Instytucja, której banki mogłyby przekazać nieściągalne kredyty, pomogłaby w utrzymaniu zdolności do finansowania gospodarki
DGP
Bankowcy są pewni, że spowolnienie w gospodarce związane z koronawirusem doprowadzi do wzrostu udziału złych kredytów. Część klientów nie będzie w stanie terminowo obsługiwać zadłużenia, co w bankach spowoduje konieczność zawiązywania rezerw. To pogorszy wyniki finansowe kredytodawców i przełoży się na ich fundusze własne. Od wielkości tych ostatnich zależą możliwości powiększania portfela kredytowego. W ostatecznym rozrachunku straty kredytowe odbiją się więc na zdolności sektora bankowego do finansowania gospodarki.
Widać to już w prezentowanych przez banki wynikach I kwartału, choć „zamknięcie gospodarki” objęło tylko dwa ostatnie tygodnie marca. Przewidując pogorszenie jakości portfela, Bank Pekao stworzył specjalną rezerwę o wartości niemal 200 mln zł. W mBanku uwzględnienie ryzyka związanego z pandemią spowodowało, że rezerwy przekroczyły 400 mln zł. W BNP Paribas Bank Polska „rezerwa na skutki COVID-19” to 70 mln zł.
Przedstawiciele instytucji finansowych zaznaczają, że na razie faktycznych opóźnień w spłacie zobowiązań jest niewiele, bo działają „wakacje kredytowe”. Przesunięcie spłat kapitałowej części raty albo kapitału i odsetek, o jaką wystąpiło ponad 800 tys. klientów indywidualnych (przypadków odmowy jest niewiele) i dziesiątki tysięcy firm, powoduje, że kredytodawcy nie dostają pieniędzy, ale z rachunkowego punktu widzenia nie mają powodu do zmartwienia.
Dopiero, gdy okres karencji w spłacie się zakończy, poznamy faktyczny wpływ pandemii na zdolność klientów do obsługi zobowiązań i na wyniki banków.
Udział należności nieregularnych wyniósł jesienią 2019 r. 6,2 proc.
Sytuację sektora mogłoby poprawić utworzenie „złego banku”, do którego trafiałyby stracone kredyty. Pomysł stworzenia instytucji zarządzającej aktywami, która pomagałaby w „czyszczeniu bilansów”, pojawił się już dwa lata temu. Sprawa odżyła w momencie gwałtownego pogorszenia koniunktury w gospodarce po wybuchu pandemii. Ale do sfinalizowania projektu jest wciąż daleko. Nie zaczęły się nawet jeszcze prace nad studium wykonalności.
– Dyskusje w jakimś sensie idą do przodu, ale moim zdaniem jest za wcześnie, by określić, jakie instytucje i w jakim zakresie miałyby uczestniczyć w tym przedsięwzięciu kapitałowo – mówi Przemysław Gdański, prezes BNP Paribas Bank Polska, pytany o to, czy projekt wymagałby zaangażowania państwa.
Poprzedni prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego Mirosław Panek na początku tego roku mówił w wywiadzie dla DGP, że stworzenie przez sektor prywatnego funduszu, „który byłby w stanie pomagać samodzielnie rozwiązywać problemy w sektorze”, to w jego opinii jeden z warunków zmniejszenia obciążeń dla sektora. Taka instytucja zmniejszyłaby ryzyko problemów najsłabszych banków, które wymagałyby zastosowania narzędzi w rodzaju przymusowej restrukturyzacji (użytej w ostatnich miesiącach dwukrotnie w odniesieniu do banków spółdzielczych).
– Potrzebujemy instrumentarium na obecną sytuację – podkreśla Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego. A o insty tucji „złego banku” mówi tak: – Ona w wielu krajach się sprawdziła, gdy wychodziliśmy z fazy kryzysowej i dochodziliśmy do sytuacji, że banki powinny mieć możliwość zagospodarowania złych aktywów, by odpowiedzieć na wzrost popytu na kredyt.
Udział złych kredytów w Polsce wynosił jesienią ubiegłego roku 6,2 proc. W ciągu ostatnich trzech lat zmniejszył się o 0,4 pkt proc. W ograniczeniu tego wskaźnika pomaga nie tylko windykacja, sprzedaż tzw. portfeli niepracujących, ale także wzrost kredytów w sytuacji regularnej.
W 2016 r. Polska była na 11. miejscu w Unii Europejskiej pod względem udziału kredytów nieregularnych. Według ostatnich dostępnych danych Europejskiego Banku Centralnego, przesunęliśmy się na szóste miejsce. Powód? W innych krajach udział złych kredytów w ostatnich latach spadał szybciej. W Portugalii zmniejszył się z prawie 28 proc. do mniej niż 8 proc. Na Cyprze z niemal 37 proc. do poniżej 20. Banki z Irlandii i Słowenii zanotowały spadek z 14 proc. do 4 proc. Znaczący spadek zanotowały również Włochy, choć nadal udział złych kredytów jest tam wyższy niż u nas.
Są kraje jak Niemcy, Wielka Brytania czy Szwecja, gdzie udział złych kredytów nieznacznie przekracza 1 proc. W najlepszym pod tym względem Luksemburgu jest to 0,7 proc. portfela.
Poprzednia recesja miała miejsce w Polsce na początku lat 90. Po jej zakończeniu udział kredytów zagrożonych w krajowych bankach – sektor był wówczas dużo bardziej rozdrobniony niż dziś, główne banki były pod kontrolą Skarbu Państwa – wynosił 30 proc., z czego ponad połowę stanowiły kredyty stracone.