Warto odejść od powiązania emerytury tylko z karierą zawodową – proponują eksperci – prof. Piotr Szukalski i i prof. Justyna Wiktorowicz.

W państwa badaniach prowadzonych w Instytucie Pracy i Spraw Socjalnych pojawia się enigmatyczny skrót NBE…
ikona lupy />
prof. Justyna Wiktorowicz / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe
ikona lupy />
prof. Piotr Szukalski / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

Nowi biedni emeryci.

Nowi? Przecież emeryt w Polsce to synonim biedy od lat.

Niezupełnie. Znane są historie, jak cała rodzina żyła z emerytury babci. Ale ci nowi biedni to jest fenomen, który pojawił się po reformie z 1998 r. Wówczas wprowadzono zasadę, wedle której wystarczy raz zapłacić za ubezpieczenie społeczne, aby uzyskać prawo do świadczenia emerytalnego.

To chyba sytuacja powinna się polepszyć: daje to przywilej tym, co nie wypracowali wieku emerytalnego.

Tak, ale ci, co pracowali mało, dostają grosze. Obecnie jest tak, że dopiero po przepracowaniu 20 lat przez kobiety i 25 przez mężczyzn jest gwarancja minimalnej emerytury, dziś to 1588,44 zł brutto. Ale nowi biedni, czyli ci, co nie mogą wykazać tych lat, mają znacznie mniej. Z naszych analiz wynika, że średnio 900 zł brutto. Dotyczy to 365 tys. osób i to rekordowo wysoka liczba.

To więcej, niż rodzi się rocznie dzieci.

Tak. To co 10. emeryt korzystający z nowej emerytury. Z formalnego punktu widzenia sytuacja wygląda tak: urodzeni do 1948 r. zostali w starym systemie. Po 1969 r. nie mają już wyboru – mogą być tylko w nowym. Ale to oznacza, że ponad 20 roczników miało wybór. Tym, którzy się urodzili na początku lat 50., bliżej było do starego systemu, ale każdy nowy rocznik coraz bardziej się skłaniał do nowego systemu. Pierwsze kobiety odbierały według nowego schematu emerytury w 2009 r., a mężczyźni w 2014 r.

Kiedy już wszyscy będą na nowych zasadach?

Kobiety i mężczyźni urodzeni w 1969 r. i później. Na razie przechodzą na emeryturę kobiety urodzone w 1963 r., mężczyźni w 1958 r. Czyli zostało nam jeszcze 10 roczników, które mogły wybierać.

Czyli grupa NBE będzie się powiększać?

Tak, nawet chcieliśmy oszacować tę przyszłość, ale ZUS ma zdigitalizowane papiery od 1999 r. Wszystko, co jest wcześniej, jest w papierowych teczkach. Ale już teraz widzimy, że co 6.–7. osoba, która przechodziła na nowy system, wpadła w sidła NBE.

Gdyby był stary system, to ci ludzie nie dostaliby nic. Dostaliby tylko, gdyby pracowali ponad 20/25 lat.

Fakt, o tym trzeba pamiętać. Jak również o tym, że część osób może mieć inny dochód, bo np. pracowały za granicą. Uderzają jednak dysproporcje w podziale na płeć.

To znaczy?

80 proc. NBE to kobiety.

Badaliście przyczyny?

Tak. Wyszło nam, że część kobiet zajęła się rodziną, a była utrzymywana przez męża. To fenomen np. widoczny na Śląsku. Tutaj górnicy zarabiali dość dobrze, w efekcie mamy ogromne dysproporcje. Kobiet w grupie NBE na Śląsku jest 10 razy więcej niż mężczyzn, to 40 tys. do 4 tys. W badaniach wychodzi, że główną przyczyną długoterminowego niepodejmowania pracy jest opieka nad osobami bliskimi: nad dziećmi albo innymi osobami w rodzinie, które wymagały opieki. I nawet wśród mężczyzn ten powód też się pojawia. Tylko gdy już pytaliśmy, czy ta przyczyna była istotna i długotrwała, np. trwająca dłużej niż 10 lat, to w tej grupie już były głównie kobiety. To je po prostu na stałe wyklucza z rynku pracy, bo nie miały wyboru.

Jak to nie miały?

To osoby, których szczyt kariery zawodowej powinien przypadać na lata 90. I tu – w fenomenie NBE – wychodzą przemiany społeczne i gospodarcze, które się wówczas pojawiły. Z jednej strony silny model rodziny, w którym matka jest w domu z dziećmi. A do tego zwijające się w latach 90. usługi społeczno-opiekuńcze: żłobki, przedszkola. Szczególnie mocno to widać u osób, które musiały się zająć dzieckiem z niepełnosprawnością. Dla 5 proc. kobiet z tej grupy był to powód wykluczający na stałe z rynku pracy.

Jakie są główne przyczyny tego, że mężczyźni wpadli do tej grupy. Chyba nie opieka nad dziećmi?

Jedna czwarta deklarowała, że wynikało to z ich własnych problemów zdrowotnych. U nich też powodem były wyjazdy do pracy za granicę albo inne dochody. Czasem – opieka nad współmałżonkiem. Ale była to przyczyna krótkotrwała.

Coś więcej można powiedzieć o tej grupie?

