Przebieg wtorkowej sesji jest zagadkowy. Wynik środowej jeszcze bardziej. Trudno przewidzieć, jak długo inwestorzy ignorować będą złe informacje i kiedy sobie o nich przypomną.

Zmiany nastrojów nie są niczym nadzwyczajnym. Najczęściej jednak mają swoją przyczynę. Wczoraj nie miały. W takich przypadkach mówi się, że rynek dojrzał do zmiany lub szuka się wyjaśnienia na siłę. Po kilkunastu dniach spadków przyszedł czas na odreagowanie. S&P500 do 18 maja stracił prawie 8 proc. W ostatnich dniach odrobił niecałe 2,9 proc., z czego większość w trakcie sesji wczorajszej i tej z 21 maja. Kontynuacja krótkoterminowej zwyżki jest możliwa, ale trudno liczyć na zbyt wiele.

Jeśli przyczyn szukać na siłę, to może być nią informacja, że Chiny mogą przeznaczyć 2 bln juanów na inwestycje stymulujące wzrost gospodarczy. Pozostałe wieści były złe lub fatalne. Hiszpania zapewnia, że da sobie radę bez pomocy, ale idzie to słabo. Banki potrzebują kapitału, którego nie ma skąd wziąć, a spadek sprzedaży detalicznej o prawie 10 proc. wygląda dramatycznie. Włochy zdobyły 8,5 mld euro sprzedając bony skarbowe, ale musiały za to zapłacić sporo więcej niż poprzednio. Za oceanem ceny domów kontynuują tendencję spadkową, a wskaźnik zaufania konsumentów znalazł się najniżej od kilku miesięcy.

Mimo to indeksy w Paryżu i Londynie zyskały po niemal 1,4 proc., we Frankfurcie wzrost wyniósł prawie 1,2 proc., a w Nowym Jorku zwyżka przekroczyła 1 proc. Dla zmienności nastrojów najbardziej charakterystyczne było zachowanie się naszego rynku. Przed południem WIG20 należał do najsłabszych wskaźników w Europie, ustępując jedynie Madrytowi. W drugiej części dnia wysforował się na wicelidera wzrostów. Ze zwyżką sięgającą 1,7 proc. dał się wyprzedzić jedynie indeksowi w Atenach, który przeszedł podobną metamorfozę. Można powiedzieć, że towarzystwa się nie wybiera, ale jeśli indeks naszych blue chips zachowuje się podobnie jak wskaźniki w Grecji i Hiszpanii, trudno o pozytywne skojarzenia. Zamiast sześciu wzrostowych sesji, jak na Wall Street, mamy dwie, ale dobre i to. Chwilowo oddalił się strach przed przełamaniem poziomu 2000 punktów.

Sądząc po nastrojach panujących w Azji, trudno spodziewać się dziś kontynuacji zwyżki. Na godzinę przed końcem handlu Nikkei tracił 0,6 proc., w Hong Kongu spadek sięgał 2 proc., na Tajwanie ponad 1 proc. W Szanghaju indeksy zniżkowały po 0,4-0,6 proc. Wygląda na to, że azjatyccy inwestorzy informację o chińskich bilionach zinterpretowali inaczej, niż Amerykanie. Skoro na stymulację trzeba przeznaczyć tak wielkie kwoty, to z gospodarką pewnie nie jest najlepiej.

Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy także nie wróżą udanego początku sesji. Spadki oscylują wokół 0,4-0,7 proc. i sugerują korektę wtorkowego optymizmu. Dziś nastroje będą kształtować informacje z europejskiego rynku długu i amerykańskiego rynku nieruchomości oraz wystąpienie szefa Europejskiego Banku Centralnego. Wsparcie ze strony tego ostatniego bardzo by się bykom przydało.

Roman Przasnyski