Nasz sektor bankowy nie jest w tej chwili z perspektywy zagranicy najlepszym miejscem do inwestowania - mówi Marek Lusztyn, od listopada ub.r. prezes Banku Pekao.

Dziś wszyscy mówią o koronawirusie, czy dla banku to też problem?

Nie nazywałbym tego problemem, ale oczywiście wdrażamy w Pekao różnego rodzaju działania prewencyjne. Powołaliśmy specjalny zespół, który stale monitoruje sytuacje i dba o zachowanie ciągłości pracy Banku. Zależy nam na tym, aby zarówno nasi pracownicy, jak i klienci czuli się bezpiecznie, dlatego staramy się ograniczać ryzyko. Zaczęliśmy m.in. ograniczać podróże służbowe. Zdajemy sobie również sprawę z tego, że już teraz obserwujemy wpływ koronawirusa na światowe gospodarki. Szczególnie widoczne jest to oczywiście w Chinach, gdzie na przykład drastycznie spadła sprzedaż detaliczna samochodów. Obawiam się jednak, że z czasem skutki będą odczuwalne również na innych rynkach. Trudno jednak w tej chwili oceniać w jakim stopniu.

Epidemia będzie też odczuwalna dla naszej gospodarki. Jaki może być jej wpływ na wyniki banku?

Jest jeszcze za wcześnie, by realnie móc ocenić wpływ epidemii na gospodarkę, szczególnie w naszym kraju. Mogę jedynie powiedzieć, że polityka Pekao zawsze była konserwatywna, co skutkuje najniższymi kosztami ryzyka w sektorze. Staramy się więc maksymalnie ograniczać ten wpływ. Obecnie stale monitorujemy sytuację i przygotowujemy się na różne scenariusze. Szczegółowo analizujemy zaburzenie łańcuchów dostaw w światowej gospodarce, od których Polska jest stosunkowo mocno uzależniona. Zastanawiamy się nad tym, jaki to będzie mieć wpływ na naszą gospodarkę i poszczególne branże, np. motoryzację. Na razie nie identyfikujemy znaczących niepokojących sygnałów, ale jak mówię, musimy na bieżąco analizować sytuację.

Mówił pan o konserwatywnej polityce, ale w ostatnim czasie miało miejsce w banku przyśpieszenie akcji kredytowej. Teraz obawiamy się spowolnienia w gospodarce, koronawirus to nowy element. Czy nie obawia się pan, że koszty ryzyka pójdą w górę?

W ubiegłym roku koszty te były znacząco niższe niż zakładaliśmy w strategii. Przyjmowaliśmy, że ekspansja może przełożyć się na większe koszty ryzyka Mamy bardzo dobre standardy kredytowe. 50 punktów bazowych (rezerwy odpowiadające 0,5 proc. wartości portfela kredytowego – red.) to średni poziom, który powinniśmy mieć w całym cyklu koniunkturalnym. I taki też powinien być w tym roku. W kolejnych latach, biorąc pod uwagę stopniowe spowolnienie gospodarcze czy potencjalny wpływ epidemii, możemy mieć trochę wyższe wartości. Dotyczy to zarówno Pekao, jak i całego sektora. Negatywny wpływ na rynek mogą mieć również odpisy na ryzyko związane z walutowymi kredytami hipotecznymi czy kredytami gotówkowymi po orzeczeniach Trybunału Sprawiedliwości UE.

Na ile wzrost portfela kredytowego banku jest związany z finansowaniem firm państwowych?

Nie zmieniliśmy naszej polityki kredytowej w stosunku do tej, którą realizowaliśmy przed czerwcem 2017 r. (moment odkupienia akcji Pekao od włoskiego UniCredit przez Powszechny Zakład Ubezpieczeń i Polski Fundusz Rozwoju – red.). Staramy się jak najlepiej odpowiadać na zróżnicowane potrzeby naszych klientów i angażować się w różnorodne, ciekawe projekty inwestycyjne. Jeżeli uznamy, że inwestycja jest bezpieczna z punktu widzenia banku, to ją realizujemy. I to jest doceniane, zarówno przez naszych klientów, jak i międzynarodowych ekspertów. Pierwszy raz w historii zostaliśmy nagrodzeni przez magazyn „Global Finance” tytułem najlepszego banku inwestycyjnego Europy Środkowej.

