20 lat temu politycy rządzącej prawicy nagle zorientowali się, że deficyt będzie wynosił prawie… połowę ówczesnego budżetu. Powtórki nie będzie, bo w rządzie nikt nie chce tego policzyć.
20 lat temu politycy rządzącej prawicy nagle zorientowali się, że deficyt będzie wynosił prawie… połowę ówczesnego budżetu. Powtórki nie będzie, bo w rządzie nikt nie chce tego policzyć.
W pierwszych dniach sierpnia prasa przyniosła informacje, że – według szacunków Ministerstwa Finansów – deficyt budżetowy w roku 2002 może sięgnąć gigantycznej kwoty 88 mld zł (dla porównania całość dochodów budżetu w 2001 r. zaplanowano na 152,5 mld zł”. To fragment „Historii politycznej Polski” Antoniego Dudka. Mówi o tzw. dziurze Bauca zwanej tak nie dlatego, że to ówczesny minister finansów odpowiadał za niezbilansowanie przychodów i wydatków publicznych. Cztery lata rządu AWS–UW to był czas rosnących stałych wydatków budżetowych przy jednoczesnym braku równie stałego finansowania. Jarosław Bauc po prostu zlecił policzenie wydatków i przychodów. I jak wielu posłańców złych wieści został – w tym przypadku politycznie – ścięty.
Obserwując dzisiejszą rzeczywistość finansowo-polityczną, można mieć poczucie pewnego déjà vu. Ale tym razem, o ile nam wiadomo, nikt w rządzie za ten temat się nie zabrał i nie policzył. Ba! Nawet ci obywatele, którzy interesują się polityką, nie znają nazwiska ministra finansów (dla porządku, jest nim Magdalena Rzeczkowska), a jeszcze kilka tygodni temu wielu z nich się wydawało, że wszystko jest w najlepszym porządku. Szczególnie jeśli opierali się na wypowiedziach członków obozu rządzącego. Ale coś się zmieniło i pojawiło co najmniej kilka zwiastunów tego, że sytuacja budżetowa jest, delikatnie mówiąc, daleka od ideału, a za progiem jest zima. Finansowa zima mrożąca wiele wydatków.
Na 24 października Bank Gospodarstwa Krajowego zaplanował przetarg obligacji na rzecz Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 oraz Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Z jego przeprowadzenia zrezygnowano na trzy dni przed planowaną datą. – Odwoływanie emisji obligacji, kiedy na rynkach finansowych całego świata mamy do czynienia z turbulencjami, jest rzeczą jak najbardziej normalną – wyjaśniał później premier Mateusz Morawiecki. Dla niewtajemniczonych: turbulencje polegają na tym, że oprocentowanie polskiego długu zaczęło gwałtownie rosnąć i sięgnęło już nawet 9 proc.
Ale sygnałów, że coś się psuje, jest więcej. I tak np. plan finansowy wspominanego Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych właśnie przestał być jawny, na co jako pierwszy zwrócił uwagę analityk Tomasz Dmitruk z „Nowej Techniki Wojskowej”. Jeszcze kilka tygodni wcześniej pozyskanie tego dokumentu nie było problemem. Jego utajnienie oznacza, że opinia publiczna nie pozna źródeł, z których pochodzą pieniądze w tym funduszu. Wcześniej planowano, że na jego potrzeby pożyczymy w 2023 r. prawie 40 mld zł. Teraz nie wiemy, jak jest (i będzie).
Wiemy za to, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Dlatego też warto uważnie wsłuchiwać się w komunikaty płynące z obozu rządzącego. Jak już pisaliśmy na łamach DGP, politycy Prawa i Sprawiedliwości zaczynają się przepraszać z myślą o ustąpieniu w sporze z Komisją Europejską i o pozyskaniu funduszy z Krajowego Planu Odbudowy. Wcześniej stanowisko brzmiało: „możemy pożyczać gdziekolwiek”. Teraz jest jasne, że warto sięgnąć po pożyczki z KPO, bo będzie to rozwiązanie o wiele tańsze. Niektórzy idą jeszcze dalej. „Były czasy prosperity, dziś są czasy kryzysu; myślę, że cięcia wydatków będą konieczne” – mówił w tym tygodniu wicepremier Jacek Sasin na łamach prorządowego tygodnika „Sieci”. „Chcemy uniknąć ograniczenia naszej polityki społecznej, która jest naszą dumą i której będziemy bronić do końca. Drugą sferą, której trzeba bronić przed cięciami, jest program zbrojeniowy kluczowy dla naszego szeroko rozumianego bezpieczeństwa. Cały pozostały obszar będzie musiał zostać przejrzany pod kątem bardzo dobrego gospodarowania pieniędzmi, wydawania tyle, ile jest konieczne. A pewne wydatki być może trzeba będzie zawiesić na określony czas” – tłumaczył polityk.
