Wycofanie się francuskiego LVMH z zakupu amerykańskiego Tiffany’ego to kolejny efekt napięć na linii USA – Europa Zachodnia.
Na skutek amerykańsko-francuskiego sporu unieważniono właśnie planowaną największą transakcję w historii rynku dóbr luksusowych. Zgodnie z ubiegłorocznymi ustaleniami paryski LVMH (Louis Vuitton Moët Hennessy) miał przejąć amerykańską firmę jubilerską Tiffany za ponad 16 mld dol. Francuski rząd uprzedził właściciela koncernu i jednego z najbogatszych ludzi świata Bernarda Arnaulta, że transakcja może spotkać się z dużymi problemami z powodu konfliktu handlowego.
Powodem są 25-proc. cła na francuskie towary luksusowe – m.in. kosmetyki i torebki, jakie zapowiedziała administracja Donalda Trumpa. Wartość handlu tego rodzaju asortymentem między państwami to ok. 1,3 mld dol. Według planów dodatkowe opłaty miałyby wejść w życie od przyszłego roku. To reakcja na francuski podatek cyfrowy – Paryż był bowiem jedną z bardziej zdeterminowanych stolic w sprawie opodatkowania gigantów technologicznych, a ich rozwój w dobie kryzysu jeszcze wzmógł tę chęć. Dlatego gdy Stany zawiesiły rozmowy na forum Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), nad Sekwaną postanowiono przejść do rozmów na poziomie europejskim – unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego, Francuz Thierry Briton, jest zwolennikiem takiego rozwiązania. Jeśli jednak nie weszłoby ono w życie, Paryż może chcieć wprowadzić daninę na własną rękę. Regulacje miałyby zostać uchwalone w I kw. 2021 r. Zgodnie z rządową propozycją bigtechy musiałyby zapłacić 3-proc. podatek, jeśli ich zarobki we Francji przekroczą 25 mln euro. – Jest jasne, że Stany Zjednoczone nie chcą podatku cyfrowego w OECD. Dlatego stawiają przeszkody, które uniemożliwiają nam osiągnięcie porozumienia – mówił w zeszłym tygodniu francuski minister finansów Bruno Le Maire.
To, że francuski rząd zaleca swoim firmom wstrzymanie się z transakcjami, może świadczyć o tym, że Paryż uznaje Donalda Trumpa za faworyta listopadowych wyborów prezydenckich. – Narzędzia polityki handlowej stały się bardzo popularną formą nacisku na inne państwa. To demonstracja siły, ale też pokazanie swojej determinacji rodzimemu społeczeństwu, które jest nie do przecenienia w czasie kampanii wyborczej. Donald Trump chętnie uciekał się do ceł, więc można się spodziewać, że w przypadku jego zwycięstwa polityka ta zasadniczo nie ulegnie zmianie, zwłaszcza że kryzys jeszcze bardziej sprzyja działaniom protekcjonistycznym nakierowanym na ochronę własnego rynku – ocenia Łukasz Ambroziak, ekspert w dziedzinie handlu zagranicznego w Polskim Instytucie Ekonomicznym (PIE).
To nie pierwszy konflikt handlowy między Stanami Zjednoczonymi a Starym Kontynentem. Dwa lata temu wprowadzono dodatkowe cła na stal i aluminium. W ubiegłym roku Donald Trump, wspierając Boeinga, objął cłami europejskiego Airbusa – w sierpniu zadeklarowano, że zostaną one podtrzymane. W tym samym czasie doszło do porozumienia w sprawie niektórych towarów – UE zniosła cła na homary, a USA zmniejszyły je o 50 proc. m.in. na zapalniczki. Ustępstwa są drobne, poprzedzone długimi pertraktacjami i obejmujące towary o stosunkowo niskiej wartości – w przypadku UE chodzi o 111 mln dol., USA ustąpiło w sprawie 160 mln dol.
– Na osłabieniu więzi transatlantyckich zyskują przede wszystkim Chiny, które zwiększają swoje dostawy do Europy, która na razie nie opowiedziała się jasno po którejkolwiek ze stron tej wojny handlowej – dodaje ekspert PIE.
Teoretycznie, wraz z wycofaniem się przez USA z groźby nakładania kolejnych ceł, operacja mogłaby zostać sfinalizowana. Obecna sytuacja znacznie utrudnia jednak przyszłą współpracę między obiema firmami, które teraz przerzucają się oskarżeniami. Tiffany w Delaware złożyło pozew w związku z niedotrzymaniem umowy, uważając, że informacja rządu francuskiego to jedynie pretekst do odwołania wcześniejszych ustaleń, by próbować zbić cenę. Z kolei LVMH twierdzi, że oprócz problemów politycznych wątpliwości budzi zarządzanie spółką po zawarciu porozumienia. W czasie pandemii Tiffany zdecydował bowiem o wypłaceniu kwartalnej dywidendy pomimo tąpnięcia w sprzedaży – w pierwszej połowie roku firma straciła netto ponad 30 mln dol. To rodzi obawę, że LVMH znacznie by przepłaciło.