Założenia na 2020 r. dotyczące poziomu wymiany handlowej, kondycji finansowej firm u naszych kluczowych partnerów oraz diagnozy potencjalnych ryzyk stojących przed polskimi eksporterami zdezaktualizowały się w ciągu zaledwie ostatnich dwóch–trzech tygodni.

Nastąpiła realizacja scenariusza, którego nikt w ubiegłym roku poważnie nie rozpatrywał, a i do niedawna – pomimo szybkiego rozprzestrzeniania się koronawirusa – część decydentów z różnych krajów zdawała się lekceważyć.

Obserwując stopniowe spowalnianie krajowej gospodarki w ubiegłym roku, spowodowane głównie dekoniunkturą w krajach strefy euro (m.in. na tle sporów handlowych), ocenialiśmy, że w tym roku nasz eksport się zwiększy, choć nieznacznie, napędzany m.in. popytem z krajów naszego regionu, w którym wzajemna wymiana od lat dynamicznie się rozwija.
Pomimo silnego powiązania z kulejącą niemiecką gospodarką państwa CEE potrafiły utrzymać przyzwoite tempo wzrostu.
Znając dobrze realia tych rynków, nie spodziewaliśmy się istotnego pogorszenia sytuacji finansowej ich sektora przedsiębiorstw. Podobnie jak w Polsce można było oczekiwać najwyżej kilkuprocentowego wzrostu przypadków niewypłacalności wywołanego spowolnieniem gospodarczym. Szczególnie korzystnie oceniano perspektywy krajów bałkańskich, choć oczywiście trzeba pamiętać, że tam wolumen polskiego eksportu nie jest wysoki. Był to więc generalnie jeden z tych kierunków, który pozwalał uniezależnić się, przynajmniej geograficznie, od rynków Europy Zachodniej, dominujących w strukturze naszego eksportu i gdzie nie ma większych szans na znaczniejszy wzrost sprzedaży.
Obecnie ziszczenie się tych oczekiwań jest już niemożliwe. Choćby dlatego że turystyka, która z powodu pandemii koronawirusa przeżywa załamanie, w produkcie krajowym państw regionu ma duży udział (zwłaszcza tych położonych bardziej na południu). Pewne nadzieje daje to, że niemal wszystkie kraje CEE praktycznie w jednym czasie zastosowały radykalne środki mające ograniczyć rozprzestrzenianie się choroby. Jednocześnie oznacza to, że niemal natychmiast odczują one również negatywne skutki tych działań. Bardzo prawdopodobna recesja w Niemczech również w końcu odbije się na koniunkturze w regionie.
Pomimo coraz bardziej pesymistycznych prognoz dla gospodarki Europy nie docierają do nas sygnały świadczące o tym, że kontrahenci polskich firm z krajów CEE już odczuli kłopoty z płynnością i przestają regulować płatności. Oceniamy, że – z samej natury instrumentów ubezpieczających należności – dopiero za kilka tygodni mogą się pojawić pierwsze zgłoszenia od naszych klientów wnioskujących o wypłatę odszkodowania, wydłużenie okresu zgłoszenia do windykacji bądź pomoc w samym windykowaniu należności. Najpierw z sektorów uderzonych bezpośrednio przez działania mające zahamować pandemię, a więc: transport (z lotniczym na czele), segment bardzo szeroko rozumianych usług, wspomnianą turystykę, przemysł odzieżowy i elektrotechniczny. Jeśli zadziałają szybko i skutecznie coraz hojniejsze programy stymulacji fiskalnej poszczególnych krajów, jak też Komisji Europejskiej (instrumenty polityki monetarnej nie będą miały takiej siły sprawczej), to można liczyć, że nie dojdzie do uruchomienia samonapędzającego się mechanizmu zatorów płatniczych, który jest destrukcyjny dla każdej gospodarki, a najbardziej dla najmniejszych firm.