Ministerstwo wymieniło w ubiegłym roku na rynku waluty warte zaledwie 200 mln euro. Jeszcze kilka lat temu potrafiło zrobić transakcje warte kilkanaście miliardów euro.
/>
Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) to dla rządu instytucja do zadań specjalnych. Bank dzieli się zyskiem, tylko w ubiegłym roku przelał do kasy państwa ponad 400 mln zł. Ministerstwo Finansów (MF) zakłada tam lokaty, na których w 2018 r. zarobiło ponad 414 mln zł. BGK pomaga w obsłudze unijnych funduszy. Wiele jednostek budżetowych musi wpłacać na rachunki w banku swoje nadwyżki, które rząd wykorzystuje do bieżącego zarządzania płynnością budżetu.
Od dekady BGK prowadzi dla MF także wymianę walut bezpośrednio na rynku walutowym. W niektórych latach kwoty były pokaźne, a rekordowy był 2013 r., kiedy bank przewalutował ponad 13,1 mld euro. Średnio za rządów poprzedniej koalicji PO-PSL roczna wartość środków walutowych, które BGK wymienił na złote, sięgała aż 9,4 mld euro.
Wszystko zmieniło się wraz z nastaniem przy ul. Świętokrzyskiej (siedziba MF) nowej ekipy. Handel na zlecenie resortu gwałtownie spadł. W 2016 r. bank sprzedał tylko 2,2 mld euro, rok później 2,4 mld euro. Ubiegły rok zaś to kwota 229 mln euro. Dlaczego tak niska? Dziś nie ma kryzysu, złoty gwałtownie się nie osłabia, nie ma też potrzeby obniżania sztucznie długu publicznego. Więc aktywność MF na rynku walutowym spadła.
Resort finansów nie odpowiedział na pytania DGP, dlaczego tak niewiele walut sprzedaje przez BGK. MF przypomniało tylko, że wymiana środków walutowych to część zarządzania płynnością budżetu państwa i w dużej mierze wynika z realizacji budżetu środków europejskich.
Narodowy Bank Polski to zwyczajowo miejsce, w którym MF wymienia zgromadzone waluty. Pochodzą głównie z unijnych funduszy, ale także z emisji obligacji na rynkach zagranicznych czy kredytów z międzynarodowych instytucji finansowych.
Różnica pomiędzy tym, co robią dla rządu bank centralny i BGK, jest jednak zasadnicza. Gdy resort finansów zleca NBP wymianę dolarów czy euro, to transakcja odbywa się poza rynkiem walutowym i nie wpływa na kurs złotego. Powiększają się rezerwy walutowe. Gdy dzieje się to za pośrednictwem BGK, to wymiana ma miejsce na foreksie i może wpływać na wartość złotego.
Właśnie aby na płynny kurs wpływać, rząd zaczął handlować przez BGK walutami. Pierwsze transakcje miały miejsce w kryzysowym 2009 r., kiedy cena euro niebezpiecznie rosła i zaczęła się zbliżać do 5 zł. Diagnoza rządu wskazywała, że to spekulanci grają na osłabienie po upadku Lehman Brothers. MF postanowił im dać po łapach i zatrzymać osłabianie złotego. Jakiś czas później współpraca z BGK została sformalizowana, a ministerstwo zawarło umowę z NBP, że będzie wymieniało u nich tylko część walut. W kryzysowych czasach i podczas zawirowań rynkowych rząd zyskał narzędzie pozwalające mu hamować osłabienie pieniądza. Trendu i prawdziwej spekulacji handel BGK by nie odwrócił. Zwłaszcza że takie quasi-interwencje, nawet jeśli w skali roku wymieniono kilkanaście miliardów euro, i tak były kroplą w morzu obrotów, jakie są na złotym.
– Nasza skuteczność opierała się na precyzyjnym momencie wymiany środków przez BGK. Przy niewielkiej płynności można było wyraźnie przesunąć kurs, sprzedając niewielkie, ale „rzucane” na rynek systematycznie kwoty euro. Do prawdziwych interwencji powołany jest bank centralny, ale NBP nie zawsze może to robić, żeby nie prowokować dużych spekulantów, funduszy, które stać na taką walkę. Jeśli bank centralny przegra, to oznacza problemy dla gospodarki – mówi nam osoba z MF, która przez lata brała udział w transakcjach dokonywanych przez państwowy bank.
NBP faktycznie kilka razy interweniował na koreksie, m.in. w czasie kryzysu związanego z greckim zadłużeniem. Chociaż mamy płynny kurs, czyli kształtuje go rynkowy popyt i podaż, to bank ma możliwość pojawienia się tam, gdy gwałtowne umocnienie lub osłabienie zagraża stabilności gospodarki.
Rząd w przeszłości wykorzystywał też wymianę walut na rynku, aby obniżać wysokość długu publicznego. Jego część wyrażona w walutach obcych była przeliczana po kursie z ostatniego dnia roku. Jeśli udało się złotego umocnić, wówczas dług się obniżał i oddalał od progów ostrożnościowych z ustawy o finansach publicznych. Po ich przekroczeniu rząd musiałby w kryzysowych latach mocno zaciskać pasa albo podwyższać podatki. Później jednak przepisy się zmieniły i dzisiaj takie operacje nie mają już większego uzasadnienia. Dlatego MF nie ma już potrzeby wymieniać środków walutowych na rynku i może to robić w banku centralnym.