Benoit Couere z Europejskiego Banku Centralnego przyznał dzisiaj, że Cypr nie może stanowić modelu reform dla innych państw strefy euro, tym samym mocno krytykując wczorajsze słowa szefa Eurogrupy. Dodał też, iż sytuacja francuskiego sektora bankowego jest dobra i depozytariusze nie mają powodów do obaw. Tyle, że mleko zostało już wylane w ostatnich dniach, a wczorajsza gafa Jeroena Dijsselbloema tylko jeszcze bardziej nadwyrężyła zaufanie inwestorów do europejskich aktywów. Tłumaczenia, iż zostało się źle zrozumianym (późniejsze słowa szefa Eurogrupy wygłoszone wieczorem), a casus Cypru jest wyjątkowy, niczego tutaj nie zmienią. Zresztą, rynek zaczyna wątpić w skuteczność mechanizmów ratunkowych stworzonych przez europejskich decydentów na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy, co jest już bardzo złym prorokiem.
Po pierwsze fundusze zgromadzone w ESM mogą zostać użyte na ratowanie banków dopiero w tzw. drugiej turze (pierwszą będzie zamach na bankowe depozyty powyżej 100 tys. EUR w postaci nałożenia na nich nadzwyczajnego podatku, bądź mocne „strzyżenie” posiadaczy obligacji). Po drugie mechanizm OMT przygotowany przez Europejski Bank Centralny może zostać użyty tylko na wniosek rządu danego kraju – tymczasem uniki hiszpańskiego premiera w ostatnich miesiącach, a także pat polityczny we Włoszech, który może doprowadzić do rozpisania nowych wyborów w czerwcu, które wygrają anty-unijni Berlusconi, lub Grillo, nie wskazują, aby ECB mógł rzeczywiście wkroczyć do akcji. Trudno będzie obalić te tezy, które zaczynają krążyć po rynku.
Zdaniem ministra finansów Cypru straty na depozytach przekraczających 100 tys. w dwóch bankach, które będą restrukturyzowane (Laiki i Bank of Cyprus) mogą sięgnąć 40 proc. Michael Sarris dodał też, iż kontrola przepływów kapitałowych (zapobiegająca nadmiernej ucieczce funduszy z wyspy) może potrwać „tygodniami”. Jednocześnie potwierdził, iż banki pozostaną zamknięte do czwartku. Tymczasem po wczorajszych słowach szefa Eurogrupy widać chociażby większą nerwowość klientów banków w Hiszpanii…
Nerwowa reakcja rynku na opublikowane dzisiaj słabsze dane z Francji, pokazuje tylko, że rynki mocno obawiają się kolejnego spowolnienia w strefie euro… i słusznie. Perspektywa gospodarczego marazmu, połączona z kryzysem zaufania do sektora bankowego (zwłaszcza na peryferiach) stanowi niemalże gotową receptę na kolejna, znacznie bardziej ostrzejszą fazę kryzysu, jaka może pojawić się w najbliższych miesiącach. To może sugerować, iż wyraźniejsza fala przeceny wspólnej waluty względem pozostałych majors, jest dopiero przed nami.
W krótkim okresie może się jednak okazać, iż zobaczymy próbę odreagowania ostatniej przeceny.
Wczorajsze wystąpienie szefa FED nie wniosło wiele do „obrazu QE3”, ale być może na rynek wpłyną dzisiejsze publikacje z USA (godz. 13:30 zamówienia na dobra trwałego użytku, godz. 14:00 ceny nieruchomości wg. CaseShiller, godz. 15:00 zaufanie konsumentów, sprzedaż nowych domów i indeks FED z Richmond). Ewentualnie gorsze odczyty w połączeniu z próbą uspokojenia rynku przez europejskich decydentów po wczorajszych, niefortunnych słowach szefa Eurogrupy, mogą dać odreagowanie EUR/USD w okolice 1,2930-40. Średnia perspektywa pozostaje jednak dość negatywna.