Według ostatnich informacji (a godzina była już dwukrotnie zmieniana) konferencja na której hiszpański rząd zaprezentuje założenia do przyszłorocznego budżetu (ostatecznie zdecydowano się na to dzisiaj) rozpocznie się po godz. 17:00.

Hiszpańska prasa już od rana spekuluje na jakie ruchy mógł zdecydować się premier Rajoy – przeważają oczekiwania związane z wprowadzeniem nowych podatków i podwyższeniem obecnych stawek, a także zamrożeniem pensji dla urzędników korpusu cywilnego. Mowa jest też o sporych cięciach wydatków w resortach podległych premierowi – najbardziej ma ucierpieć ministerstwo rolnictwa.

Zredukowane mają zostać też wydatki na infrastrukturę, a także możliwość przechodzenia na wcześniejszą emeryturę. Wbrew oczekiwaniom ekonomistów hiszpański rząd najprawdopodobniej nie zdecyduje się na reformy w systemie emerytalno-rentowym – nieoficjalnie mówi się, iż premier zdecydowałby się na ten ruch w ostateczności. Zresztą największy problem tkwi nie w propozycjach, które najpewniej dzisiaj wieczorem zobaczymy, ale w możliwości ich realizacji przy coraz większych protestach społecznych i już horrendalnie wysokim bezrobociu. Niemniej rynki finansowe powinny przyjąć hiszpańskie zapowiedzi dobrze, gdyż większość negatywnych scenariuszy została już uwzględniona (hiszpańskim wątkiem żyjemy od kilku dni). Poza budżetem możemy poznać też zarysy długofalowego programu reform strukturalnych, oraz jutro dane nt. zapotrzebowania kapitałowego tamtejszego sektora bankowego.

Wpływ chińskiego wątku, o którym wspominałem w rannym komentarzu, był w kolejnych godzinach niższy, chociaż nadal dość dobrze zachowywał się australijski dolar, który w krótkim okresie może być największym beneficjentem tych informacji. Nie należy jednak zapominać, iż w sobotę poznamy ostateczne wyliczenia wskaźnika PMI dla tamtejszego przemysłu za wrzesień sporządzane przez Markit/HSBC, a w poniedziałek oficjalne dane rządowe na ten temat. Wstępne odczyty przyniosły sporo negatywnych emocji – teraz może być podobnie – chociaż słabe odczyty mogą być równoważone przez spekulacje, jakoby 1 października miałyby zostać ogłoszone dodatkowe programy stymulacyjne.

Zaskakująco słabe dane napłynęły dzisiaj z amerykańskiej gospodarki – ostateczny odczyt PKB za II kwartał wyniósł jedynie 1,3 proc. wobec szacowanych do tej pory 1,7 proc., co pokazuje tylko, że ostatnia decyzja FED odnośnie zainicjowania programu QE była słuszna. Tylko, że pomału zaczynamy wpadać w niebezpieczny kanał – rynek będzie chciał poszerzenia programu QE3 w grudniu, tylko, że sam program może okazać się mało efektywny i nie uchroni amerykańskiej gospodarki przed skutkami tzw. fiskalnego klifu, jeżeli takowy zaistnieje w 2013 r.

W nadchodzących miesiącach możemy być, zatem świadkami coraz większego rozdźwięku pomiędzy twardymi danymi napływającymi z gospodarki, oraz amerykańskich spółek, a oczekiwaniami inwestorów, którego zakończenie może nie być pozytywne. Dzisiaj opublikowane zostały też dość słabe dane nt. zamówień na dobra trwałego użytku w sierpniu (spadek aż o 13,2 proc. m/m), chociaż są one w dużej mierze wynikiem gwałtownego spadku zleceń od Boeinga. Z kolei indeks mierzący dynamikę podpisanych umów na kupno domów nieoczekiwanie spadł w sierpniu o 2,6 proc. m/m, ograniczając nieco pozytywną wymowę ostatnich danych z rynku nieruchomości.

Ranna zwyżka EURUSD w okolice 1,29 została w kolejnych godzinach wykasowana, a rynek osunął się po południu (stan z godz. 16:40) poniżej 1,2850. Wygląda na to, że przed konferencją hiszpańskiego premiera czeka nas ponowny test wczorajszych minimów na 1,2835, a być może nawet próba zejścia do strefy 1,2780-1,2820. Złamanie tego obszaru nadal pozostaje jednak mało prawdopodobne, a najbliższe kilka sesji może przynieść dynamiczny ruch w stronę 1,30.

Marek Rogalski