Wystraszyliśmy się drugiej fali pandemii, ale nie na tyle, by baczniej kontrolować nasze wydatki
DGP
Jeśli obostrzenia nie utrzymają się nadmiernie długo i nie przerodzą w masowe bankructwa oraz skok bezrobocia, to gospodarka może dość szybko wrócić na stare tory, głównie dzięki wydatkom konsumpcyjnym. Nastroje wśród konsumentów są niezłe mimo skokowego wzrostu liczby zakażeń w ostatnich tygodniach. Taką tezę można postawić po lekturze wyników ostatnio publikowanych badań, które miały na celu zmierzyć skłonność Polaków do oszczędzania i wydawania pieniędzy. Wszystkie ankiety przeprowadzono na dużych, 1000-osobowych próbach na krótko przed drugą falą pandemii lub już w jej trakcie.
Największym badaniem, które wskazywało na to, że pandemia nie wprawiła konsumentów w popłoch, była ankieta o skłonności do zadłużania się, którą zleciły Fundacja Rozwoju Rynku Finansowego i Federacja Konsumentów. Firma ABR Sesta przeprowadziła badanie na próbie niemal 1300 osób. Co prawda zostało ono dokonane we wrześniu, czyli jeszcze przed wzrostem dziennej liczby zachorowań, ale i tak pokazuje, że Polacy przyzwyczaili się do zagrożenia.
„Wydaje się, że Polacy szybko oswoili nową rzeczywistość i nie wyrażają większych obaw o swoją sytuację ekonomiczną w kolejnych miesiącach, a w konsekwencji nie prowadzą większej kontroli wydatków” – napisali autorzy w komentarzu do wyników badania. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy pandemii zwyczaje wydatkowe większości gospodarstw domowych pozostały takie jak przed marcem 2020 r. 56 proc. uczestników badania wskazało, że wydaje tyle samo pieniędzy, co przed wybuchem pandemii, jedna czwarta respondentów twierdziła nawet, że wydatki wzrosły, zaś do ich ograniczenia przyznało się tylko 16 proc. ankietowanych.
Można by te wyniki zlekceważyć jako historyczne (pandemia wróciła z nową siłą w drugiej połowie października), jednak świeższe ankiety pokazują ten sam obraz. Przykład to polska edycja EY Future Consumer Index. Badanie do niej przeprowadziła pod koniec października firma doradcza EY. Dwa główne, z pozoru sprzeczne wnioski: Polacy boją się utraty dochodów bardziej niż w czasie pierwszej wiosennej fali zachorowań, ale ich skłonność do wydawania pieniędzy zbytnio się nie zmieniła. Odsetek tych, którzy deklarują, że dokonują wydatków z większą rozwagą niż w czasach przedpandemicznych, jest nawet mniejszy niż wiosną.
Wtedy taką postawę deklarowało 64,4 proc. pytanych, dziś – 59 proc. Jedna czwarta nadal twierdzi, że w ogóle nie zmienia podejścia do wydatków, a 17,5 proc. zakłada, że w ciągu kolejnych 6 do 12 miesięcy ograniczy je, ale w przypadku produktów innych niż podstawowe. Aż 39 proc. nie zamierza niczego zmieniać. Eksperci EY zwracają uwagę, że odpowiedzi padały w czasie, gdy liczba dziennych zakażeń szybko rosła, a rząd wprowadzał pierwsze ograniczenia w działalności branż. Nie można więc tłumaczyć wyników optymizmem z III kw., gdy gospodarka szybko podnosiła się po wiosennym lockdownie.
Według autorów raportu mogą tu decydować nie tylko względy ekonomiczne – bo te raczej skłaniałyby do oszczędzania na czarną godzinę – ale i psychologiczne. Badanie przeprowadzono na długo przed pierwszymi informacjami o szczepionkach, w czasie narastającego kryzysu, gdy wydawało się, że na pandemię nie ma mocnych. Zwalczenie wirusa w krótkim czasie nie wchodziło w grę, ale konsumenci byli już bogatsi o doświadczenia z wiosny. A te wskazywały na to, że rząd jest zdeterminowany, by nie doprowadzić do fali bankructw i masowego bezrobocia. Sam wirus też został oswojony w tym sensie, że wiadomo już było, czego można się po nim spodziewać. Wiosną niepewność była znacznie większa.
– Staramy się więc oswoić z nową rzeczywistością i żyć w miarę normalnie, bo krótkoterminowe zaciśnięcie pasa może być i tak niewystarczające, by zmitygować negatywne skutki wpływu pandemii na domowe budżety – tłumaczy Łukasz Wojciechowski, partner EY. W podobnym tonie wypowiada się Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów – Biura Informacji Gospodarczej. Na zlecenie KRD też przeprowadzono badania preferencji konsumenckich. Zrobił je IMAS International w II połowie października. Wynik? Co prawda 38 proc. ankietowanych mówi, że ich sytuacja finansowa pogorszyła się po wybuchu pandemii, ale ponad połowa twierdzi, że pozostała bez zmian.
Nieco ponad połowa – 52 proc. – nie zmieniła przy tym podejścia do wydawania pieniędzy i zarządza finansami tak, jakby nic się nie wydarzyło, choć 39 proc. osób bardziej niż wcześniej kontroluje swoje finanse. – Mimo dużych zmian i braku pewności co do przyszłości, ludzie nie chcą się ograniczać. Jest grupa, która nie mogąc żyć jak dotąd, czyli na przykład jeździć na egzotyczne wakacje lub chodzić na masowe koncerty, rekompensuje to sobie innymi przyjemnościami. Zmienia wystrój mieszkania czy kupuje sprzęt elektroniczny z wyższej półki – mówi Adam Łącki.
Oczywiście preferencje konsumentów to jedno, a drugie to obiektywne powody, które zmuszają do ograniczenia niektórych wydatków. Takim powodem może być chociażby lockdown: zamknięcie restauracji i barów w oczywisty sposób powoduje, że ludzie nie wydają w nich pieniędzy. Z badań KRD wynika, że przez ograniczenia, jakie narzuciła pandemia, prawie połowa z nas oszczędza na wyjściach do restauracji, a blisko 30 proc. na biletach do kina czy na koncerty. Mniejsze wydatki na podróże deklaruje 48 proc. pytanych. I to też zapewne nie dzieje się z przezorności, ale ze względu na ograniczenie mobilności.
KRD zadał też pytanie o świadome ograniczanie niektórych wydatków z powodu obaw o obecną lub przyszłą sytuację finansową. 61 proc. osób zadeklarowało, że ich wydatki są mniejsze w porównaniu do czasów sprzed pandemii, co też jest zrozumiałe i ma potwierdzenie w danych: konsumpcja prywatna była na minusie w II kw. i zapewne również w III kw. w porównaniu do stanu sprzed roku. Jeśli jednak już tniemy wydatki, to na takie usługi jak te oferowane przez sektor beauty. 35 proc. pytanych stwierdziło, że na fryzjera czy kosmetyczkę wydaje mniej niż przed pandemią.