- Polska za 4–5 latw będzie jednym z głównych miejsc produkcji półprzewodników na świecie - uważa Andrzej Dycha, prezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu.
Polska Agencja Handlu i Inwestycji trochę tradycyjnie kojarzy się z przyciąganiem zagranicznych inwestorów...
30 lat polskiego sukcesu pokazuje, że rzeczywiście czasem tak było. Ale charakter pracy agencji uległ zmianie.
Zajmujemy się również wspomaganiem polskich przedsiębiorców. Widzimy to w naszych statystykach. Właśnie otrzymałem świeże dane za pierwsze półrocze 2024 r. Mamy znaczący wzrost liczby tych, którzy ubiegają się o pomoc.
Z jednej strony mamy zmniejszenie liczby aktywnych inwestorów przy 50-proc. zwiększeniu wartości inwestycji całego portfela. Inwestorów jest mniej, ale średnia skala inwestycji jest większa.
Wśród naszych partnerów rośnie liczba polskich inwestorów, którzy inwestują w kraju. To pewna nowość.
Nasza praca w dużym stopniu polega na dialogu z biznesem polskim i zagranicznym. Z tych rozmów wynika, że nie jest intuicyjną wiedzą to, że PAIH pomaga też polskim przedsiębiorcom. I w Polsce, i za granicą.
Z jednej strony wspomagamy import kapitału, z drugiej – wspomagamy polskich inwestorów, którzy chcą działać za granicą, i tych, którzy inwestują w Polsce.
Powinni myśleć o nas jak o sojuszniku, który ma kontakty i wiedzę. Jej bazą jest doświadczenie klientów, firm, które obsłużyliśmy w przeszłości. To również możliwość wsparcia finansowego w postaci albo zwolnienia z podatków przy inwestycjach, albo grantu rządowego, czyli wsparcia dla odpowiedniego profilu inwestycji. I element, który jest również nowością w działalności agencji, czyli wsparcie w eksporcie zarówno polskich towarów, jak i usług.
Jako PAIH kojarzyliśmy się z pracą z wielkimi markami. Globalni gracze są naszymi klientami. Ale w ostatnim czasie tak zmieniliśmy parametry, że mile widzianym klientem agencji są małe i średnie firmy. Polski kapitał, który jest solą gospodarki.
Agencja oferuje usługi 60 zagranicznych biur, które są rozsiane na całym świecie. Ale ma też regionalne polskie biura. Właściwie w każdym województwie za chwilę będzie funkcjonował kilkuosobowy zespół. Razem z tym analitycznym w Warszawie stworzy to ekosystem, który zmniejszając próg wejścia, pomoże znaleźć właściwy kierunek.
Oczywiście, to ogromna szansa. Model, który funkcjonował właściwie od lat 90., gdzie łańcuchy dostaw były rozciągnięte od Azji przez Afrykę, często do Europy albo do USA, ostatnio ulega przewartościowaniu. Produkty, które do tej pory były wytwarzane w Azji, mają powstawać w USA i Europie. To dla nas ogromna szansa, a świetnym tego przykładem są półprzewodniki.
Nie zdajemy sobie sprawy, ale Polska jest centrum produkcji półprzewodników w Europie. Decyzja o tym, że zostanie ona przeniesiona właśnie z Azji do Europy, do Stanów Zjednoczonych, została podjęta kilka lat temu. W ubiegłym roku bardzo dobrą wiadomością było ogłoszenie decyzji, że Intel zrealizuje u nas jedną z dwóch części megainwestycji w Europie. Jedna część będzie zlokalizowana pod Magdeburgiem w Niemczech, a druga pod Wrocławiem. Oprócz tego inny lider na rynku produkcji chipów, tajwańska firma Tajwan Semi Conductor Manufacturing Company, zdecydował i ogłosił właśnie powstanie megafabryki w Dreźnie, zaraz za polską granicą. Te dwie inwestycje spowodują, że powstanie tu cały łańcuch wartości. To się już dzieje i jest szansą dla setek firm dostarczających usługi i produkty. Łańcuch wartości dodanej będzie zlokalizowany tu, a Polska za 4−5 lat będzie jednym z głównych miejsc produkcji półprzewodników na świecie.
Warto szukać okazji do wejścia w takie projekty, np. poprzez udział w różnych targach organizowanych na całym świecie. My przygotowujemy polskie stoiska na ponad 300 takich imprezach w ciągu roku.
My w Europie, a właściwie w Polsce, mamy jokera.
To kompetencje ludzi. Kiedy spotykam się z osobami kierującymi międzynarodowymi firmami operującymi na różnych kontynentach, proszę o radę. Pytam, co moglibyśmy w Polsce zrobić, żebyśmy byli jeszcze bardziej atrakcyjni. Oni zwracają uwagę na jeden ważny element To, co dzisiaj przyciąga inwestycje do Polski, to jest tak zwana pula talentów, czyli tak naprawdę wysokie kompetencje Polaków. 10 czy 20 lat temu to cena energii, koszty pracy, czy te związane z infrastrukturą decydowały o tym, że powstawała taka czy inna fabryka. Dziś, kiedy rozmawiamy z firmami o największym potencjale wzrostowym, słyszymy, że w Polsce można znaleźć unikalnych ludzi. I to właśnie z tych powodów pojawiają się inwestorzy.
Miesiąc temu kładliśmy kamień węgielny pod tajwańską inwestycję w sektorze elektroniki. Jest warta 250 mln zł, ale tworzy tylko 50 miejsc pracy. To pokazuje stopień zaawansowania maszyn, które tam zostaną zainstalowane. Ale te 50 miejsc pracy będzie wysoko płatnych, bo polska dziś konkuruje o inwestycje z takimi krajami jak USA, Niemcy czy Francja. Miejsca pracy tworzone w Polsce są wartościowe, bo wartościowe są produkty i usługi, które tu powstają.
Pełna zgoda. My finansujemy projekty częściowo ze środków publicznych. Uważam, że zasadne jest pytanie o to, po co my to właściwie robimy i co z tego mamy? Uważam, że ważnym elementem, który uzyskujemy dzięki temu, że zagraniczni inwestorzy przychodzą do Polski, jest zwiększenie innowacyjności i produktywności. Oni wnoszą do naszego biznesu często konieczną zmianę sposobu myślenia i organizacji pracy. A dając zlecenia polskiemu biznesowi, zmieniają go.
Byłem polskim ambasadorem w Nigerii. I zgadzam się z panem, że nasze zaangażowanie tam jest na niewystarczającym poziomie.
Ale jest tam też bardzo dużo problemów, które powodują, że nasi przedsiębiorcy, myśląc o ekspansji zagranicznej, swoje nadzieje i ambicje kierują na rynki bliższe, te, które są bezpieczne. Gdzie marże są mniejsze, ale zagrożenie, że straci się pieniądze, jest dużo mniejsze.
To prawda. I tutaj właśnie widzę rolę dla agencji. Powinniśmy wspierać pieniędzmi z podatków Polaków zmniejszanie kosztów wchodzenia na rynki trudne, na rynki rozwijające się. ©℗