Chociaż „dwóch wież” nie udało się sfinalizować...

Nie komentujemy transakcji naszych klientów

Finansowania Lotu przy zakupie niemieckich linii Condor też nie?

Ta sprawa była akurat komentowana publicznie. Była to duża transakcja, więc mogę powiedzieć, że cieszymy się, że mogliśmy pomóc naszemu klientowi w ekspansji zagranicznej. Jesteśmy zresztą liderem, jeżeli chodzi o finansowanie takiej ekspansji polskich przedsiębiorstw. Dzięki naszemu wsparciu z powodzeniem konkurują one na ponad 40 rynkach na całym świecie.

Z tym finansowaniem Lotu wiąże się jednak ryzyko, ponieważ Lufthansa szybko zakończyła współpracę z Condorem.

Takich szczegółów już nie komentujemy z uwagi na tajemnicę bankową. Gdybyśmy uważali, że transakcja jest zbyt ryzykowna bądź mieli zastrzeżenia do jej sensu ekonomicznego dla banku, to byśmy się nie zaangażowali.

Czy po sprawie „dwóch wież” zostały zmienione regulacje wewnętrzne, jeśli chodzi o finansowanie takich delikatnych politycznie projektów?

Nie. Nie zmienialiśmy regulacji wewnętrznych, ponieważ działają one prowidłowo. Decyzje zawsze podejmujemy zgodnie z polityką kredytową. W zależności od tego, jak duże jest zaangażowanie, decyzje mogą być podejmowane na komitecie kredytowym albo na zarządzie, z możliwością zasięgnięcia niewiążącej opinii rady nadzorczej.

Za jaką część wyniku banku odpowiadają kredyty konsumpcyjne?

W sektorze było to dotąd pomiędzy jedną czwartą a jedną trzecią wyniku z działalności bankowej, w Pekao - wyraźnie mniej, bo mamy relatywnie mniej takich kredytów.

Uzależnienie sektora od tych kredytów jest dość duże...

Prawdą jest, że wśród średnich i dużych krajów Unii Europejskiej ciężko znaleźć inny przykład, gdzie udział niehipotecznej bankowości detalicznej w całości zysków sektora byłby tak duży. Eksperci już od pewnego czasu zwracają uwagę, że tak wysoki udział pożyczek gotówkowych w stosunku do PKB nie jest zdrowy. A na pewno jest dość dużym ewenementem w UE.

Co, jeśli nie te kredyty, może być w sektorze motorem wzrostu, jeśli chodzi o dochody bankowości detalicznej?

Myślę, że pożyczki gotówkowe cały czas będą ważne. Powinniśmy mówić nie tyle o motorach wzrostu, a raczej o tym, co może przeciwdziałać spadkom dochodowości.

Dlaczego spadkom?

Jest wiele czynników, które będą ograniczać zyskowność. Pierwszy to emisje MREL-owe (wymogi dotyczące kapitału na pokrycie ewentualnych strat – red.). W ciągu kilku lat musimy jako sektor wyemitować papiery o wartości co najmniej 50 mld zł. Takiej kwoty nie udźwignie krajowy rynek, więc będziemy musieli jako sektor udać się za granicę.

Inne elementy są już dobrze znane: podatek bankowy, opłaty na BFG... Czy będzie jeszcze coś nowego?

To chyba już wystarczająco dużo. Jest cała paleta wyzwań, z którymi musimy się zmierzyć. I które wpływają na to, że sektor bankowy nie jest w tej chwili z perspektywy zagranicy najlepszym miejscem do inwestowania. Straciliśmy atrakcyjność, jaką mieliśmy jeszcze 5-10 lat temu. Obciążenia takie jak podatek bankowy spowodowały, że stopa zwrotu z polskiego sektora bankowego jest mniejsza niż koszt kapitału.

Może po prostu wracamy do normalności? Może zyski banków w poprzednich latach były zbyt wysokie.

