Zaprezentowane dzisiaj przez zarząd TP SA wstępne wyniki za rok 2012, mogły przyprawić niejednego inwestora o zawrót głowy i duszności. Spółka zanotowała spadek zysku netto o 85% (do 51 mln zł z 358 mln zł) w ujęciu kwartalnym i 55% (do 855 mln zł z 1 918 mln zł) rok do roku.
Tak słabych wyników nie spodziewał się żaden analityk, a rynkowy konsensus zakładał około 133 mln zł zysku w IV kwartale. Sprawę dodatkowo pogorszyły zapowiedzi zarządu o zmniejszeniu dywidendy za 2012 rok do 0,50 zł na akcję, ograniczeniu zatrudnienia i inwestycji oraz gorszych prognoz na rok kolejny.
Takiego natłoku złych informacji inwestorzy nie wytrzymali i notowania akcji otworzyły się ponad 30% poniżej wczorajszego kursu zamknięcia. Przez pozostałą część sesji akcjom Telekomunikacji Polskiej udało się odzyskać zaledwie niewielką część tych strat i pod koniec dnia kosztowały niecałe 8,60 zł.
Problemy TP SA rzuciły także cień na całą branżę telekomunikacyjną, która w wyniku zaciętej wojny cenowej musiała mocno obniżyć swoje marże, a zatem i zyski. Notowania spółki Netia spadały dzisiaj o blisko 13% do poziomu najniższego od 2008 roku. Co raz silniejsza konkurencja daje się we znaki nie tylko polskim spółkom telekomunikacyjnym. France Telekom (główny właściciel TP SA) zanotował spadki przychodów we wszystkich swoich spółkach zależnych w Europie.
Pomimo dość neutralnej sesji dla większości pozostałych spółek, przy tak dużej przecenie jednego z największych blue chipów, indeks WIG20 nie może zaliczyć tego dnia do udanych. Zaraz po rozpoczęciu obrotów na TP SA, notowania indeksu spadły o ponad 1% do poziomu 2470 punktów i przez resztę dnia nie udało się mu odzyskać wczorajszych poziomów.
Wyprzedaż akcji dużej spółki z indeksu WIG20 musiała także odbić się negatywnie na kursie złotego, który tracił dzisiaj około 0,5% względem wszystkich trzech głównych walut. Nie pomogła także publikacja danych na temat bilansu płatniczego. Saldo rachunku bieżącego wyniosło w grudniu 2012 -1204 mln EUR i było dużo niższe od prognoz (- 875 mln EUR). Przy tak znacznej dysproporcji między eksportem, a importem złoty nie mógł się umacniać. Euro kosztowało pod koniec sesji 4,18 zł, a dolar i franka szwajcarski odpowiednio 3,11 zł i 3,39 zł.