Władze monetarne w Japonii nie zamierzają ratować swojej waluty, która w tym roku radzi sobie najgorzej w grupie krajów G10.

Japoński jen wobec dolara amerykańskiego jest najtańszy od ponad trzech dekad. Bank centralny z Kraju Kwitnącej Wiśni idzie pod prąd i wbrew powszechnemu na świecie trendowi nie podnosi stóp procentowych. W efekcie waluta skazana jest na osłabianie się.

Luźna polityka

Pod koniec ubiegłego tygodnia dolar kosztował ponad 150 jenów. Ta bariera została przekroczona po raz pierwszy od sierpnia 1990 r. Od początku roku jen potaniał wobec dolara o ponad 30 proc. To dość niecodzienne, aby waluta trzeciej pod względem wielkości gospodarki świata aż tak mocno się osłabiała. Dla porównania euro względem dolara potaniało o 14 proc., podobnie jak chiński juan, a funt osłabił się o 17 proc. Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl, wskazuje, że jen jest w tym roku najsłabszy w gronie walut z krajów grupy G10. – Z ważnych walut gorzej radzą sobie wyłącznie turecka lira i argentyńskie peso. To rezultat tego, że Bank Japonii jako jedyny z głównych banków centralnych nie podnosi stóp procentowych – mówi Sawicki.
Główna stopa procentowa w Japonii od 2016 r. utrzymywana jest na poziomie minus 0,1 proc. W tym tygodniu bank centralny podejmie kolejną decyzję w sprawie polityki monetarnej, ale przedstawiciele tej instytucji nie pozostawiają złudzeń – podwyżek stóp nie będzie. – Bank Japonii utrzymuje taką politykę pieniężną, jaką prowadził w poprzednich latach, bo nie sądzi, aby otoczenie makroekonomiczne zmieniło się na tyle, żeby uzasadniało to zerwanie z praktykami z poprzedniej dekady. Bank centralny uważa, że funkcjonuje w świecie z przejściową inflacją (co oznacza, że inflacja spadnie sama, bez interwencji) i niedostatecznym popytem. Dlatego tamtejsza gospodarka ma wymagać dalszej stymulacji, również za pośrednictwem słabego kursu walutowego – mówi Piotr Bartkiewicz, ekonomista Banku Pekao. Dodaje, że trzeba pamiętać, że Japonia jest relatywnie zamkniętą gospodarką i deprecjacja kursu walutowego ma mniejszy wpływ na nią niż analogiczny ruch euro na gospodarkę strefy euro. – Nie znaczy to oczywiście, że takiego wpływu nie ma. Osłabienie jena oznacza wyższą inflację, a wyższa inflacja może się utrwalić i wymusić bardziej zdecydowaną reakcję banku centralnego w przyszłości – mówi Bartkiewicz.

Ceny rosną

Inflacja w Kraju Kwitnącej Wiśni wyniosła we wrześniu 3 proc. To poziom znacznie niższy niż w innych gospodarkach, ale i tak najwyższy w tym kraju od ośmiu lat. Przez większość ostatniej dekady inflacja w Japonii znajdowała się poniżej 2 proc., a w niektórych okresach występowała deflacja. – Japońscy decydenci próbują mieć ciastko i zjeść ciastko. Słaby jen teoretycznie powinien doprowadzić do wyjścia kraju z trwającej przez lata sytuacji, w której inflacja jest zdaniem banku centralnego za niska. Kontrasty w polityce monetarnej w relacji do innych banków centralnych stały się jednak zbyt duże, dlatego też we wrześniu zdecydowano się na fizyczną interwencję na rynku walut – mówi Marek Rogalski, analityk DM BOŚ. We wrześniu Japonia wydała rekordowe 2,8 bln jenów (19,7 mld dol.) na interwencję polegającą na sprzedaży dolarów i kupowaniu własnej waluty. To pierwsza taka sytuacja od 1998 r.
– Bank Japonii ma jednak pełną świadomość tego, że nie odwróci tym trendów na jenie. Warto też sobie jasno powiedzieć, że słaby jen nie szkodzi japońskiej gospodarce, o ile dynamika tego ruchu nie jest nazbyt gwałtowna – mówi Marek Rogalski. ©℗