- Należy ograniczyć do minimum dalsze uznaniowe zwiększanie wydatków czy obniżki podatków, ponieważ jedynie spotęgują one wyzwania, z którymi się mierzą finanse publiczne - twierdzą Geoff Gottlieb stały przedstawiciel MFW na Europę Centralną, Wschodnią i Południowo-Wschodnią i Stephan Danninger zastępca dyrektora w Departamencie Europejskim MFW

DGP: Jak widzą panowie krótko okresowe perspektywy polskiej gospodarki na tle innych krajów naszego regionu? Zwłaszcza w kontekście sytuacji na rynku pracy oraz inflacji.
ikona lupy />
Geoff Gottlieb stały przedstawiciel MFW na Europę Centralną, Wschodnią i Południowo-Wschodnią / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe
ikona lupy />
Stephan Danninger zastępca dyrektora w Departamencie Europejskim MFW / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Danninger, Gottlieb: W tym roku oczekujemy odbicia wzrostu gospodarczego w Europie Centralnej, Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Spodziewamy się, że polska gospodarka będzie się rozwijać w tempie nieco przekraczającym 3 proc., szybciej niż większość krajów z regionu. Głównym czynnikiem wzrostu będzie dwucyfrowy wzrost wynagrodzeń, który wesprze konsumpcję. Przyspieszenie wzrostu gospodarczego jest czymś pozytywnym, ale wzrost płac przekraczający wzrost produktywności może niepokoić. Firmy w pewnym zakresie mogą zaabsorbować wyższe płace, obniżając zyski, natomiast jeśli trend ten utrzyma się dłużej, to istnieje ryzyko odbicia inflacji albo wyższego bezrobocia. Po części z tej przyczyny nie widzimy obecnie miejsca na obniżki stóp procentowych w Polsce.

Jak oceniacie wpływ podwyżki płacy minimalnej w ostatnich latach? Czy ma to korzystny wpływ na potencjał wzrostu w Polsce?

Istotą płacy minimalnej jest raczej sprawiedliwy podział owoców wzrostu gospodarczego niż samo zwiększanie poziomu dochodu krajowego. Innymi słowy, płaca minimalna może być przydatnym narzędziem, dzięki któremu słabiej wyszkoleni pracownicy mogą liczyć na godne wynagrodzenie. Kłopot w tym, że zbyt szybki wzrost płacy minimalnej może uderzać w tychże pracowników poprzez wyższą inflację lub bezrobocie. Niestety nie ma jasnej zasady mówiącej o tym, jaki poziom płacy minimalnej jest już „zbyt szybki”. Niemniej jednak możemy powiedzieć, że wzrost płacy minimalnej w Polsce był szybki. Od 2019 r. trzykrotnie przekroczył wzrost średniego wynagrodzenia. W efekcie płaca minimalna w Polsce zbliża się do 60 proc. mediany wynagrodzeń. Porównując z innymi krajami, to wysoki poziom. O ile uważamy, że zmniejszanie nierówności społecznych powinno pozostać ważnym celem polityki gospodarczej, o tyle zalecalibyśmy ostrożność w kwestii dalszych znaczących podwyżek płacy minimalnej.

Jak szybko jesteśmy w stanie jako region, w tym Polska, nadrobić dystans do średniej unijnej?

Polska gospodarka zrobiła imponujące postępy w zakresie konwergencji dochodowej z Unią Europejską. Dochód na mieszkańca wzrósł z 65 proc. do 80 proc. średniej unijnej w ciągu ostatnich 10 lat. Patrząc w przyszłość, pełna konwergencja z UE jest jak najbardziej możliwa w ciągu najbliższych dwóch dekad. Jednakże to nie jest czas na popadanie w samozadowolenie, jako że Polska ma przed sobą wiele wyzwań. Na przykład szybki wzrost wynagrodzeń zmniejszył konkurencyjność Polski w stosunku do jej partnerów handlowych, a zasoby pracy w kolejnych latach będą raczej maleć w związku ze starzeniem się społeczeństwa. Ponadto, zarówno napięcia geopolityczne, jak i przemiany gospodarcze takie jak rozwój elektromobilności, sprawiają, że zmieniają się warunki konkurencji o inwestycje zagraniczne. Środki z KPO po części odpowiadają na te wyzwania, ponieważ zwiększają zasoby kapitału w Polsce, redukując lukę do bogatszych krajów UE. Patrząc szerzej, należy się starać o to, by Polska nadal była miejscem, w którym globalne firmy będą chętnie inwestowały. Aby tak się działo, potrzebni są dobrze wyszkoleni pracownicy, wysoka aktywność zawodowa, korzystne otoczenie regulacyjne, stabilny system prawa oraz solidna infrastruktura.

