– Polska jest relatywnie mniej wyeksponowana, na tle państw naszego regionu, na negatywne konsekwencje polityki Donalda Trumpa. I to już zaczyna być widoczne na rynku walutowym – ocenia Rafał Benecki, główny ekonomista ING BSK. Niektórzy spekulacyjnie nastawieni inwestorzy grają na przykład na umocnienie złotego względem węgierskiego forinta. Głównym narzędziem oddziaływania prezydenta Trumpa na europejską gospodarkę będą cła, które zamierza wprowadzić na towary importowane do USA. Dla Węgier amerykański rynek, odnosząc wartość eksportu do wielkości gospodarki, jest ponadtrzykrotnie ważniejszy niż dla Polski. Dodatkowo węgierska sprzedaż zagraniczna opiera się w dużym stopniu na przemyśle motoryzacyjnym, który Donald Trump zamierza szczególnie chronić. Wciąż jednak nie jest przesądzone, w jakim stopniu i kiedy nowy prezydent zrealizuje swoje wyborcze deklaracje mówiące o wprowadzeniu 10–20 proc. ceł na wszystkie zagraniczne produkty importowane do USA.
Kto jest najbardziej narażony?
– W pierwszej kolejności na negatywne konsekwencje polityki celnej nowej administracji narażona jest Azja z Chinami na czele – mówi Jakub Rybacki, kierownik Zespołu Makroekonomii w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
W trakcie pierwszej kadencji w latach 2017–2021 Trump zapoczątkował wojnę handlową z Chinami kontynuowaną przez administrację Joego Bidena. W zeszłym roku Stany Zjednoczone podniosły cła m.in. na stal i aluminium, półprzewodniki czy samochody elektryczne sprowadzane z Chin. W dalszym ciągu USA prowadzą liczne dochodzenia wskazujące na nieuczciwą konkurencję ze strony chińskich produktów. Trump deklaruje, że na towary sprowadzane od głównego globalnego konkurenta USA wprowadzi 60-proc. taryfy.
– Zakładam, że w odniesieniu do pozostałych państw Trump będzie podnosił cła stopniowo i wybiórczo, w taki sposób, żeby uniknąć nieprzychylnych komentarzy ze strony mediów i negatywnych reakcji na rynkach finansowych – mówi Rafał Benecki.
Większość ekonomistów zakłada, że konsekwencji amerykańskich ceł nie unikną Niemcy, największy partner handlowy Polski. Według wstępnych danych w zeszłym roku gospodarka naszych zachodnich sąsiadów skurczyła się o 0,2 proc. w 2024 r., po spadku PKB o 0,3 proc. rok wcześniej. W opublikowanej w zeszłym tygodniu analizie Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył tegoroczną prognozę wzrostu niemieckiego PKB z 0,8 do 0,3 proc. Do Niemiec, znajdujących się w największym kryzysie gospodarczym od dwóch dekach, eksportujemy ponad jedną czwartą sprzedawanych na zagranicznych rynkach towarów.
– Polski przemysł, podobnie jak sektor wytwórczy w Czechach i na Węgrzech, znajduje się w stagnacji, na co znaczący wpływ ma słabość niemieckiej gospodarki – ocenia Rafał Benecki.
Polska nie powinna się obawiać
Mimo to w tym roku nasz wzrost gospodarczy powinien przyspieszyć do 3,5 proc., z ok. 2,8 proc. w 2024 r. Pod tym względem Polska ma być w tym roku liderem w gronie największych europejskich państw. Poprawa koniunktury ma się opierać na dwóch filarach – rosnącej konsumpcji i zwiększonych inwestycjach finansowanych z Krajowego Programu Odbudowy. Na żaden z nich polityka prowadzona przez prezydenta Donald Trumpa nie będzie miała wpływu.
Biorąc pod uwagę sytuację na krajowym rynku pracy, zagrożeniem może być zapowiadane przez republikanina zakończenie wojny w Ukrainie. Z danych ZUS wynika, że w Polsce pracuje ok. 800 tys. Ukraińców, co stanowi niemal 6 proc. wszystkich pracujących. Jeśli rzeczywiście Donald Trump doprowadzi przynajmniej do wstrzymania walk, część Ukraińców może zdecydować się na powrót do ojczyzny.
– Nie sądzę, żeby to miało jakiś istotny wpływ. Nawet jeśli wojna zostanie zakończona, to biorąc choćby pod uwagę problemy z dostawami prądu, w Ukrainie nieprędko powstaną miejsca pracy, które mogłyby przyciągnąć osoby obecnie zatrudnione w Polsce. U nas w dalszym ciągu będą mieli dużo lepsze warunki – ocenia Jakub Rybacki.
W ostatnich latach Stany Zjednoczone umocniły swoją pozycję jako centrum finansowego świata. Ich udział w wartości rynkowej spółek notowanych na światowych giełdach przekracza 50 proc., a na rynki obligacji zbliża się do 40 proc. Wpływ polityki Donalda Trumpa na amerykańskie rynki finansowe może mieć zatem istotne przełożenie na notowania krajowych aktywów. Ekonomiści oczekują, że nowy prezydent nie zepsuje dobrej ekonomicznej koniunktury w Stanach Zjednoczonych, a tym samym w dalszym ciągu będą rosnąć notowania na Wall Street. Powinno to pociągnąć w górę także warszawską GPW. Od początku roku indeks WIG zyskał pięć procent, co sugeruje realizację tego optymistycznego scenariusza. Inaczej jest na rynku obligacji.
– Co do zasady polityka Trumpa, prowadząca do umocnienia się dolara i wyższej inflacji w Stanach Zjednoczonych, nie jest korzystna dla obligacji państw zaliczanych do grupy rynków wschodzących – mówi Rafał Benecki. Ta zależność również znajduje odbicie w notowaniach rynkowych. Ceny amerykańskich obligacji spadają, ciągnąc w dół także rynki długu w innych państwach. W zeszłym tygodniu rentowność 10-letnich obligacji – odwrotnie skorelowana z ceną – przekroczyła 6,1 proc. i była najwyższa od ponad roku. To oznacza, że jesteśmy zmuszeni płacić coraz więcej, żeby zachęcić inwestorów do kupowania polskiego długu. Rafał Benecki ocenia, że także pod tym względem powinniśmy sobie poradzić.
– Zakładam, że gdy w końcu umacnianie dolara się zatrzyma, to inwestorzy zagraniczni zaczną kupować polskie obligacje jako jedne z pierwszych w grupie emerging markets – mówi ekonomista. ©℗