Nawet ożywienie rynków finansowych po ewentualnym zwycięstwie Trumpa, tak jak miało to miejsce w 2016 r., nie będzie dobrą wiadomością.
Od pewnego czasu wydawało się, że światowa gospodarka nie podlega prawu grawitacji. Wszystko wskazuje na to, że w 2023 r. wzrost gospodarczy w USA przyspieszył mimo zaostrzenia polityki monetarnej, jakiego nie było od lat 80. XX w. Europa w większości zrezygnowała z rosyjskiego gazu i nie spowodowało to ekonomicznej katastrofy. Globalna inflacja spadła bez znacznego wzrostu bezrobocia, na co wpłynęło po części ochłodzenie na rynku pracy. Wszystko to sprawia, że wraz z końcem roku optymiści, którzy przewidywali „miękkie lądowanie”, mogą odtrąbić zwycięstwo.
Jednak 2024 r. pozostanie trudny dla globalnego systemu gospodarczego. Inflacja wprawdzie spadnie, ale nadal będzie za wysoka. Polityka ekonomiczna stoi przed wyjątkowo trudnym zadaniem. Nawet jeśli Ameryka pozostanie odporna na recesję, to reszta świata może być nią bardziej zagrożona.
Niedawny spadek inflacji został przyjęty z ulgą przez szefów banków centralnych. Jednak w największych gospodarkach raczej nie obniży się ona do optymalnego poziomu 2 proc., chyba że dojdzie do spowolnienia. Pierwszą przyczynę takiej sytuacji stanowią zbyt rozgrzane rynki pracy i zbyt wysoki nominalny wzrost płac. Drugą przyczyną jest to, że światowa produkcja będzie się zmagać ze skutkami rosnących cen ropy naftowej. Gdy już myśleliśmy, że wstrząsy podażowe wywołane przez pandemię i inwazję Rosji na Ukrainę się uspokoiły, przywrócono łańcuchy dostaw, a gospodarka odzyskała równowagę, w drugiej połowie 2023 r. cena baryłki ropy poszybowała o jedną trzecią przez cięcia produkcji w Arabii Saudyjskiej i w innych państwach. Pojawiające się trendy spadkowe zostały zahamowane przez atak Hamasu na Izrael. Wyższa cena benzyny, będąca skutkiem tych wydarzeń, budzi obawy, że nadejdzie druga fala inflacji.
Główne banki centralne prawdopodobnie nie podniosą stóp procentowych, a ponowny wzrost inflacji, spowodowany cenami ropy, potraktują jako tymczasowy. Jednak nie będą też skłonne do obniżania stóp. Według najnowszych danych amerykańska gospodarka jest w stanie przetrwać w warunkach drogiego pieniądza, nawet jeśli duże firmy refinansujące długi i gospodarstwa domowe wydające oszczędności zaczynają czuć presję. Wysokie stopy procentowe mogą natomiast wpędzić w recesję już chwiejną gospodarkę strefy euro, której decydenci, w obawie przed inflacją, mimo wszystko nie zdecydują się na cięcia oprocentowania kredytów.
Pozorna stabilność gospodarki amerykańskiej również budzi zastrzeżenia, ponieważ rynek jest wspierany dzięki rządowemu zadłużeniu na niespotykaną skalę. Gdy powstawał ten tekst, deficyt rządu federalnego wynosił rocznie ponad 7 proc. PKB, a główne pytanie brzmiało, czy wyższe stopy procentowe utrzymają się na dłużej. Odpowiedź zależy od tego, czy szaleństwo zadłużania się będzie trwało. Zapewne tak, ponieważ Kongres nie stawi czoła temu problemowi w roku wyborów prezydenckich. A pierwszym zadaniem dla nowego lokatora Białego Domu będzie odnowienie ulg podatkowych wprowadzonych przez Donalda Trumpa w 2018 r. Wiele z nich wygasa w 2025 r., a nawet demokraci nie chcą dopuścić do ich zupełnego zniknięcia.
Rynki państw, których rządy nie zapożyczają się z takim rozmachem, wydają się bardziej zagrożone. Gospodarka światowa cierpi zarówno z powodu spowolnienia tempa wzrostu w Chinach, jak i ze względu na prawdopodobną recesję w Europie. To, czy Chiny wyjdą z kryzysu i unikną „japonizacji”, zależy od zakresu kontynuowania polityki stymulacji przez rząd. Ale zauważalne ostatnio pogorszenie się chińskiej polityki gospodarczej – od zakończenia polityki zero COVID do ograniczeń technologicznych – sugeruje, że nie powinniśmy się spodziewać dobrze skalibrowanych pakietów pomocowych. Dodajmy, że Chiny stoją przed ograniczeniami fiskalnymi z powodu zadłużenia swoich lokalnych rządów.
Globalny handel odczuwa ponadto skutki napięć geopolitycznych między Ameryką a Chinami oraz wzrostu protekcjonizmu. Organizacja Global Trade Alert podaje, że liczba instrumentów protekcjonistycznych wzrosła z ok. 9 tys. 10 lat temu do ok. 35 tys. dzisiaj. I chociaż niektóre rynki w Azji zyskują na przenoszeniu łańcuchów dostaw poza Chiny, to jednak zjawisko dublowania inwestycji i utrata przewag konkurencyjnych hamują potencjalny wzrost globalnej gospodarki. Nawet wygrani w tych procesach, jak dynamicznie rozwijające się Indie, wykazują niepokojącą skłonność do skupiania się na gospodarce wewnętrznej.
Kraje biedne, które nie są w stanie skorzystać na redystrybucji inwestycji, borykają się z wysokim zadłużeniem, niskim wzrostem i silnym dolarem. W 2024 r. Międzynarodowy Fundusz Walutowy nadal będzie miał problem z wypracowaniem sposobu umarzania zobowiązań krajom zadłużonym wobec Chin i innych pożyczkodawców, którzy nie przestrzegają tradycyjnych zasad restrukturyzacji długów. Jeżeli w Ameryce nadal gospodarka będzie napędzana przez deficyt, a globalny wzrost będzie rozczarowujący, można się spodziewać dalszego umocnienia dolara i w konsekwencji pogłębienia trudności państw-dłużników.
Wszystkie te trendy mogą zostać spotęgowane przez zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Druga kadencja Trumpa prawdopodobnie oznaczałaby jeszcze większe cięcia podatków, a więc zwiększenie deficytu, i eskalację wojny handlowej. Nawet ożywienie rynków finansowych po ewentualnym zwycięstwie Trumpa w listopadzie, tak jak miało to miejsce w 2016 r., nie będzie dobrą wiadomością. Za rok nadzieje na miękkie lądowanie globalnej gospodarki mogą być mniejsze. Szykujmy się raczej na początek kolejnej dzikiej jazdy. ©Ⓟ