Polska jest ostatnim krajem Unii Europejskiej, który nie ma niezależnej rady fiskalnej.
Łatwość, z jaką rząd, konstruując budżet na 2020 r., ominął regułę wydatkową, wywołała dyskusję na temat skuteczności i szczelności dziś obowiązujących zasad wyznaczania kierunku w polityce budżetowej. Obowiązująca dziś reguła nie obejmuje wszystkich wydatków. Przesuwając ok. 15 mld zł do Solidarnościowego Funduszu, który nie jest regułą objęty, zapewniono finansowanie trzynastej emerytury, rent socjalnych i zasiłków pogrzebowych w taki sposób, by nie uwzględniać tego w limicie.
Eksperci zaczynają coraz głośniej mówić o zmianach zasady wyliczania wydatków. Naturalnym kierunkiem wydaje się uszczelnienie reguły fiskalnej: objęcie nią również wydatków takich instytucji jak fundusze celowe. Ich zadaniem jest finansowanie konkretnych zadań. Znalazły się poza regułą, bo – co do zasady – powinny się bilansować.
Ale zbyt duży zakres reguły to też ryzyko. Może się okazać, że kaganiec na wydatki będzie zbyt ciasny. Jeśli wydatki na inwestycje też będą objęte regułą, to właśnie one mogą być cięte w pierwszej kolejności, by zmieścić w limicie np. wydatki społeczne. Mateusz Szczurek, były minister finansów a obecnie członek Europejskiej Rady Budżetowej, uważa, że nakłady na inwestycje powinny być wyłączone spod reżimu reguły.
– Jeśli mamy do czynienia z inwestycją publiczną, która daje wzrost nominalnego PKB, to oznacza to mniej więcej tyle, że wypłacalność długoterminowa państwa się poprawia. Dyskusja o takich zmianach reguły, która wyłącza wydatki inwestycyjne, jest więc uprawniona – mówił Szczurek podczas ubiegłotygodniowej debaty zorganizowanej przez Szkołę Główną Handlową i Towarzystwo Ekonomistów Polskich.
Wprowadzanie wyjątków oznaczałoby, że reguła będzie coraz bardziej skomplikowana. Ludwik Kotecki, były wiceminister finansów i jeden z jej twórców, zwraca też uwagę, że może to ograniczać jej skuteczność. – Poza tym co zrobić z wydatkami na inwestycje publiczne, które nie powodują wzrostu PKB i w ogóle jak zdefiniować inwestycje? To będzie bardzo trudne – mówił podczas debaty.
Swój pomysł na rozwiązanie tego problemu ma Marek Dietl, prezes Giełdy Papierów Wartościowych. Jego zdaniem skoro nadanie różnej wagi wydatkom jest trudne do opisania w regule, to najlepiej w ogóle od niej odejść, a wyznaczanie kierunku w polityce pieniężnej oddać niezależnej radzie.
– Jesteśmy odpowiedzialni przed następnymi pokoleniami i to powinien być cel polityki budżetowej, a nie jakiś parametr ekonomiczny. Skoro tak, to może trzeba instytucjonalnie zmienić sposób podejścia do kształtowania finansów publicznych – mówił podczas debaty SGH i TEP. W tym ujęciu reguła wydatkowa miałaby być tylko instrumentem wspierającym działania rady, która byłaby niezależna.
– Niezależna instytucja fiskalna to jedno z trzech narzędzi, jakimi w tym obszarze powinien dysponować kraj członkowski UE, obok reguł fiskalnych i średniookresowych ram budżetowych. Tymczasem w Polsce nigdy nie toczyła się merytoryczna dyskusja na temat niezależnej instytucji fiskalnej – mówiła Marta Postuła z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.
Wtórował jej Bartłomiej Wiczewski reprezentujący Komisję Europejską, zwracając uwagę, że Polska to jedyny kraj w UE, który nie ma takiej rady. – Żeby taka rada była skuteczna, musi mieć jak najwięcej niezależności, zapewniony odpowiedni poziom finansowania i dostęp do informacji – oceniał Wiczewski.
Monika Kurtek, ekonomistka Banku Pocztowego, również podkreślała, że w Europie funkcjonowanie niezależnych rad fiskalnych jest pozytywnie oceniane. Ale do wprowadzenia jej na polskim gruncie jesteśmy nieprzygotowani. – Trzeba by np. ustalić, jak miałaby być ona finansowana, czy działać przy jakiejś instytucji, a jeśli tak, to jakiej i jak ją wyposażyć w zaplecze analityczne, które też przecież kosztuje. Samo utworzenie rady to jedno, problemy zaczynają się potem – mówiła ekonomistka.