Przypomnijmy - wczoraj Jereon Dijsselbloem w wywiadzie dla agencji Reuters sugerował, że uzgodniona w weekend pomoc dla Cypru, która przewiduje straty niektórych inwestorów i właścicieli depozytów bankowych, może na trwałe zmienić podejście Eurolandu do radzenia sobie z upadającymi bankami.
Wyjaśnił, że podejście to miałoby polegać na "zepchnięciu ryzyka" płacenia za ratowanie banków z podatników na prywatnych inwestorów. Wypowiedź ta została następnie przez dziennikarzy skrócona i powtarzana mniej więcej tak – model cypryjski będzie stosowany w przypadku problemów z bankami w innych krajach. To wywołało gwałtowną wyprzedaż banków w Europie.
Wprawdzie dziś z Brukseli pojawiły się komunikaty, że przypadek Cypru jest specyficzny, to jednak oryginalna wypowiedź szefa Eurogrupy ma sens. Przypomina bowiem, że ryzyko upadającego banku powinni ponosić w pierwszej kolejności jego właściciele. To z kolei oznacza, że akcje zagrożonych upadłością banków są bardzo ryzykowne i w związku z tym ich notowania są przeszacowane. Szczególnie banki włoskie, hiszpańskie a nawet francuskie. Rynki będą czekać do czwartku na otwarcie banków na Cyprze i czy dojdzie do runu na banki.
WIG20 zakończył sesję 0,6 proc. wzrostem. Po 6 spadkowych sesjach wskaźniki pokazują duże wyprzedanie. Jest więc miejsce na wzrostową korektę. Niedaleko, na poziomie 2300 pkt. znajduje się wsparcie. Jeśli nie pojawią się kolejne bardzo negatywne konsekwencje kryzysu cypryjskiego należy oczekiwać uspokojenia i odreagowania. Póki co jednak sytuacja rozwija się negatywnie. Przez okres wielu miesięcy zapomnieliśmy o problemie zadłużenia, percepcja przyszłości była pozytywna.