Czy inflacja w Polsce różni się od tej np. w Czechach? Jakie płyną z tego konsekwencje dla polityki pieniężnej w naszym kraju?

Napięcia, z jakimi się mierzy polska gospodarka, są podobne w całym regionie. Z jednej strony inflacja zmalała szybciej, niż oczekiwano, co jest bardzo pozytywne. Z drugiej strony zarówno inflacja bazowa, jak i tempo wzrostu wynagrodzeń pozostają znacząco powyżej poziomów spójnych z celem banku centralnego, co wskazuje, że inflacja nadal jest wyzwaniem. Z tego powodu jesteśmy podobnego zdania co niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej, którzy uważają, że z obniżką stóp należy poczekać na wyraźniejsze sygnały spadku presji inflacyjnej.

Jakie byłoby pożądane tempo równoważenia finansów publicznych w Polsce? Jak pomoże w tym oczekiwane przyśpieszenie wzrostu PKB?

Szybki wzrost gospodarczy może znacząco wspierać finanse publiczne. Wymieniając tylko kilka korzyści, zwiększa bazę podatkową, obniża poziom długu publicznego do PKB oraz sprawia, że łatwiej jest finansować inwestycje publiczne, które będą wspierać wzrost gospodarczy w przyszłości. Jednakże pożądane tempo wzrostu to niekoniecznie najszybszy wzrost gospodarczy, jaki da się osiągnąć w danym roku. Chodzi raczej o to, by był to wzrost stabilny, niegenerujący takich problemów jak: inflacja, rosnące nierówności czy nadmierne deficyty w bilansie handlowym. Dla Polski taki wzrost gospodarczy, często określany jako potencjalny, jest bliski 3 proc. rocznie. Istotne jest, by podkreślić, że rządy mogą zwiększać potencjalny wzrost gospodarczy, prowadząc dobrą politykę. Aby zwiększyć potencjalny wzrost Polski, należy przede wszystkim zadbać o wyższe inwestycje prywatne.

Czy trajektoria długu publicznego dopuszczająca możliwość – bez podejmowania żadnych dodatkowych działań ograniczających deficyt – przekroczenia przez dług granicy 60 proc. PKB niesie za sobą jakieś konkretne ryzyko dla długookresowego wzrostu gospodarczego?

Co do zasady nie ma jednego poziomu długu publicznego, który uznalibyśmy za groźny dla gospodarki. Każde państwo jest inne i inaczej radzi sobie z długiem publicznym. Dlatego też MFW prowadzi analizę stabilności długu dla każdego państwa z osobna, z uwzględnieniem lokalnych ryzyk i kontekstu. W naszych analizach zwracamy uwagę na to, dlaczego dług rośnie. Zazwyczaj jesteśmy mniej zaniepokojeni wzrostem długu, gdy gospodarka mierzy się z tymczasowymi wyzwaniami takimi jak pandemia, gdy rząd krótkookresowo zwiększa deficyty, by wesprzeć gospodarkę, której brakuje inwestycji prywatnych. I vice versa, martwimy się, gdy deficyty rosną w okresie silnego wzrostu gospodarczego, ponieważ znacząco zwiększa to ryzyko wyższej inflacji. W tym kontekście pozytywnie oceniamy starania Polski w kwestii zmian reguły fiskalnej, która pomoże stabilizować finanse publiczne w przyszłości.

W prezentacji w trakcie niedawnego seminarium poświęconego prezentacji raportu na temat perspektyw europejskiej gospodarki pan Danninger mówił o perspektywie wzrostu wydatków publicznych w perspektywie 2050 r. w krajach rozwiniętych oraz w naszym regionie w związku m.in. z obronnością i trendami demograficznymi. Jakie są szacunki tego wzrostu dla Polski?

Polska, podobnie jak inne kraje, ma przed sobą dwa znaczące i konkurujące ze sobą wyzwania w zakresie finansów publicznych. Po pierwsze, obecny deficyt fiskalny jest wysoki i rząd powinien go z czasem obniżać, zarówno aby ostatecznie ustabilizować dług publiczny, jak i by dostosować się do nowych unijnych zasad fiskalnych. Po drugie, Polska ma przed sobą wiele potrzeb wydatkowych związanych ze zmianami klimatycznymi, z bezpieczeństwem oraz ze starzeniem się społeczeństwa. Szacujemy, że w regionie dodatkowe wydatki na powyższe cele sięgną ok. 8 proc. PKB do 2050 r. Potrzeby Polski są na porównywalnym poziomie. Sprostanie tym wyzwaniom, przy jednoczesnym wsparciu wzrostu gospodarczego w średnim okresie, będzie wymagało podejmowania ostrożnych decyzji i szukania kompromisów. Dodatkowo, sądzimy, że należy ograniczyć do minimum dalsze uznaniowe zwiększanie wydatków czy obniżki podatków, ponieważ jedynie spotęgują one wyzwania, z którymi się mierzą finanse publiczne. ©℗

