Po wczorajszej sesji ostrożni inwestorzy mogą nabrać przekonania o słabnięciu wzrostowej tendencji. W jej wyniku Dow Jones zyskał w tym roku nieco ponad 10 proc., a S&P500 wzrósł o niecałe 9 proc. Cała fala zwyżkowa, trwająca od 15 listopada ubiegłego roku zwiększyła wartość średniej przemysłowej o 15 proc. S&P500 zyskał tyle samo, rosnąc o równe 200 punktów. W tym czasie mieliśmy do czynienia jedynie z dwiema niewielkimi korektami spadkowymi. Zakres obu z nich sięgał około 3 proc. Obie miały związek z klifem fiskalnym i automatycznymi cięciami wydatków. Problemy te okazały się jednak bardziej strachem na wróble. Byki się nimi nie przejęły.
Za oceanem przeważają opinie, że zwyżki na giełdzie będą trwały dalej. Optymizm budowany jest na przekonaniu o poprawie sytuacji w amerykańskiej gospodarce, której przejawami są między innymi spadek bezrobocia i odradzający się rynek nieruchomości. Silna jest też wiara w poprawę zysków spółek. O zagrożeniach niemal nikt nie wspomina, a nieliczne głosy ostrzegające przed nadmiernym optymizmem są ignorowane. Taka atmosfera tworzy warunki coraz bardziej sprzyjające korekcie. Brakuje jedynie oznak euforii.
Na giełdach naszego kontynentu sytuacja nie jest aż tak jednoznaczna. Indeks giełdy we Frankfurcie od początku roku porusza się w bok, w wąskim przedziale 7600-7800 punktów. Wybił się z niego w górę dopiero 5 marca, rosnąc wówczas o ponad 2 proc. Od tego czasu ruch w górę odbywa się w ślimaczym tempie, a poziom 8000 punktów już dwukrotnie okazał się barierą zbyt trudną do zdobycia. Wczoraj DAX zbliżył się do niego na odległość zaledwie ułamka punktu, po czym cofnął się, zniżkując ostatecznie o nieco ponad 0,2 proc. Jednak i w tym przypadku trudno wyrokować, czy to sygnał do ochłodzenia koniunktury.
W Warszawie sytuacja bez zmian. W przypadku WIG20 trwająca od 22 lutego nieśmiała fala wzrostowa wciąż się chwieje, przy niewielkich zmianach indeksu i mizernych, zamierających obrotach. Dwukrotne ataki na poziom 2500 zakończyły się niepowodzeniem, co skutkuje osłabieniem tendencji. W najbliższych dniach można się spodziewać większych ruchów, związanych z publikacją wyników przez kilka spośród największych spółek. Dziś raport ogłosił PZU. Znów można mówić o rozczarowaniu Zysk netto zmniejszył się z 487 mln zł w czwartym kwartale 2011 r. do 415,5 mln zł i był o jedną czwartą niższy od oczekiwań analityków. W całym 2012 r. zysk netto wyniósł 3,255 mld zł i był wyższy niż w 2011 r. o 39 proc. W tym ujęciu analitycy liczyli na 3,4 mld zł zysku.
Kłopoty z kontynuacją wspinaczki zaczyna sygnalizować bardzo dobrze sprawujący cię dotąd wskaźnik średnich spółek. W poniedziałek ledwie zdołał utrzymać się na plusie. Wczoraj przez pierwszą część dnia bronił się przed spadkiem pod kreskę, choć ostatecznie zwyżkował o 0,43 proc. Byłoby znacznie gorzej, gdyby nie silne wzrosty kilku zaledwie spółek, wchodzących w jego skład (akcje Kopexu skoczyły o 7,5 proc., walory Cyfrowego Polsatu i Rovese rosły po 6 proc., o 2 proc w górę szły papiery Eurocash).
Na giełdach azjatyckich kolejne punkty zdobywają niedźwiedzie. Nikkei zniżkował o 0,6 proc. O ile w jego przypadku można mówić o niewielkim odreagowaniu po imponującym rajdzie w górę, to sytuacja na chińskim parkiecie wygląda znacznie gorzej. Tam wzrostowa fala zakończyła się w połowie lutego i od tej pory mamy do czynienia z wyglądającą coraz groźniej korektą, która zabrała już indeksom około 9 proc. Dziś Shanghai B-Share zniżkował chwilami o ponad 2 proc., a Shanghai Composite o ponad 1 proc. Ostatecznie spadki wyniosły odpowiednio 1,4 i 0,9 proc.
Kontrakty terminowe na główne giełdowe indeksy były rano na niewielkich plusach, sugerując korzystny dla byków początek handlu. O dalszym jego przebiegu decydować jednak będą dane makroekonomiczne, między innymi dotyczące produkcji przemysłowej w strefie euro oraz sprzedaży detalicznej za oceanem.