W efekcie do czasu publikacji raportu ADP, który minął się z prognozami, obrót był mizerny. Mieszanka płytkiego rynku i słabego odczytu indeksu ISM dla amerykańskiego sektora usług okazała się przesądzająca dla obrazu sesji, która w drugiej połowie dnia przerodziła się mocne spadki cen akcji. W efekcie w skrajnym punkcie WIG20 znalazł się poniżej dołka z marca i de facto wyznaczył nowe minima roku.
Dla zwolenników oglądania rynku przez pryzmat analizy technicznej najważniejszym punktem dnia były jednak dwie finałowe godziny, w trakcie których WIG20 testował marcowy dołek. Wzrost obrotu w kluczowym punkcie dnia wskazał, iż wsparcie angażuje obie strony rynku, z których mocniejsza okazała się strona popytowa. Wprawdzie obrona rejonu 2330 pkt. skokiem na fixingu nie pozwala budować optymistycznych scenariuszy, ale pozwala na tezę, iż na obecnych poziomach kupujący szukają swojej szansy a naruszenie wsparć nie wyzwala paniki, tylko aktywność kupujących. To sygnał, który potwierdza, iż spora część rynku stale liczy na wyczerpanie trzymiesięcznej fali spadkowej i gra na korektę słabości GPW.
Niestety kontekst do kreowania odbicia robi się coraz trudniejszy. Wall Street stoi przed perspektywą dynamicznej, choć zapewne płytkiej korekty, a w Polsce z siłą medialnej gorączki rozgorzała dyskusja o przyszłości Otwartych Funduszy Emerytalnych, bez których Giełda Papierów Wartościowych nie będzie wstanie przetrwać w obecnej postaci. Częścią problemu jest również słabość polskiej waluty i fala spekulacji o kłopotach ministra finansów ze spięciem budżetu wedle wcześniejszych planów.
W praktyce oznacza to, iż do czasu sygnałów przesilenia w przecenie rynek może najwyżej liczyć na jakąś formę trendu bocznego, który skonsoliduje WIG20 pomiędzy 2300 a 2400 pkt.