Piątek przyniósł kontynuację wzrostów na europejskich parkietach, na którą w dużej mierze zapracowali amerykańscy przedsiębiorcy, którzy stworzyli w lutym 236 tys. nowych miejsc pracy (oczekiwano 149 tys.), dzięki czemu stopa bezrobocia spadła do 7,7 proc. (ciekawe, że nie podejmowany jest temat zakończenia stymulowania gospodarki przez Fed, który miał przecież reagować szczególnie na poprawę na rynku pracy). Właściwie w Europie giełdy rosły już wcześniej licząc na dobre dane z USA, zaś moment ich publikacji wyzwolił niewielkie spadki na zamknięciu. W cenach zamknięcia większość indeksów zanotowała jednak i tak nowe szczyty hossy. Wyjątkiem tradycyjnie jest WIG20, który od miesiąca nie może się przebić przez poziom 2500 pkt (właściwie strefę 2480-2500 pkt, która naznaczona jest wysokimi obrotami z dwóch sesji z połowy lutego).
W Stanach naturalnie dane z rynku pracy przyjęto zwyżkami, przy czym krótko po otwarciu sesji nie wyglądało to tak dobrze (stąd także słabsza końcówka w Europie), ale do końca dnia S&P poprawiał wartość i ostatecznie wzrósł o 0,45 proc. Warto odnotować, że Merval i Bovespa traciły na wartości wskazując na coraz większą dysproporcję między zachowaniem rynków wschodzących i rozwiniętych.
W Azji dziś rano przeważały zwyżki, Nikkei zyskał 0,5 proc. kompletnie ignorując spadek zamówień maszynowych w Japonii o 13 proc. (oczekiwano spadku o 1,7 proc.). W sukurs inwestorom przyszedł bowiem Haurhiko Kuroda, który zapowiedział, że jeśli jego wybór na prezesa Banku Japonii zostanie zatwierdzony (uzyskał nominację premiera), bank centralny szybko przystąpi do skupu obligacji i rozważy także skup instrumentów pochodnych. Piekła nie ma. Kospi stracił 0,1 proc., a indeks giełdy w Szanhgaju spadł o 0,3 proc. po informacji o wzroście inflacji o 3,2 proc. przy jednoczesnym wzroście produkcji przemysłowej w styczniu-lutym o 9,9 proc., a sprzedaż detalicznej o 12,3 proc. – to mniej niż oczekiwali analitycy i najmniej od 2009 r. Słabnący wzrost gospodarczy i przyspieszający wzrost cen nie są dobrą kombinacją na rynków.
Europa może jednak nie dostrzegać problemów Chin, ponieważ ma rano do nadrobienia słabą końcówkę z piątkowej sesji, która okazała się nie mieć uzasadnienia (w późniejszym zachowaniu Wall Street). Na przeszkodzie stanąć może jedynie agencja Fitch, która obniżyła rating Włoch do BBB plus (jeszcze w piątek) i nadając mu perspektywę negatywną. Przyczyną jest oczywiście wynik wyborów sprzed dwóch tygodni. Czy decyzja Fitch przełoży się na rynki? Nie sądzę. Choć jak na agencję ratingową reakcja jest szybka, niemniej spóźniona o dwa tygodnie w stosunku do rynku, który wynik wyborów uwzględnił w cenach natychmiast po ich ogłoszeniu, a i wcześniej w dużej mierze je dyskontował (w spadku cen włoskich obligacji). Mamy rynek byka i decyzja Fitch nie jest powodem, by akurat dziś zmieniać nastawienie.