Łukasz Wilkowicz

Europa (w tym Polska) z niską inflacją

W Polsce roczne tempo wzrostu cen w maju przyśpieszyło, ale wolniej, niż spodziewali się analitycy. Według wstępnych danych Głównego Urzędu Statystycznego 12-miesięcza inflacja wyniosła w ubiegłym miesiącu 2,5 proc. (o tyle średnio ceny były wyższe niż w maju ub.r.). W kwietniu była jeszcze na poziomie 2,4 proc. Ekonomiści oczekiwali w maju wyniku na poziomie ok. 2,8 proc.

„Maj stanowi szósty z rzędu miesiąc, w którym inflacja okazała się niższa niż przewidywano. Co więcej, suma odnotowanych od początku 2023 r. zaskoczeń wynosi już minus 4,2 pkt proc.” – napisali w piątkowym raporcie analitycy Santander Bank Polska.

Pełne dane na temat inflacji w maju poznamy w połowie miesiąca. Na razie wiadomo, że ceny paliw w maju były o 3,6 proc. wyższe niż rok wcześniej, nośniki energii potaniały w ciągu 12 miesięcy o 1,8 proc., a żywność i napoje bezalkoholowe podrożały o 1,6 proc. Właśnie ta ostatnia kategoria zdaniem ekspertów była źródłem niespodzianki. W maju w porównaniu z kwietniem ceny wzrosły tylko o 0,3 proc. Prognozom towarzyszyła duża niepewność związana z powrotem od kwietnia 5-proc. stawki VAT na żywność. Pomimo powrotu podatku tempo wzrostu cen żywności w maju było niższe niż miesiąc wcześniej.

Majowy wynik oznacza, że inflacja znalazła się dokładnie w środku celu Narodowego Banku Polskiego. Nie oznacza to jednak, że znacząco wzrosły szanse na rychłą obniżkę stóp procentowych w Polsce. Członkowie Rady Polityki Pieniężnej zwracają uwagę na utrzymujące się wysokie tempo wzrostu płac. Jak podkreślał w ostatnich miesiącach Adam Glapiński, prezes NBP, Rada większą uwagę zwraca na inflację bazową, pokazującą wpływ presji cenowej w krajowej gospodarce. Zdaniem analityków inflacja bazowa wyhamowała w maju do mniej niż 4 proc. Najbliższe posiedzenie RPP jest zaplanowane na wtorek i środę. Główna stopa NBP od października ub.r. pozostaje na poziomie 5,75 proc.

W piątek poznaliśmy dane na temat inflacji w strefie euro. Maj był tam pierwszym w tym roku miesiącem przyśpieszenia rocznej dynamiki cen. W kwietniu inflacja wynosiła tam 2,4 proc. Miesiąc później było to 2,6 proc. W przypadku zharmonizowanego wskaźnika cen konsumpcyjnych (dającego się porównywać pomiędzy poszczególnymi krajami) nieco mocniejszy od oczekiwań był wzrost w czterech największych gospodarkach unii walutowej: w Niemczech, we Francji, Włoszech i w Hiszpanii. Miary inflacji obliczane według metodyki krajowej w Niemczech i Hiszpanii wypadły poniżej prognoz.

Nie wiadomo jeszcze, jak kształtowała się w maju inflacja w innych dużych krajach Europy Środkowowschodniej. Na razie znamy dane ze Słowenii i z Chorwacji. W obu krajach tempo wzrostu cen wyhamowało. W Słowenii ceny płacone przez konsumentów były o 2,5 proc. wyższe niż rok wcześniej. To najmniejszy wzrost od niemal dwóch lat. W Chorwacji, która z początkiem ubiegłego roku przyjęła euro, co zdaniem części komentatorów miało się przyczynić do skoku cen, inflacja w maju wyniosła 3,3 proc. Był to najniższy wynik od września 2021 r.

Spadająca inflacja to efekt odwrócenia szoków na rynkach żywności i surowców energetycznych związanych z rosyjską agresją na Ukrainę, a także zaostrzania polityki pieniężnej przez banki centralne. ©℗

Łukasz Wilkowicz