W relacji do PKB wartość kredytów i pożyczek gospodarstw domowych i firm jest najmniejsza od czasów globalnego kryzysu z 2008 r.
Zobowiązania krajowych firm z tytułu kredytów, pożyczek i emisji papierów dłużnych zmniejszyły się w końcu ub.r. do niewiele ponad 37 proc. PKB. W porównaniu z końcem 2020 r. oznacza to spadek o 9 pkt proc. Zadłużenie gospodarstw domowych zmniejszyło się w tym czasie o 11 pkt proc., do mniej niż 24 proc. Tak niskie było ostatnio w 2008 r.
To w naszej gospodarce trend bez precedensu. Po części wynika on z wysokiej inflacji. Skok cen, do jakiego doszło w ostatnich latach, sprawił, że gospodarka w ujęciu nominalnym urosła w dużo większym stopniu niż realnie. Wpłynęło to na wszelkie wskaźniki odnoszone do nominalnego PKB. Ale kryje się za tym więcej: gospodarka w mniejszym stopniu niż w poprzedniej dekadzie opiera się na kredycie. Oznacza to zmniejszenie roli sektora finansowego, na co od pewnego czasu zwracają uwagę sami bankowcy. Dotknięte są tym zwłaszcza krajowe banki, których udział w ogólnej kwocie zobowiązań kredytowych firm spadł w ubiegłym roku do mniej niż jednej trzeciej z ok. 40 proc. pięć lat temu.
Innym czynnikiem są wysokie stopy procentowe. Wzrost oprocentowania zobowiązań (zdecydowana większość kredytów w Polsce ma oprocentowanie zmienne; wzrost rynkowych stóp w reakcji na decyzje Rady Polityki Pieniężnej niemal natychmiast przekłada się na wysokość płaconych rat) i skłania do przedterminowych spłat. Jest ich tak dużo, że nie rekompensuje tego „produkcja” nowych kredytów czy pożyczek.
Trend oddłużeniowy ma przy tym przełożenie na ofertę instytucji finansowych: duża przewaga depozytów nad kredytami sprawia, że banki mogą sobie pozwolić na utrzymywanie oprocentowania lokat na niskim poziomie.
W ostatnim czasie banki udzielały kredytów dla firm o wartości co najmniej 40 mld zł w skali kwartału. Spłaty należności zaciągniętych wcześniej sprawiły, że cały portfel był w końcu marca o raptem 3,5 mld zł większy niż we wrześniu ub.r. W porównaniu z marcem 2023 r. był spadek przekraczający 9 mld zł. W hipotekach 27 mld zł sprzedaży w I kwartale to najlepszy wynik w historii. Portfel kredytów mieszkaniowych w złotych urósł w tym czasie o 12 mld zł. Ogólna kwota zadłużenia Polaków z tytułu hipotek była mniejsza niż rok wcześniej z uwagi na to, co dzieje się z kredytami walutowymi. Są one spłacane. W ramach ugód przy konwersji na złote część należności banki umarzają. Zadłużenie spada też w wyniku korzystnych dla klientów wyroków sądów.
Kredyty dla firm
O tym, że popyt na kredyt ze strony firm wraca, mówił podczas poniedziałkowej prezentacji wyników za I kwartał ING Banku Śląskiego prezes Brunon Bartkiewicz. Zaznaczał jednak, że jeszcze „nie widać tego w liczbach”.
Zdaniem Ernesta Pytlarczyka, głównego ekonomisty Banku Pekao, „trend oddłużeniowy” będzie się jeszcze utrzymywał. – W przypadku firm to powinno skończyć się wcześniej. Dotychczas przedsiębiorstwa nie widziały powodu, by sięgać po kredyt. Perspektywy rynkowe nie zachęcały do inwestycji, ale gdy gospodarka wyraźniej ruszy do przodu, pojawi się potrzeba zwiększenia nakładów. Ponadto jest kwestia transformacji energetycznej. Ruszą też projekty związane z Krajowym Planem Odbudowy – mówi ekspert. Jego zdaniem wyraźniejszy popyt na kredyt ze strony firm może się pojawić w przyszłym roku.
– Jeśli chodzi o gospodarstwa domowe, to one w kryzysie energetycznym straciły. Nastąpiła erozja realnej wartości majątku. Ciągle jest dużo obaw. Dlatego konsumenci starają się zwiększać oszczędności netto – ocenia Pytlarczyk.
Jego zdaniem krótkoterminowo – z perspektywy gospodarki wracającej do stanu równowagi po skoku cen – oddłużenie to zjawisko pożądane. Wzrost stopy oszczędzania ma bowiem charakter dezinflacyjny. – Inaczej, jeśli patrzy się od strony tempa wzrostu gospodarczego, zwłaszcza inwestycji. Ale u nas jest swego rodzaju fetysz inwestycji. Ich poziom od lat jest niższy, niż byśmy chcieli, ale nie przeszkadzało to wzrostowi – wskazuje rozmówca DGP.
W końcówce ubiegłego roku wartość depozytów firm przekroczyła pół biliona złotych. Niewiele ponad dwa lata wcześniej była niższa o 100 mld zł. Na początku tego roku – podobnie jak w latach poprzednich – nastąpił niewielki spadek. Saldo depozytów gospodarstw domowych zbliżyło się w marcu do 1,25 bln zł. Tu przyrost o ostatnie 100 mld zł zabrał mniej niż rok. Pomimo spowolnienia gospodarczego, jakie miało miejsce w kilku ostatnich kwartałach, firmy notują wysokie zyski. W czasie pandemii ich konta zasilały pieniądze z rządowych tarcz finansowych. Konsumentom sprzyja sytuacja na rynku pracy: bezrobocie pozostaje rekordowo niskie, płace rosną nominalnie w tempie wyraźnie przekraczającym 10 proc., a dzięki zahamowaniu inflacji w ujęciu realnym jest największy wzrost od początku stulecia. ©℗