W piątek popołudniu za euro płacono 4,06 zł, za dolara 3,09 zł, a za szwajcarskiego franka 3,33 zł.
Główny analityk walutowy DM BOS powiedział PAP, że osłabienie złotego to odreagowanie piątkowego umocnienia polskiej waluty. "Rynek dostrzega także ryzyka związane z hiszpańskimi obligacjami i wzrostem ich rentowności oraz wzrostem ryzyk odnośnie Grecji, które przewijają się w dalekim tle" - powiedział PAP Rogalski.
Jego zdaniem w najbliższych dniach złoty raczej pozostanie słaby. "Powrót do 4,05 za euro wydaje się być raczej trudny. Mam wrażenie, że będziemy się kierowali w stronę 4,12 za euro" - powiedział. Dodał, że wiele zależy od najbliższych danych z Polski: o płacach we wtorek, czy o produkcji przemysłowej w środę. "Zobaczymy na ile dane te wskażą na możliwość obniżki stóp procentowych w październiku. Jeżeli oczekiwania na obniżkę wzrosną, to złoty może trochę tracić" - wyjaśnił analityk.
Diler walutowy z Banku BPH Marek Cherubin uważa, że poniedziałkowe osłabienie złotego to realizacja zysków przy nadal utrzymującym się pozytywnym sentymencie na rynkach finansowych. W jego ocenie wsparciem dla nastrojów rynkowych są ostatnie deklaracje banków centralnych USA i strefy euro.
"Sądzę, że na razie utrzyma się ten pozytywny sentyment, te decyzje Fed i EBC nadal wspierają rynki. Jeżeli nie wydarzy się nic nowego, co odmieniłoby obecne nastroje to złoty powinien zachowywać się przez najbliższe dni stabilnie i być kwotowany w paśmie 4,05-4,12 za euro" - powiedział PAP Cherubin.