- W tej chwili ryzyko prawne jest najważniejsze w sektorze bankowym. Potem długo, długo nic i dopiero ryzyko kredytowe - mówi Leszek Pawłowicz, koordynator Europejskiego Kongresu Finansowego, profesor Uniwersytetu Gdańskiego.
Jest konstruktywna, ma na celu redukcję ryzyka prawnego, które w tej chwili jest najważniejsze w sektorze bankowym. Potem długo, długo nic i dopiero ryzyko kredytowe czy inne. Ryzyko prawne wybuchło niespodziewanie, choć poniekąd na naszą własną prośbę.
Ono wyrosło z dość prostej kwestii, która w różnych krajach została rozwiązana. My już w 2006 r. mieliśmy propozycję szefa nadzoru dotyczącą zakazu udzielania kredytów walutowych. To byłaby skuteczna ochrona przed ryzykiem kursowym. Możemy mówić o klauzulach abuzywnych, ale przecież problem wynika z nieoczekiwanego wzrostu ryzyka kursowego dla frankowiczów. Ówczesna minister finansów, moja koleżanka Zyta Gilowska, liberał z przekonania, mówiła mi wtedy: „Lechu, absolutnie tego nie można popierać, to godzi w wolności obywatelskie”. To był czas boomu na rynku nieruchomości. Ja byłem wtedy członkiem rady nadzorczej Banku Pekao kierowanego przez Jana Krzysztofa Bieleckiego. Włosi, którzy byli właścicielami banku, mówili: „wy nie idźcie tą drogą”. I my nie udzielaliśmy takich kredytów, a wiceprezes do spraw klientów detalicznych co miesiąc raportował, jak tracimy udział w rynku.
Wtedy też mieliśmy propozycję przewalutowania kredytów Andrzeja Jakubiaka, przewodniczącego KNF. Była propozycja prezydenta Andrzeja Dudy. Ale one nie zostały zrealizowane. Teraz ryzyko narasta i ma już charakter systemowy. A od rozwiązywania problemów systemowych są instytucje państwa. Wcześniej ich bezczynność była co najmniej dziwna. Nie myślę tylko o nadzorze czy rządzie, ale też o Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy rzeczniku finansowym. Działają w interesie części klientów, nie zwracając uwagi, że to jest działanie na szkodę innych. Przecież ci, co mają depozyty, też są klientami banków. Podatnicy, którzy w ostatecznym rozrachunku mogą zapłacić za problemy banków, też powinni się liczyć.
Popatrzmy, jak zachowały się instytucje sieci bezpieczeństwa finansowego w USA. Ich szefowie podpisali decyzję, że w bankach, które miały problemy, chronione będą wszystkie depozyty, nie tylko do kwoty gwarantowanej. Decydenci wzięli na siebie ryzyko związane z taką decyzją. Nie wyobrażam sobie, by u nas było to możliwe. U nas zbyt wielu decydentów unika podejmowania decyzji, a rzadkością jest proponowanie konstruktywnych rozwiązań.
Ale to nie był projekt ustawy. Teraz są przygotowywane założenia ustawy. I to dobrze. To pozwoliłoby zredukować ryzyko prawne, a to najważniejsza sprawa.
Nie jestem politykiem. Wydaje mi się, że to można przeforsować.
Oczywiście, tak. Przewodniczący Jastrzębski stara się zredukować ryzyko systemowe ex post, gdy zupa się rozlała. Warto rozważyć, jak zredukować ryzyko ex ante. Aby coś podobnego nie zdarzyło się za lat 5, 10, 15, wydaje mi się, że należy pomyśleć o tym, by skonstruować umowę pozbawioną ryzyk prawnych i rekomendowaną przez instytucje publiczne, w szczególności przez UKNF, UOKiK, rzecznika finansowego, a także Izbę Cywilną Sądu Najwyższego. Najlepiej, gdyby jednolity wzorzec miał umocowanie ustawowe. Wtedy podważanie umowy teoretycznie byłoby możliwe, ale praktycznie niewyobrażalne. ©℗