Zgodzę się, że przed kryzysem finansowym – zarówno w Polsce, jak i za granicą, zwłaszcza w bankowości inwestycyjnej – były nienaturalnie wysokie stopy zwrotu. W rozwiniętych gospodarkach rentowność przekraczająca 20 proc. jest nie do utrzymania w długim okresie. Natomiast sytuacja, gdy sektor niezbędny do efektywnego funkcjonowania gospodarki nie jest w stanie wypracować stopy zwrotu co najmniej takiej jak koszt kapitału, jest niebezpieczna – właśnie dla tej gospodarki. To powoduje, że nie w pełni są wykorzystane możliwości finansowania gospodarki. Siłą rzeczy pojawi się presja na konsolidację sektora, bo to jest z pewnością ważny czynnik, który może poprawiać efektywność.

Bank jest tu aktywny. Czy przejęcie mBanku dojdzie do skutku?

Przebiegu transakcji nie komentuję. Natomiast mBank jest atrakcyjny jako potencjalny cel przejęcia: z perspektywy demografii klientów, technologii czy innowacyjności. Jak pokazują publicznie dostępne rankingi, jest to jedna z najlepszych platform technologicznych na świecie.

Gdyby z mBankiem się nie udało, to być może warto wrócić do rozmów z Aliorem? Półtora roku temu się nie dogadaliście, ale teraz po dużych spadkach cen akcji wartość Alioru jest urealniona. A ma podobne zalety jak te, które wyliczał pan przy mBanku.

Po zakończeniu dyskusji z Aliorem nie wracaliśmy ponownie do tej sprawy.

Czy bez fuzji Pekao jest w stanie osiągnąć wyraźnie wyższy zwrot z kapitału niż 10 proc. z ubiegłego roku? Na przykład do 15 proc.?

Z uwagi na trudniejsze otoczenie makroekonomiczne za sukces będziemy uważali dojście do 12 proc. Ten cel powinniśmy zrealizować do 2022 r. Zeszły rok zamknęliśmy wskaźnikiem kosztów do dochodów na poziomie 41 proc., co biorąc pod uwagę wszystkie obciążenia, jakie są nakładane na polskie banki, jest naprawdę bardzo dobrym wynikiem. Cały czas widzimy możliwość poprawy efektywności. Realizujemy w tym celu kilka dużych projektów...

Ma pan na myśli zwolnienia grupowe?

One są efektem poprawy efektywności operacyjnej banku i doskonalenia procesów, automatyzacji.

Jak pan widzi możliwość mocniejszego wyjścia polskich banków, np. Pekao, za granicę? Mówił pan o słabnącej rentowności w kraju. W regionie stopa zwrotu z kapitału banków jest wyższa. Dlaczego z tego nie skorzystać?

Wyższa rentowność nie wynika z większej sprawności operacyjnej, ale z tego, że u nas są większe obciążenia. Gdybyśmy pokazali polski sektor bankowy bez obciążeń nałożonych w ostatnich latach, to byłby on jednym z najbardziej zyskownych sektorów w regionie.

Krajowe obciążenia wpływają też na możliwość ekspansji zagranicznej. Niektóre obciążenia, np. podatek bankowy, musielibyśmy ponosić również od działalności zagranicznej. To ogranicza możliwości konkurowania polskich banków poza krajem.

Zatem żeby ekspansja stała się możliwa, muszą się zmienić przepisy dotyczące podatku bankowego?

Potrzeba takiej konstrukcji podatku, która pozwalałaby polskim bankom na zagranicznych rynkach konkurować jak równy z równym z lokalnymi dostawcami usług finansowych.

Ale pomijając te ograniczenia, są powody, dla których wyjście za granicę mogłoby być atrakcyjne. W szczególności biorąc pod uwagę poziom zaawansowania technologicznego naszych banków. Jeżeli Polska byłaby czymś w stanie konkurować na rynkach zagranicznych, to bankowość z pewnością jest branżą, w której naprawdę mamy się czym pochwalić. A my jako Pekao mamy to szczęście, że nie mamy zapóźnień technologicznych, jak część banków zagranicznych, które dużo wcześniej dokonywały wymiany swoich systemów. Rozpoczynamy w tej chwili pracę nad nową strategią, która będzie gotowa jesienią.

Wyjście za granicę będzie jej częścią?

Jesteśmy na etapie analiz. Ale jeśli chodzi np. o doświadczenie klienta, to naprawdę uważam, że jako Polska mamy się czym pochwalić i jest to coś, czym moglibyśmy naprawdę efektywnie konkurować z bankami za granicą.