Najważniejsze gospodarcze potęgi świata chętniej niż wcześniej wymieniają się towarami ze swoimi sąsiadami, zamiast wysyłać je na koniec świata.
Tendencję tę zapoczątkował wybuch pandemii w 2020 r. i związane z nią zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw. Obecnie trend jest napędzany przez wojnę handlową Stanów Zjednoczonych z Chinami.
Amerykanie starają się ograniczyć swoją zależność od chińskiego eksportu. W kwietniu sprowadzili od swoich głównych rywali towary o wartości 31,6 mld dol., co oznacza spadek o ponad 4 proc. w porównaniu do zeszłego roku. Rok 2023 był wyjątkowy – Amerykanie ograniczyli import z Chin o 80 mld dol. w odniesieniu do poprzednich 12 miesięcy. Druga co do wielkości gospodarka świata wciąż była największym dostawcą towarów na rynek amerykański, ale ich przewaga nad drugim pod tym względem Meksykiem zmalała ze 120 mld dol. rok wcześniej do 20 mld dol. W pierwszych czterech miesiącach tego roku Meksyk jest już wyraźnym liderem w eksporcie towarów do USA, a Chiny zostały wyprzedzone także przez Kanadę. Eksperci nie mają wątpliwości, że w sukcesie Meksyku Chiny mają swój znaczący udział. Żeby uniknąć kolejnych ceł nakładanych przez amerykańską administrację, Chińczycy wywożą produkty do Meksyku, gdzie są one przepakowywane i już jako meksykańskie trafiają na północ. Te wysiłki pomagają Chinom zrekompensować tylko część strat związanych ze spadkiem bezpośredniej sprzedaży do USA.
Dane dotyczące zagranicznego handlu pokazują, że w ślad za Stanami Zjednoczonymi podążą Niemcy. W zeszłym roku ograniczyły swój import z Chin niemal w takim samym stopniu jak USA, choć warto wziąć pod uwagę, że w 2023 r. gospodarka amerykańska wzros ła o 2,5 proc., a niemiecka skurczyła się o -0,3 proc. Relatywnie zmniejszenie importu z Chin było dla USA większym wyzwaniem. Ale w tym roku niemiecka gospodarka stopniowo się odradza, a mimo to wartość sprowadzonych z Chin towarów spadła w pierwszych czterech miesiącach o niecałe 10 proc. W kwietniu ‒ biorąc pod uwagę dane oczyszczone z wahań sezonowych i efektów kalendarzowych ‒ wartość importu z Chin wyniosła 12,8 mld euro i była niższa niż przed rokiem o 3,8 proc., przy spadku całego importu o 0,8 proc.
Choć zeszłoroczny regres w chińskim eksporcie można uznać za uzasadniony, bo wspierając Rosję, Chińczycy znaleźli się po przeciwnej stronie barykady niż państwa Zachodu, to jednak ekonomicznie może to być sygnał niepokojący. Magazyn „Foreign Affairs” artykułem autorstwa Brada Setsera zwraca uwagę, że najdłuższy w nowożytnej historii gospodarczej okres prosperity, rozciągający się od lat 80. poprzedniego wieku do globalnego kryzysu z lat 2008‒2009, mógł się wydarzyć m.in. dlatego, że panowało przyzwolenie na rozwój międzynarodowego handlu. Według Setsera to był czynnik, dzięki któremu mieliśmy do czynienia z hiperglobalizacją, czyli globalizacją na sterydach. Na poziomie danych przejawem tego trendu było rosnące znaczenie eksportu z Chin w globalnej gospodarce.
Ale od pandemii globalizacja zaczęła się cofać, czego przejawem był np. spadek chińskiego eksportu towarów w 2023 r. do każdego z państw grupy G7. Tylko w przypadku Japonii Chiny zwiększyły swój udział.
Jak odnajduje się w tym wszystkim Polska? W pierwszych czterech miesiącach 2024 r. eksport polskich towarów był niższy niż przed rokiem o 10 proc., licząc w złotych.
Rafał Benecki, główny ekonomista ING BSK, przekonuje, że polski eksport cierpi przede wszystkie ze względu na spowolnienie gospodarcze w Niemczech. – Cykl ekonomiczny powoli zaczyna działać na korzyść niemieckiej gospodarki, ale ma ona również problemy strukturalne, których tamtejszy rząd nie potrafi rozwiązać. Przejawem tych problemów są np. problemy niemieckich producentów na rynku samochodów elektrycznych z chińską i amerykańską konkurencją – mówi Benecki. I dodaje, że w naszym regionie Europy inwestycje w moce produkcyjne, często związane z przenoszeniem produkcji z Azji, rosną w tempie dwucyfrowym. – Jak wzrost gospodarczy w Europie przyspieszy, to tych inwestycji będzie jeszcze więcej – mówi Benecki. ©℗