Cena ropy naftowej Brent przekroczyła w czwartek, po raz pierwszy w tym roku, cenę 50 dolarów za baryłkę. Eksperci szacują, że ma to związek z malejącymi zapasami tego surowca w Stanach Zjednoczonych i problemami z wydobyciem niektórych producentów.

W czwartek cena ropy naftowej Brent na azjatyckim rynku wzrosła o 0,8 proc. do poziomu 50,13 dolara za baryłkę. Identyczny wzrost odnotowano na rynku w Stanach Zjednoczonych, gdzie za baryłkę surowca trzeba było zapłacić 49,93 dolara.

"Szacujemy, że światowe rynki ropy naftowej będą stymulowane przez zakłócenia w dostawach szczególnie z Nigerii i Kanady" - ocenił w rozmowie z dziennikiem "Financial Times" analityk Societe Generale, Michael Wittner.

"FT" przypomina, że pożary w Kanadzie ograniczyły produkcję ropy naftowej o 1 mln baryłek dziennie. Natomiast działania bojowników w Nigerii zmniejszyły poziom wydobycia do poziomu poniżej 1,4 mln baryłek dziennie. Londyński dziennik podkreśla także, że amerykańskie władze informowały w środę o znacznym spadku krajowych zapasów tego surowca. Dodatkowo Waszyngton szacuje, że w tym roku pobity zostanie rekord z 2007 roku w krajowym zużyciu paliwa.

Zapotrzebowanie na ten surowiec rośnie także w Indiach, Chinach i Rosji. Te trzy kraje w pierwszym kwartale 2016 roku zużywały razem ponad 1 mln baryłek ropy dziennie, czyli więcej niż w tym samym okresie 2015 roku - wynika z obliczeń Międzynarodowej Agencji Energetycznej.

"FT" dodaje, że jeżeli ceny za baryłkę ropy utrzymają się powyżej 50 dolarów, niektórzy producenci zdecydują się na zwiększenie produkcji - co może zatrzymać wzrost cen.