od połowy lutego konsolidacji w przedziale 2450-2527 pkt. Oczywiście dopuszczamy możliwość jej opuszczenia dołem. Jednak tylko wtedy, gdy taki sygnał popłynie ze strony licznie w tym tygodniu publikowanych danych makroekonomicznych. Ukraiński-rosyjski konflikt to jak na tę chwilę zbyt mało, że w paniczny sposób uciekać od akcji.

Marcin Kiepas