Powodem są krajowe dane o produkcji przemysłowej i budowlano montażowej, sugerujące, iż pod koniec drugiego kwartału gospodarka zaczęła mocno zwalniać. Wzrosty na rynkach akcji w USA i Europie znacząco zniwelowały jednak negatywną reakcję na polskie dane.

Produkcja przemysłowa wzrosła w czerwcu jedynie o 1,2% w skali roku, zdecydowanie poniżej oczekiwań rynku i najwolniej od marca, kiedy to jednak dał o sobie znać niekorzystny efekt kalendarza. Co więcej, według GUS po wyeliminowaniu czynników o charakterze sezonowym spadek produkcji względem maja to aż 2%. Być może w niewielkiej części to efekt mistrzostw Europy, ale niestety należy brać pod uwagę, iż jest to przede wszystkim efekt spowolnienia w Europie i w konsekwencji mniejszej ilości zamówień składanych w polskich przedsiębiorstwach, jak i ograniczonej produkcji ze strony międzynarodowych korporacji.

Jeszcze gorsze były dane o produkcji budowlano montażowej, która obniżyła się w czerwcu o 5,1% w skali roku. W tym przypadku efekt Euro2012 zapewne odegrał kluczową rolę. Być może część prac została wstrzymana na okres mistrzostw i została wznowiona w lipcu, ale nie należy liczyć na takie ich tempo, jakie obserwowaliśmy do tej pory. Tym samym koło zamachowe inwestycji w polskiej gospodarce zdaje się hamować szybciej niż można było się spodziewać, choć potwierdzeniem tego będą dane za lipiec.

Złoty, który często nie reaguje na dane krajowe, po publikacji stracił niecały grosz w relacji do euro. To i tak bardzo niewielki ruch biorąc pod uwagę zachowanie polskiej waluty w ostatnich tygodniach. Przypomnijmy, iż rynki wschodzące cieszą się ostatnio wyjątkowym zainteresowaniem kapitału spekulacyjnego i w efekcie obserwujemy wyraźny wzrost cen polskich obligacji i umocnienie złotego pomimo słabości euro względem dolara i rekordowo wysokich premii za ryzyko od włoskiego i hiszpańskiego długu. Potwierdzenie spowolnienia gospodarczego również w Polsce może ostudzić euforię zagranicznych inwestorów i naszym zdaniem wcześniej czy później doprowadzi do przeceny złotego.

Zakończenie tygodnia na rynku złotego zależeć będzie jednak również od innych czynników. Naszym zdaniem mini-hossa na rynkach akcji wywołana wystąpieniami Bernanke nie ma uzasadnienia, gdyż w kwestii polityki Fed nic się nie zmieniło. Tym samym do utrzymania dobrych nastrojów potrzebne będą dobre dane. Jutro poznamy dwa ciekawe raporty ze Stanów Zjednoczonych – tygodniowe dane z rynku pracy oraz raport Fed z Filadelfii. W ubiegłym tygodniu liczba nowych zarejestrowań bezrobotnych mocno obniżyła się, lecz część tej poprawy była efektem jednorazowym.

Publikowane jutro dane pokażą zatem, czy nastąpiła rzeczywiście poprawa sytuacji na rynku pracy. Podobnym testem będzie indeks z Filadelfii, po tym jak indeks z Nowego Jorku (pierwsze miesięczne dane z USA za lipiec) okazał się wyższy niż oczekiwano. Jeśli dane będą słabe nastroje na rynku mogą się pogorszyć, a złoty stracić na wartości. W środę o 16.30 euro kosztowało 4,1660 złotego, dolar 3,3980 złotego, zaś frank 3,4690 złotego.

Dr Przemysław Kwiecień