W także bliskim rządowi „DoRzeczy” pojawiła się informacja, że przy Nowogrodzkiej rozważane jest nawet wstrzymanie budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, który przez ostatnie lata był sztandarowym projektem inwestycyjnym Zjednoczonej Prawicy. Wydaje się, że to dopiero początek cięć. A fakt, że takie deklaracje padają na mniej niż rok przed wyborami, może sugerować, że sytuacja budżetowa jest o wiele gorsza, niż myślą pesymiści.
Oficjalnie wszystko jest w porządku. Jak informuje rząd, pod koniec września „Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy budżetowej na rok 2023. Dochody budżetu państwa planowane są na poziomie 604,7 mld zł, a wydatki 672,7 mld zł”. Deficyt ma wynosić prawie 70 mld zł – niewiele mniej niż dziura Bauca 20 lat temu – jednak biorąc pod uwagę, że sam budżet jest ponad cztery razy większy, nie jest to kwota przerażająca. Można wręcz powiedzieć, że jesteśmy w dobrej sytuacji, ponieważ oficjalny dług ujmowany jako odsetek PKB nawet spada. Problemy są jednak co najmniej dwa.
Po pierwsze, na przełomie wieków rządzący nie byli jeszcze tak biegli w sztuce wyprowadzania wydatków publicznych poza budżet państwa, jak są obecnie politycy Prawa i Sprawiedliwości. W przygotowanym przez wieloletnich pracowników Ministerstwa Finansów – Sławomira Dudka, Ludwika Koteckiego i Hannę Majszczyk – opracowaniu Forum Obywatelskiego Rozwoju można przeczytać, że różnica pomiędzy miarami długu publicznego zgodnymi z metodologią krajową a miarą unijną (dług EDP) wyniesie w 2022 r. dobrze ponad 300 mld zł. Z tego ponad 160 mld zł to Fundusz Przeciwdziałania COVID-19, a na Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych przypada skromne 15 mld zł. Ale już w przyszłym roku na ten drugi fundusz mamy przeznaczyć prawie 50 mld zł. W przyszłym roku w sumie „poza budżetem” będzie już ponad 400 mld zł. Mimo że Najwyższa Izba Kontroli piętnuje rząd za „bezprecedensowe mechanizmy służące wypychaniu wydatków poza budżet”. Trudno przy tym nie zauważyć, że w tym wypychaniu chodzi o mniejszą kontrolę społeczną i parlamentarną, na co wskazywał m.in. poseł Andrzej Rozenek (koło PPS).
Po drugie, dziura – w bliżej nam nieznanej wielkości – istnieje, brakuje za to nowego wcielenia ministra Bauca, czyli kogoś z rządu, kto zleciłby policzenie, jak jest duża (która to informacja w ten czy inny sposób przedostałaby się do opinii publicznej). Problem nie tylko w tym, że mamy dzisiaj niezwykle słabą politycznie minister finansów, ale również w tym, że nie ma ośrodka, który narzucałby pewną elementarną dyscyplinę finansową. Za czasów rządu PO–PSL funkcję takiego cerbera pełnił minister finansów Jacek Rostowski. Wielu go nie lubiło, ale przynajmniej było wiadomo, kto w rządzie kontroluje finanse. A obecnie jesteśmy w sytuacji, gdy premier Mateusz Morawiecki ogłasza budowę elektrowni jądrowej wspólnie z Amerykanami, a wicepremier Jacek Sasin – który też chce móc odtrąbić „sukces” – kilka dni później anonsuje budowę takiej siłowni, ale z partnerem z Korei. Oba projekty łączy to, że na razie żaden z nich nie ma zagwarantowanego finansowania. Taki rozwój sytuacji może tym bardziej zadziwiać, że przecież kariera Mateusza Morawieckiego przez lata była związana z sektorem finansowym.
– Doszliśmy do ściany. A prawda jest taka, że Excela się nie oszuka. Tu są tylko liczby i formuły, które nie poddają się partyjnej propagandzie. Coraz większym problemem staje się to, że w rządzie nikt nie kontroluje wydatków – mówi mi osoba przez lata związana z finansami publicznymi.
20 lat temu wysoki deficyt budżetowy był jednym z wielu gwoździ do politycznej trumny AWS. Sojusz Lewicy Demokratycznej, który przejął po nim władzę, już wprowadzone przez prawicę oszczędności budżetowe kontynuował, przez co również szybko tracił popularność. Dziś obraz stanu finansów publicznych jest nieco rozmyty, ale oczywiste jest, że w najbliższych miesiącach będzie gorzej i trudniej niż rok czy dwa lata temu. W żaden sposób nie jest przesądzone, że Zjednoczona Prawica podzieli los AWS, ale za to pewne jest to, że przed wyborami nowego wcielenia Bauca, który rzetelnie przedstawiłby nam sytuację finansową państwa, się nie doczekamy.
Reklama
Reklama