Kiedy w ostatnich latach Stany Zjednoczone dotykał zastój gospodarczy, kilkanaście miesięcy wcześniej rynek obligacji zawsze wysyłał ten sam sygnał
Kiedy ujrzysz, że rentowność obligacji 10-letniej jest niższa aniżeli dwuletniej, to wiedz, że to groźny znak, a całą gospodarkę czekają kłopoty – powinno być napisane w najnowszych wydaniach senników, gdyby ktoś jeszcze takie pisał.
W tym tygodniu w Stanach Zjednoczonych rentowność obligacji pięcioletnich spadła poniżej tych trzyletnich. Wprawdzie minimalnie – pięcioletnie to teraz 2,79 proc., a trzyletnie 2,81 proc., ale nawet coś takiego wystarczyło, żeby wywołać popłoch na Wall Street. Indeksy giełdowe pospadały o 2–3 proc. jednego dnia. Bo jeśli nadchodzi recesja, to spółki będą mieć mniejsze zyski, a skoro tak, to są mniej warte, więc już dziś giełda wycenia je niżej.
Ze zwyczajami i przekonaniami panującymi na rynkach finansowych jest trochę jak ze starymi przesądami i zabobonami. Wspaniałą cechą tych rynków jest z kolei to, że dość łatwo można zmierzyć, czy te przesądy się sprawdzają. Ten, którego właśnie dziś boi się cała finansowa Ameryka, niestety sprawdzał się w historii bardzo często. I właśnie dlatego Ameryka boi się go tak bardzo.
Chodzi o to, że kiedy obligacje, które trzeba wykupić później mają niższą rentowność niż obligacje, które trzeba wykupić wcześniej, to znaczy, że będzie recesja. W danych archiwalnych widać to bardzo wyraźnie. W ostatnich 40 latach Stany Zjednoczony przechodziły przez pięć recesji: w latach 1980, 1982, 1990, 2001 i 2008–2009. W każdym przypadku kilkanaście miesięcy przed jej rozpoczęciem rynek obligacji wysyłał ten sam sygnał.
Każda z tych recesji miała inne przyczyny, inny czas trwania, inną charakterystykę. Ale ten jeden szczegół powtarzał się za każdym razem – następowała tzw. inwersja krzywej rentowności obligacji.
Krzywa rentowności to wykres, na którym widać, jaką rentowność mają wszystkie obligacje danego emitenta, w zależności od tego, kiedy te obligacje trzeba wykupić. W sytuacji normalnej ta krzywa jest rosnąca – im dłużej trzeba czekać na wykup, tym wyższa rentowność. Łatwo to wyjaśnić od strony ryzyka. Ktoś, kto udostępnia swój kapitał komuś na rok, ryzykuje mniej niż ktoś, kto je udostępnia na 30 lat. Dlatego pożyczki na 30 lat są zwykle oprocentowane wyżej (w stosunku rocznym) niż te na rok – za wyższe ryzyko trzeba więcej płacić. Dokładnie tak jest np. w przypadku obligacji Polski. Nasza gospodarka jest od wielu lat okazem zdrowia, dlatego nasza krzywa rentowności wygląda jak z podręcznika dla studentów.
Kiedy jednak okazuje się, że rentowność obligacji dwuletnich jest wyższa niż dziesięcioletnich, wiadomo, że coś tu nie gra. Przyczyny mogą być dwie – albo te dwuletnie zanadto tanieją i szybko rośnie ich rentowność, albo te 10-letnie szybko drożeją, co przekłada się na spadek ich rentowności. W ostatnich dniach mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem – po słowach szefa Fedu Jaya Powella o tym, że stopy procentowe są „tuż poniżej poziomu neutralnego” rentowności obligacji amerykańskich, zaczęły spadać. Rynek zinterpretował słowa Powella jak zapowiedź rychłego końca trwającej od trzech lat serii podwyżek stóp procentowych. Wielu ekonomistów wskazuje jednak, że wstrzymanie się przez Fed z kolejnymi podwyżkami może oznaczać, że amerykański bank centralny zaczął poważnie martwić się o stan gospodarki USA w nadchodzących latach i nie chce jej kolejnymi podwyżkami stóp zaszkodzić. Wiadomo, że generalnie banki centralne podnoszą stopy procentowe wtedy, kiedy w gospodarce jest dobrze i można sobie na to pozwolić bez większego zagrożenia popsucia koniunktury. Z kolei w sytuacji recesji czy spowolnienia stopy procentowe raczej się obniża, aby niższymi kosztami kredytów pomóc gospodarce wyjść z dołka.
Niższa rentowność obligacji oznacza, że rynek może obawiać się gorszej koniunktury za jakiś czas. Inwersja krzywej rentowności może oznaczać, że rynek zakłada, iż w dość niedalekiej przyszłości bank centralny będzie obniżać stopy procentowe – a więc zakłada, że gospodarka będzie potrzebować tych obniżek, a więc będzie w kłopotach.
Dziś na rynku amerykańskim faktem stała się inwersja w przypadku obligacji trzyletnich i pięcioletnich. Ta najpilniej obserwowana różnica między obligacjami dwuletnimi i 10-letnimi wciąż jeszcze jest po tej „lepszej” stronie, ale szybko się zmniejsza. Wynosi obecnie zaledwie niecałe 0,12 pkt proc. Rentowność dwuletnich to 2,799 proc., a 10-letnich 2,915 proc. To najmniejsza różnica od maja 2007 r. – kiedy to ostatni raz mieliśmy do czynienia z odwróconą krzywą rentowności w USA i byliśmy nieco ponad pół roku przed recesją.