Od silnego odbicia rozpoczęła się wtorkowa sesja na Wall Street, po tym jak wczoraj indeksy znalazły się na dwumiesięcznych minimach. Nastroje wspierają dobre dane makro z USA oraz doniesienia z Chin. Wzrosty królują też na parkietach w Europie.



Obawy związane z zapowiedzianym przed tygodniem przez Fed przyszłym ograniczeniem programu skupu aktywów w ramach trzeciej rundy ilościowego luzowania polityki monetarnej (QE3), wczoraj zostały przyćmione przez strach przed kryzysem bankowym w Chinach. Efektem była silna wyprzedaż akcji, a w konsekwencji spadek amerykańskich indeksów do poziomów nienotowanych od dwóch miesięcy. Dziś jednak strach ustąpił miejsca nadziei i na giełdach królują wzrosty.

Ludowy Bank Chin zadeklarował we wtorek, że pomoże bankom mającym problemy z płynnością oraz uznał, że obserwowany ostatnio silny skok stóp na chińskim rynku międzybankowym miał charakter tymczasowy. To oświadczenie uspokoiło nastroje na giełdach, stając się dziś impulsem do wzrostowego odbicia zarówno w Europie, jak i na początku notowań w USA.

Dobre nastroje wspiera ponadto cała seria lepszych od oczekiwań danych makroekonomicznych z USA. W maju zamówienia na dobra trwałego użytku z wyłączeniem środków transportu wzrosły o 0,7% w relacji miesięcznej, podczas gdy oczekiwano ich spadku o 0,1% M/M. Indeks S&P/Case-Shiller, obrazujący zmianę cen nieruchomości w 20 największych metropoliach, wzrósł w kwietniu o 12,1% R/R, notując najwyższy poziom od 7 lat. Rynkowy konsensus tymczasem kształtował się na poziomie 10,7% R/R. Poprawę na amerykańskim rynku nieruchomości sygnalizują również majowe dane o sprzedaży domów na rynku pierwotnym. Wzrosła ona do 476 tys., podczas gdy oczekiwano odczytu na poziomie 463 tys. Jeszcze większe wrażenie robi odnotowany w czerwcu skok indeksu zaufania konsumentów w USA do 81,4 z 74,3 pkt., przy prognozowanym wzroście do 75,5 pkt.

We wtorek rosną też ceny akcji na giełdzie w Warszawie. To przede wszystkim reakcja na poprawę nastrojów na rynkach globalnych. Inwestorzy praktycznie nie zauważyli opublikowanych rano przez Główny Urząd Statystyczny danych o majowej sprzedaży detalicznej (0,5% R/R; prognoza: 0,2% R/R) i stopie bezrobocia (13,5%; prognoza: 13,7%). Pomimo, że dane te można odbierać jako kolejne jaskółki zwiastujące nadchodzące ożywienie gospodarcze w II połowie roku.

Dane o sprzedaży i bezrobociu nie wpłynęły też na notowania złotego. Po porannym umocnieniu, co korelowało z poprawą nastrojów na rynkach globalnych, kolejne godziny stały jednak pod znakiem systematycznego osłabienia. Polska waluta traciła na wartości w ślad za osuwającym się kursem EUR/USD. O godzinie 16:09 za euro trzeba było zapłacić 4,3229 zł, a dolar kosztował 3,3045 zł. W kolejnych dniach wyznacznikiem notowań złotego pozostaną nastroje na rynkach globalnych, zachowanie EUR/USD i ewentualne obawy przed interwencją NBP/BGK.

Marcin Kiepas, Admiral Markets Polska