Pytaliśmy o sytuacje życiowe, o ich wykształcenie, o motywację do pracy, badaliśmy postawę przedsiębiorczą i podejście do pracy. Potwierdza się teza, że niski kapitał społeczny jest czynnikiem popychającym do grupy NBE.

Nie znaleźli pracy, bo brakowało im umiejętności i wykształcenia?

Gdy patrzymy na osoby w wieku 60 plus, to poziom wykształcenia jest dużo niższy niż u młodszych pokoleń. Natomiast tu ta dysproporcja była jeszcze większa. Około 80 proc. mężczyzn znajdujących się w grupie potencjalnie nowych biednych emerytów ma wykształcenie co najwyżej zasadnicze zawodowe. W przypadku kobiet odsetek jest niższy, wynosi blisko dwie trzecie. Tu jednak pewne zaskoczenie. Wydawało nam się logiczne, że grupę NBE będą stanowiły osoby, które w najtrudniejszym okresie dla polskiego rynku pracy, na początku lat dwutysięcznych, nie miały zatrudnienia. I jak spojrzymy na mapę, widać, że najwyższe wskaźniki bezrobocia (jako przykład podajemy 2004 r.) są w rejonach Polski północnej, zahaczając o rejon wschodni i zachodni. Jeśli natomiast spojrzymy, gdzie dziś jest najwięcej NBE, to nie pokrywa się to z poprzednimi danymi. Najwięcej takich osób jest na tzw. ścianie wschodniej.

Czego to dowodzi?

Że na brak wypracowanego okresu składkowego nie miały wyłącznie wpływu problemy ze znalezieniem pracy. Jednym z ważniejszych czynników są więc wspomniane kwestie kulturowe, podziału ról w rodzinie.

Czy to oznacza, że system emerytalny nie dostrzega kobiet?

Można odnieść wrażenie, że stary system emerytalny był pod tym względem bardziej sprawiedliwy. Jedną czwartą całego wliczanego do emerytury okresu można było wypełnić okresami nieskładkowymi. Można było zaliczyć nie tylko urlop macierzyński, lecz także wychowawczy. Także czas nauki, do pięciu lat studiów. Dostawało się co prawda znacznie gorszą składkę, ale dziś liczy się tylko kwestia kapitału emerytalnego, czyli ile kto uzbiera.

Czy pobieranie niskiego świadczenia zawsze oznacza biedę?

Wśród pytań, jakie zadaliśmy respondentom, było i takie: jak przewidujesz, z czego będziesz się utrzymywać w dłuższym okresie? 80 proc. odpowiedziało, że z emerytury. Natomiast ok. 20 proc. – z innych źródeł. W tym często kobiety wskazywały, że będzie je utrzymywał współmałżonek. To pokazuje, że nie jest to do końca jednorodna grupa.

Czy i kogo wyniki tych badań powinny niepokoić?

Po analizie zebranych danych mamy mieszane uczucia i trudno pisze się na ich podstawie rekomendacje. Na pewno grupa NBE będzie szybko rosła, jest zróżnicowana pod względem przyczyn. Dodatkowo znaczący odsetek badanych stwierdził, że ich obecna sytuacja jest konsekwencją świadomie podejmowanych w przeszłości wyborów.

Potrzeba rozwiązań systemowych?

Nie należy z góry zakładać, że każdy, kto uzyskuje świadczenie niższe niż emerytura minimalna, potrzebuje od razu systemowego wsparcia. Pytaliśmy, na co starczają im środki, którymi dysponują. Co piąta osoba mówiła, że na wszystko. Ale jednocześnie była znaczna grupa, ok. 20 proc., która mówiła, że odmawia sobie rzeczy absolutnie podstawowych. Trzeba pamiętać, że wśród NBE są również np. gwiazdy polskiej sceny i estrady. Trzeba więc patrzeć nie tylko na strumień bieżących dochodów, lecz także oszczędności zgromadzone. Problem pojawia się, gdy tego drugiego źródła nie ma lub gdy się wyczerpuje. To zmierza w kierunku rozwiązań, by nieodpłatna dziś praca rodziców, głównie matek, była jednak doceniona.

Nowi biedni emeryci mogliby podjąć aktywność zawodową, by wyrobić okres składkowy?

Nie więcej niż co 10. pytany ma na to ochotę. Być może warto jest odejść od neoliberalnego myślenia o uprawnieniach emerytalnych, jako związanych wyłącznie z realizacją jedynej kariery – zawodowej. Wiele państw dolicza do okresu składkowego okres spędzony z dziećmi. We Francji np. to pięć lat. Tam, jak kobieta urodziła piątkę dzieci, może nie przepracować ani jednego dnia, ale emeryturę ma liczoną tak, jakby przez 25 lat była aktywna zawodowo. Rodzi się też pytanie, dlaczego jesteśmy jednym z nielicznych krajów OECD, który wprowadził zasadę braku minimalnego wymiaru stażu pracy do uzyskania emerytury. W większości krajów minimum to 10 lat. Musimy liczyć się też z ryzykiem nadużyć. Załóżmy, że ktoś zbliża się do wieku emerytalnego, a nigdy nie pracował. Prosi znajomego, by zatrudnił go na jeden dzień. Zapłaci od tego składkę w wysokości ok. 20 zł. I uzyska kilkugroszową emeryturę, a równocześnie – prawo do trzynastki i czternastki. System nie powinien dawać takich możliwości. ©℗

Rozmawiały Klara Klinger, Paulina Nowosielska