Amerykański Fed ma zacząć ściągać dolary z rynku. Ale nie wiadomo, kiedy zacznie ani jakie to będzie mieć skutki. W piątek minęło dziewięć lat od upadku banku Lehman Brothers. To wydarzenie jest uznawane za symbol początku ostrej fazy kryzysu finansowego, który przeorał krajobraz sektora finansowego na świecie, w wielu krajach doprowadził do dużego wzrostu długu publicznego, a Grecję doprowadził do bankructwa.
Dodruk pieniądza wspomagał giełdę / Dziennik Gazeta Prawna
Zaraz po wybuchu kryzysu zaczęła się z nim walka. Prowadziły ją głównie banki centralne na czele z amerykańską Rezerwą Federalną. Teraz Fed stara się o normalizację, czyli odwrócenie nadzwyczajnej kryzysowej polityki.
Kurację odchudzającą czas zacząć
Od niemal dwóch lat podnosi stopy procentowe, które już pod koniec 2008 r. sprowadził niemal do zera. Nie zaczął natomiast jeszcze ograniczania swojego bilansu. W ramach antykryzysowych działań w trzech fazach skupił z rynku papiery dłużne – głównie obligacje amerykańskiego rządu – o wartości 3,5 bln dol. Teraz oczekiwane jest ogłoszenie rozpoczęcia kuracji odchudzającej. Wielu analityków jest zdania, że może do tego dojść na rozpoczynającym się jutro dwudniowym posiedzeniu Federalnego Komitetu ds. Otwartego Rynku Fedu i że faktyczny początek całej operacji przypadnie na październik.
Gdyby te oczekiwania się potwierdziły (w ostatnich latach banki centralne starają się najpierw przygotować rynek na istotne decyzje, a gdy inwestorzy są już przekonani, że określone decyzje nastąpią – banki faktycznie je podejmują), to to, jak będzie wyglądał cały proces, z grubsza wiadomo. Zostało to zapowiedziane w lipcu.
Z początku Fed będzie ograniczał swoje aktywa o 10 mld dol. miesięcznie. Po trzech miesiącach przyśpieszy do 20 mld dol., by w kolejnych kwartałach dodawać jeszcze po 10 mld. Po roku tempo zmniejszania bilansu ma już wynosić 50 mld dol. w skali miesiąca. Oznacza to, że w ciągu roku od rozpoczęcia całej operacji bilans amerykańskiego banku centralnego, który obecnie wynosi ponad 4,4 bln dol., zmniejszy się do 4,1 bln dol. By to osiągnąć, Fed nie będzie musiał właściwie nic robić – wystarczy, by emitenci – Departament Stanu, rządowe agencje wspierające rynek hipoteczny i instytucje, które wpuszczają na obligacje papiery zabezpieczone hipotecznie – wykupywali dług w terminie zapadalności.
Sprawa jest prosta. W teorii
Ważniejsze jest jednak to, czego nie wiadomo: jakie będą efekty odwracania dodruku pieniądza.
Pieniądze wracające do Fedu znikną z rynku. Każdy inny podmiot, który otrzymuje gotówkę, to albo ją wydaje, albo trzyma, albo gdzieś lokuje (np. w banku). Bank centralny jako jedyny gdy otrzymuje pieniądze i nic z nimi nie zrobi, to usuwa z bilansu daną kwotę.
W teorii sprawa jest prosta. Problem w tym, że w praktyce operacja nigdy jeszcze nie była testowana. Dlatego właśnie nie wiadomo, jaki da efekt, gdy będzie prowadzona na skalę idącą w dziesiątki miliardów dolarów miesięcznie.
Najbardziej oczywisty wydaje się efekt dla amerykańskiego rynku długu. – Jest ryzyko wzrostu rentowności obligacji skarbowych i bardziej stromej krzywej rentowności – oceniają James Knightley i Martin van Vliet, ekonomiści banku ING. Wyższa rentowność w Ameryce, czyli na największym rynku długu, może się przełożyć również na inne rynki. W tym nasz.
Dług to jednak nie wszystko. Rząd USA będzie emitował obligacje, jak w latach poprzednich. Będzie musiał znaleźć innych niż bank centralny nabywców na znacznie większą część nowego długu niż dotąd. To oznacza, że mniej pieniędzy będzie mogło trafić na rynki akcji – znów: tak w Ameryce, jak i w innych krajach.
Ograniczanie ilości pieniądza w gospodarce może też skutkować zmniejszeniem dostępności kredytów, a więc i hamowaniem popytu w realnej gospodarce. I na koniec: ponieważ dolarów będzie mniej, to amerykańska waluta, która w ostatnich tygodniach jest najsłabsza w stosunku do euro od początku 2015 r., powinna podrożeć.
Nie wszystko na rynkach i w światowej gospodarce zależy jednak wyłącznie od Fedu. On przygotowuje się do odchudzania, tymczasem Europejski Bank Centralny czy Bank Japonii wciąż pompują w swoje systemy finansowe miliardy. Jak mówi Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego należącego do amerykańskiej Citigroup, i one mogą wkrótce zmienić swoje podejście. – Dlatego w nieco dłuższej perspektywie spodziewamy się raczej osłabienia dolara niż jego wzmocnienia – kwituje ekspert.
Jest poważne ryzyko wzrostu rentowności obligacji skarbowych.