Po okresie wyczekiwania na wydarzenia ostatnich dni giełdy muszą skonfrontować się z faktami, które przez tygodnie były równoważone nadziejami na pomoc ze strony banków centralnych.

Po tygodniach oczekiwania i miesiącach spekulacji amerykański bank centralny pod przewodnictwem Bena Bernanke ogłosił wprowadzenie trzeciej rundy luzowania ilościowego. Tym razem program nie ma terminu zakończenia. Fed obiecał, iż będzie tak długo pobudzał pacjenta, aż zechce przełożyć własne ożywienie na trwałe efekty dla rynku pracy. Owocem zaleconej terapii było osłabienie dolara i radykalny wzrost cen wszystkiego, co uznawane za ryzykowne.

W istocie rolę liderów na światowych rynkach akcji przyjęły na siebie sektory surowcowe i finansowe, które postrzega się, jako bezpośrednio skorelowane z luźną polityką Rezerwy Federalnej i wyceną dolara. Naprawdę jednak na rynkach trudno było doszukać się sektorów, które straciłyby na wartości, bo wspólnym mianownikiem wszystkich zwyżek był radykalny wzrost akceptacji dla ryzyka. W efekcie drożało niemal wszystko a skokowa poprawa nastrojów była na tyle dynamiczna, by w piątek rentowności włoskich obligacji 10-letnich znalazła się poniżej psychologicznej bariery 5 procent.

W takim kontekście nie dziwią nowe, kilkuletnie szczyty wielu indeksów, ale zasadnym jest postawienie pytania, co stanie się z rynkami, które od końca drugiego kwartału pozycjonowały się pod wydarzenia ostatnich kilku dni. Nie warto zapominać, iż częścią układanki były również obietnice Europejskiego Banku Centralnego w stosunku do zadłużonych krajów strefy euro. Dziś, kiedy już wszystkie fakty są na stole a indeksy mają za sobą kilkunastotygodniowe zwyżki, uwaga musi przesunąć się na bliższe wydarzenia, z których na pierwszym planie pojawią się stale nierozwiązany problem Grecji oraz pytania o kondycję globalnej gospodarki.

Wydaje się, iż w przypadku rządu w Atenach wszystko zmierza w kierunku kolejnego kompromisu, którego częścią może być obniżenie wymagań oraz kolejna runda negocjacji z wierzycielami prowadząca do umorzenia większej niż w przeszłości porcji długów. Drugi scenariusz nie byłby zaskoczeniem. Na rynku właściwie panuje zgoda, iż rozwiązanie problemów Grecji może przebiec tylko dwoma ścieżkami – wyjście ze strefy euro lub ustępstwa ze strony wierzycieli. Kluczem do nastrojów rynkowych jest dziś raczej sytuacja Hiszpanii niż umieszczonej na marginesie Grecji.

W praktyce na fali nowego programu Fed nie należy oczekiwać prostego, wzrostowego scenariusza. Sam fakt, iż S&P500 jest ledwie kilka procent od historycznego maksimum zmusza do myślenia raczej o korekcie niż o prostej ścieżce na północ. W perspektywie kilku tygodni wiele będzie zależało od wyników kwartalnych spółek, których sezon publikacji zbliża się dużymi krokami. Jednak zanim giełdy będą miały okazję skonfrontować się z raportami firm, pojawi się fala pytań o trwałość trendu wzrostowego. Korekcyjny impuls może przyjść z dowolnego rejonu, ale najmocniejszym byłaby zmiana na rynku walutowym, na którym 5-tygodniowa fala wzrostowa eurodolara musi znaleźć punkt do chociaż częściowej realizacji zysków.

Adam Stańczak