Władze miast apelują do Sejmu o korekty w podziale pieniędzy z budżetu, przeznaczonych na wsparcie lokalnych kas. Rząd jednak nie chce pójść im na rękę i mówi o potrzebie zrównoważonego rozwoju kraju.
Dziś rano premier Mateusz Morawiecki spotka się z samorządowcami i poinformuje o sposobie podziału kwoty 14 mld zł z budżetu państwa pomiędzy wszystkie samorządy w Polsce.
Rząd tym samym powtarza manewr zastosowany w latach 2021 i 2022 – kolejny raz kieruje miliardy do lokalnych kas, by zrówno- ważyć budżety. Dwa lata temu było to ponad 8 mld zł, rok temu – 13,7 mld zł. To efekt piątkowej nowelizacji tegorocznego budżetu. „Dodatkowe dochody będą stanowiły uzupełnienie subwencji ogólnej, co pozwoli samorządom na elastyczne gospodarowanie tymi środkami” – twierdzi rząd w przygotowanym projekcie, procedowanym na bieżącym posiedzeniu Sejmu.
W ostatnich dniach trwały dyskusje rządu z samorządami odnośnie do sposobu podziału tych środków (pisaliśmy o tym m.in. 6 czerwca). Na bazie ustalonego algorytmu największe miasta zrzeszone w Unii Metropolii Polskich (UMP) wyliczyły, na jakie kwoty mogą liczyć.
W sumie 12 największym jednostkom miejskim przypadnie ponad 1,4 mld zł, czyli ok. 10 proc. całej puli. Kwotowo najwięcej otrzyma Łódź, następne w kolejności są Warszawa i Kraków. Wsparcie poniżej 100 mln zł otrzymają cztery miasta: Białystok, Katowice, Lublin i Rzeszów.
– Czekamy na te kroplówki, bo bez nich nie przeżyjemy. Ale nie jest to pełna rekompensata utraconych wpływów. W naszym wypadku to rekompensata ubytków w PIT na poziomie 70 proc. – mówi Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku i szef UMP.
O podanie swoich szacunków poprosiliśmy resort finansów, jednak do zamknięcia tego wydania DGP nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Nieoficjalnie w rządzie słyszymy, że faktyczne kwoty mogą się nieco różnić od tych, które wyliczyły miasta. Ale pewne jest to, że żadne z nich nie dostanie więcej niż 200 mln zł.
Wątpliwości miast budzi przyjęty przez rząd algorytm podziału środków. Zasadniczo pieniądze będą szły trzema strumieniami. Kwota 7,5 mld zł będzie podzielona według udziałów poszczególnych JST we wpływach z PIT. Obowiązywać tu będą dolne widełki, tzn. 1,5 mln zł – w przypadku gminy, 3,4 mln zł – w przypadku powiatu – oraz 10 mln zł – w przypadku województwa. Kwota 3,5 mld zł trafi do tych JST, których dochody są niższe od 110 proc. średnich dochodów podatkowo-subwencyjnych. Pozostałe 2 mld zł to tzw. nagroda inwestycyjna, dzielona między gminy według wysokości wydatków majątkowych w latach 2020–2022. Z podziału tej ostatniej kwoty są wykluczone miasta powyżej 150 tys. mieszkańców.
„Łączne działanie trzech zespołów reguł podziału środków przynosi rezultaty, które należy określić jako absurdalne” – ocenia UMP. Wskazuje, że na poziomie gminnym z podwyższenia transferu do minimalnej kwoty 1,5 mln zł korzysta przeszło 1800 jednostek, co wskazuje, że „nie chodzi o wsparcie jedynie najmniejszych gmin, co do których zasadnie można by twierdzić, że koszt wykonywania przez nie zadań publicznych jest wyższy niż w innych gminach”. Co więcej, jak zauważa UMP, wśród beneficjentów są gminy liczące przeszło 20 tys. mieszkańców, a jedną z nich jest najbogatsza ostatnimi laty gmina w Polsce – Kleszczów.
Rząd przyznaje, że tegoroczny algorytm jest korzystny przede wszystkim dla małych i średnich miast, ale odpiera zarzuty prezydentów UMP. – Do podziału tych środków podchodzimy tak, by uzupełniać dochody budżetowe JST w sposób zapewniający zrównoważony rozwój. Takiego problemu rozwojowego duże miasta nie mają, natomiast małe i średnie gminy mają wiele do nadrobienia w zakresie inwestycji – tłumaczy rzecznik rządu Piotr Muller. Inny rządowy rozmówca przypomina, że są w Polsce gminy, które w ramach dochodów z PIT otrzymywały jedynie 200–300 tys. zł. – Dla takich jednostek zastrzyk minimum 1,5 mln zł to pieniądze, jakich dawno tam nie widziano – przekonuje rozmówca DGP.
Podobne opinie słychać ze strony samorządowców reprezentujących mniejsze miejscowości. – Co za różnica dla m.st. Warszawy, które ma budżet 20 mld zł, czy ono dostanie 50 mln zł, czy 100 mln zł? Natomiast w małych gminach dzięki temu powstanie kawałek drogi – komentował 6 czerwca na łamach DGP Krzysztof Iwaniuk ze Związku Gmin Wiejskich RP. ©℗
Budżetowe perspektywy na przyszły rok
Rząd przyjął wczoraj założenia projektu budżetu państwa na rok 2024. „Założenia makroekonomiczne są spójne z przesłaną do Komisji Europejskiej Aktualizacją Programu Konwergencji, jednak z uwzględnieniem wpływu programu 800+ na gospodarkę” – podaje kancelaria premiera.
W założeniach rząd zakłada, że w przyszłym roku PKB wzrośnie o 3 proc., co ma być efektem spadającej inflacji (oczekuje się, że inflacja w 2023 r. wyniesie średnio 12 proc., a w następnym roku 6,6 proc.), powrotem do dodatniej dynamiki płac realnych w ujęciu całorocznym oraz polepszenia nastrojów konsumentów.
Rząd liczy też na odbicie w inwestycjach. Podczas gdy w 2023 r. realny wzrost nakładów brutto na środki trwałe wyniesie 1,1 proc., to w roku przyszłym powinno to być już 4,4 proc. Jeśli chodzi o tempo wzrostu eksportu, to w przyszłym roku wyniesie 3,9 proc. (wobec 1,7 proc. w tym roku). Z kolei realny import w 2023 r. zmniejszy się o 0,3 proc., przede wszystkim w efekcie spadku popytu krajowego. W 2024 r. import będzie rósł w tempie zbliżonym do eksportu (3,8 proc.). W rezultacie – jak zauważa rząd – wkład eksportu netto we wzrost PKB wyniesie 1,2 pkt proc. w 2023 r. oraz 0,2 pkt proc. w 2024 r.
Wzrost przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej wyniesie w 2023 r. 11,9 proc., a w 2024 r. 9,7 proc. Ponadto w 2023 r. jest oczekiwany niewielki wzrost stopy bezrobocia do 5,5 proc. na koniec roku i jej spadek na koniec 2024 r. do 5,3 proc.
„W 2024 r. polityka gospodarcza rządu będzie nakierowana na wzmacnianie potencjału polskiej gospodarki po kryzysie energetycznym wywołanym przez rosyjską agresję na Ukrainę, przy zachowaniu dbałości o stabilność zadłużenia publicznego oraz uwzględnieniu wytycznych instytucji UE” – podsumowuje rząd. ©℗